środa, 3 października 2012

#27. "Już myślałam, że to jakiś zboczeniec."

Od rana pogoda była okropna. Cały czas padało, z tym, że z różnym natężeniem. Na półtorej godziny przed meczem wyruszyłyśmy z Jen taksówką po Leę, a potem na stadion. Po meczu wszyscy mieliśmy wrócić do naszego domu.-Pogoda idealna na bieganie za piłką przez półtorej godziny. - mruknęła Jennifer, kiedy znalazłyśmy się już na terenie stadionu, pod zadaszeniem.
-Przynajmniej mokre koszulki będą im się ładnie opinały na klatach. - zauważyła Lea, na co zareagowałyśmy śmiechem.
Mimo coraz gorszych warunków pogodowych i ostro grających przeciwników Arsenal wygrał mecz przewagą trzech bramek. Zmarznięte czekałyśmy pod autem Kierana. Deszcz nie przestawał padać, a wiatr targał parasolami. W końcu pojawili się chłopaki. Od razu pogratulowałyśmy im zwycięstwa, a zaraz potem ustaliliśmy, że Lea, Jen, Aaron i Kieran pojadą do domu autem Gibbsa, a ja zabiorę się z Jackiem, po drodze zahaczając jeszcze o jego dom.
-Jestem! - zawołał od progu.
-Przymknij japę, mama śpi! - na korytarzu pojawiła się jakaś blondynka, zapewne jego siostra. - O! - zatrzymała się, kiedy mnie zobaczyła.
-Cześć. - uśmiechnęłam się do zaskoczonej dziewczyny.
-Gabe, to moja siostra, Sue. Sue, to jest Gabe. - przedstawił nas Jack, biorąc ode mnie płaszcz.
-Twoja dziewczyna? - zapytała, przyglądając mi się. Jack przewrócił oczami, mrucząc, że „zaraz się zacznie”. - Jesteś za ładna dla niego. - stwierdziła.
-Przesadzasz, nie jest z nim tak źle. - zaśmiałam się, głaszcząc chłopaka po włosach.
-Może i jest przystojny i umie grać w piłkę, ale na tym kończą się jego zalety.
-Dzięki, Sue, zawsze stoisz murem za mną. - powiedział z ironią, rzucając w siostrę swoimi kluczami. Dziewczyna je złapała i odrzuciła bratu.
-Kto to, Sue? - z góry dobiegł nas męski głos.
-Jack z dziewczyną, tato. - odkrzyknęła. - Miło było poznać. - zwróciła się do mnie i poszła na górę, mijając ojca.
-Cześć, dzieciaki. - przywitał się, podchodząc do nas. My również się przywitaliśmy a potem Jack mnie przedstawił. - Dobra robota, synu. Wilsherowie mają oko do pięknych kobiet. - mrugnął do nas, a potem zniknął w kuchni, a my poszliśmy do pokoju Jacka, gdzie czekaliśmy aż jego mama się obudzi, ponieważ chciała z nim o czymś porozmawiać. Pół godziny później do pokoju weszła mama Jacka. Akurat, by przyłapać nas na obściskiwaniu się.
-Mamo, pukaj. - powiedział poirytowany chłopak.
-Och, nie wiedziałam, że masz gościa..
-O czym chciałaś porozmawiać?
-Właściwie... a, już o niczym. - machnęła ręką i spojrzała na nas z uśmiechem.
-W takim razie jedziemy do Gabe. - oznajmił.
-No chyba oszalałeś! - kobieta od razu przybrała groźny wyraz twarzy. - W taką pogodę?! - oburzyła się. Oboje spojrzeliśmy na okno. - Leje jak z cebra, pewnie nic nie widać. Absolutnie nigdzie was nie puszczę!
-Oj mamo...
-Ale bez dyskusji! Gabby, myślę, że powinnaś zadzwonić do domu i uprzedzić tatę, że nie wrócisz na noc. Jestem pewna, że przyzna mi rację, co do tego, że nie powinniście w taką pogodę nigdzie jeździć. Zaraz zrobię wam herbaty i jakieś kanapki, pewnie jesteście głodni. - skończyła i wyszła. Kiedy tylko zamknęła drzwi, zaśmiałam się, a Jack padł na łóżko, jakby właśnie przebiegł maraton.
-Ja nie wyrobię z tą kobietą. - westchnął.
-Daj spokój, jest genialna.
-Lepiej zadzwoń do ojca. Nie wypuści nas stąd chyba, że nagle zacznie świecić słońce.
-Biorąc pod uwagę fakt, że już dwudziesta, posłucham twojej rady. - stwierdziłam i wybrałam numer taty. Faktycznie, przyznał mamie Jack’a rację.
-Więc jakie plany na spędzenie wieczoru? - zapytałam, przysiadając na fotelu i wzięłam do ręki jedną z kanapek, które przyniosła nam mam Jacka.
-Pomyślmy... Może jakiś film? - zaproponował. Przytaknęłam, więc rozłożyliśmy się na łóżku z laptopem i włączyliśmy jakiś film akcji. Najwyraźniej akcja nie była tak wciągająca, albo po prostu Jack był zmęczony, bo już po pół godzinie filmu zasnął. Wstałam ostrożnie, żeby go nie obudzić, wyłączyłam laptopa i odłożyłam go na biurko. Postanowiłam sama się obsłużyć i zajrzałam do szafy, z której wyjęłam jakąś koszulkę, od razu się w nią przebierając.
-Widzę, że się rozgościłaś.
Odwróciłam się, by zobaczyć siedzącego Jacka, który mi się przyglądał.
-Widzę, że mnie podglądasz. - odpowiedziałam. Wstał i zaczął zbliżać się do mnie powoli.
-Jesteś moją dziewczyną, w moim pokoju, przebierającą się w moją koszulkę. - wyliczył. - Nie sądzę, żeby to się zaliczało do podglądania. - uśmiechnął się i przyciągnął mnie do siebie.
-Ale pewności nie masz. - wytknęłam mu język. - Nie chciałam cię budzić, więc obsłużyłam się sama. - powiedziałam, wskazując na koszulkę.
-Masz dobry gust, wybrałaś moją ulubioną. - uśmiechnął się, a ja objęłam go za szyję, splatając swoje dłonie na jego karku.
-Mogę ją zmienić, jeśli chcesz.
-Nie trzeba, dobrze w niej wyglądasz.
-Sugerujesz, że w innej wyglądałabym źle? - uniosłam do góry jedną brew.
-Oczywiście, że nie. Chodziło mi o to, że...
-Żartowałam. - przerwałam mu i musnęłam jego usta. - Idź się ogarnij.
-Sugerujesz, że jestem nieogarnięty? - sparodiował mnie, za co dostał cios w klatkę piersiową, a potem wyszedł z pokoju.

Obudziłam się pierwsza. Zegar na ścianie wskazywał kwadrans przed dziewiątą, a mnie w ogóle nie chciało się już spać. Podniosłam głowę i spojrzałam na Jacka. Wyglądał naprawdę uroczo, kiedy spał, z lekkim uśmiechem na twarzy. Przyglądałam mu się przez chwilę, a on jakby to wyczuł i powoli otworzył oczy.
-Mógłbym się tak budzić codziennie. - powiedział, przyciągnął mnie do siebie i pocałował.
-Co za dużo to nie zdrowo. - stwierdziłam i oddałam pocałunek. Usłyszeliśmy pukanie do drzwi, więc zaprzestaliśmy czułości, a kiedy Jack zaprosił gościa do środka, w drzwiach pojawiła się jego siostra.
-Za pół godziny będzie śniadanie. - poinformowała nas, a potem wyszła.
-Nie chcę wstawaaaać. - jęknął Jack, przyciągając mnie do siebie i wtulił się w moje ramię.
-Życie jest brutalne, Słonko. - zaśmiałam się, pocałowałam go w czoło i usiadłam, przeciągając się, a potem wstałam. Ubrałam spodnie, a frotką znalezioną w jednej z kieszeni związałam włosy w niedbałego koka. Zdjęłam jego koszulkę i sięgnęłam po swoją, kiedy poczułam jak obejmuje mnie w pasie i składa pocałunki na karku i ramionach, przyprawiając mnie o gęsią skórkę. Mimo to wysunęłam się z jego uścisku i nałożyłam na siebie ubranie.
-Coś się stało? - zapytał zaskoczony. - Zrobiłem coś...
-Nie, nie o to chodzi. - przerwałam mu. Nie wyglądał na przekonanego. Podeszłam do niego i wzięłam za ręce. - Naprawdę. Nie chodzi o ciebie tylko... - zawahałam się.
-Tylko?
-Tylko o mnie. Nie lubię czegoś w sobie. - wyjaśniłam.
-Masz kompleksy?
-Jeden.
-Co? Gabe, jesteś piękna. Masz wspaniałe ciało, nie rozumiem, co może ci się...
-Blizna. - przerwałam mu. - Nienawidzę jej. Ledwie mogę na nią patrzeć. A kiedy pomyślę, że ktoś inny miałby ją zobaczyć, lub dotknąć... Doprowadza mnie to do szału. - powiedziałam i spuściłam głowę. Jack chwycił mnie delikatnie za podbródek i podniósł moją twarz tak, bym na niego spojrzała.
-Dla mnie jesteś idealna. Z blizną, czy bez. Kocham cię i nie zmieni tego to, czy ją zobaczę, czy nie, jasne? Jasne? - powtórzył, bo nic nie odpowiedziałam. Uśmiechnęłam się i mocno do niego przytuliłam.
-Czym ja sobie na ciebie zasłużyłam, Wilshere? - zapytałam, a w odpowiedzi usłyszałam jego śmiech.

Po zjedzonym śniadaniu spędziłam jeszcze trochę czasu z Jackiem i Sue, a potem zgarnął mnie Kieran, który wracał do domu po odwiezieniu Lei. Ten dzień postanowiłam w całości poświęcić nauce (tak, wiem, tak samo jak całe te ferie, ale to nie moja wina, że wszystko potoczyło się tak, jak się potoczyło). Zrobiłam sobie kubeł gorącej herbaty, potem wzięłam szybki prysznic, przebrałam się w świeże ciuchy i zakopałam się w nauce. Co jakiś czas schodziłam tylko na dół po kolejne przekąski. Kiedy się uczę muszę coś przeżuwać, bo dzięki temu lepiej mi się myśli. Kiedy zeszłam na dół po południu, tym razem w kuchni byli też Kieran z ojcem.
-A ty znowu przyszłaś jeść? - zdziwił się Kieran, za co zmierzyłam go ostrym spojrzeniem, a on odpowiedział szerokim uśmiechem.
-Co jesz? - zajrzałam mu przez ramię, by potem pokraść mu z kanapki plasterek sera i pomidora. Uchylając się przed jego ręką, która chciała uderzyć mnie w głowę podeszłam do szafki, z której wyciągnęłam słoik Nutelli, nabrałam pełną łyżeczkę kremu, od razu wciskając ją do buzi i schowałam pojemnik. Potem zapiłam potężnym łykiem mleka i wyciągnęłam z szafki krakersy. Kieran przyglądał mi się z dziwną miną.
-Ale masz spust. - powiedział w końcu z nutką podziwu w głosie. Wzruszyłam ramionami.
-Mam na coś smaka, tylko sama nie wiem na co. - powiedziałam, rozglądając się po kuchni.
-Może ty w ciąży jesteś. - zaśmiał się Kieran, a ojciec wypluł przed siebie resztki herbaty. Na szczęście stał już przy zlewie, gdzie chciał odstawić kubek, więc większość napoju trafiła do zlewu, a część na jego koszulę. Spojrzał na mnie TYM spojrzeniem. Cholera, szykuje się pogadanka.
-Dzięki Kieran. - warknęłam do chłopaka, obrzucając go najbardziej morderczym spojrzeniem, na jaki było mnie stać, na co chłopak się zaśmiał i z talerzem pełnym kanapek opuścił kuchnię.
-Gabi...
-Nie, tato, nie jestem w ciąży! - przerwałam mu.
-Jesteś pewna? - zapytał. Spojrzenie, które mu posłałam rozwiało jego wątpliwości. - No dobrze. Ale, proszę, usiądź. - wskazał na krzesło, naprzeciw którego sam usiadł.
-Tato... - jęknęłam, ale posłusznie usiadłam.
-Kochanie, wiem, że jesteś dorosła i sama o sobie decydujesz, ale pamiętaj, nie rób niczego, czego potem będziesz żałowała. - powiedział.
-Tato, bez obrazy, ale wolę zrobić coś i później żałować, że to zrobiłam, niż nie zrobić i żałować, że nie zrobiłam. - odpowiedziałam, na co ojciec się uśmiechnął.
-Szkoła Roberta... - mruknął, a ja się uśmiechnęłam. - Ale pamiętaj, nie warto się z niczym spieszyć.
-Wiem, tato. - pokiwałam głową.
-To dobrze. - uśmiechnął się. Widziałam, że chce coś jeszcze powiedzieć, ale się krępuje.
-No powiedz to, bo się udusisz tym za chwilę. - odezwałam się po chwili milczenia.
-Czy ty i Jack...
-O nie! O tym nie będziemy rozmawiać! - powiedziałam stanowczo, wstałam z krzesła i chciałam wyjść z kuchni.
-W takim razie porozmawiam z Jackiem. - rzucił od niechcenia. Zatrzymałam się gwałtownie.
-Tato, nawet się nie waż. - pogroziłam mu palcem. - I nie, nie spałam z nim.
-A z kimś innym?
-Tak. - odpowiedziałam. - Ale nie będziemy to tym teraz rozmawiać! Ani teraz, ani w ogóle. - dodałam szybko, bo widziałam, że chciał coś dodać. - To był pierwszy i ostatni raz, kiedy o tym rozmawialiśmy, jasne? - spojrzałam na niego. Chyba czuł się równie niezręcznie co ja, rozmawiając ze mną na ten temat. Kiwnął głową, więc opuściłam pomieszczenie, oddychając głęboko i przyrzekając sobie w myślach, że zabiję Kierana. Żeby odreagować postanowiłam pogadać z Paulą przez kamerkę.
-Gabryyś! Jak ja się za tobą stęskniłam! - zawołała, kiedy tylko jej twarz pojawiła się na ekranie mojego komputera.
-Ja za tobą też. - odpowiedziałam z uśmiechem i objęłam monitor, jakbym obejmowała przyjaciółkę. Zaczęłyśmy rozmawiać o tym, co u nas. Niemal udusiła się ze śmiechu, kiedy powiedziałam jej o rozmowie z ojcem, która miała niedawno miejsce. Zagadała też o mój coraz bliższy powrót do kraju. Humor od razu jakoś mi się pogorszył.
-Coś widzę, że nie chcesz za bardzo wracać. - powiedziała, ściągając brwi, jak to zwykle robiła, kiedy coś odkrywała. Wzruszyłam ramionami.
-Z jednej strony, tęsknię za Polską. Za tobą, za znajomymi, za mamą, Lusią, za dziadkami. Boże, o dziwo nawet za szkołą...
-O wierz mi, że ma za czym. Ci sami debile co zwykle, będący nawet większymi debilami od czasu do czasu i nauczyciele z coraz większą napinką na maturę. - wywróciła oczami.
-No dobra, cofam szkołę. - zaśmiałam się. - Ale nie chcę też stąd wyjeżdżać. - mruknęłam.
-Jack. - stwierdziła.
-Nie tylko. Zżyłam się z Kieranem i Jen. Z Aaronem, z Leą, z ich znajomymi. Z ojcem też coraz lepiej mi się układa. Szkoda mi ich wszystkich zostawiać. - powiedziałam czując, że zbiera mi się na łzy.
-Oj Gaba, nie rozklejaj się! My cię bardziej kochamy, więc nie pierdol, tylko wracaj tu czym prędzej! - rozkazała.
-Zobaczę, co się da zrobić.
-A w ogóle, to ktoś się za tobą skrada. - powiedziała, wskazując na kogoś za mną. Odwróciłam się i zauważyłam Aarona, który stał na środku mojego pokoju i wpatrywał się w moją przyjaciółkę z rządzą mordu w oczach.
-Ty się tak w nią nie wpatruj, bo się zacznę zastanawiać, czy Jen nie ma powodów do zazdrości. - odezwałam się, ściągając na siebie spojrzenie Walijczyka.
-Pff, jeszcze czego. - prychnął. Przyciągnęłam pufę do swojego fotela i dałam chłopakowi znać, by na niej usiadł.
-Tak w ogóle, to Aaron, to jest Paulina, Paulina, poznaj Aarona.
Polka pomachała przyjaźnie ręką, z nieco przesadnym uśmiechem na twarzy, a Ramsey kiwnął jej głową.
-A co cię do mnie sprowadza, Aaron?
-Porywam cię. - oznajmił mi z wyszczerzem. - Skoro wyjeżdżasz za tydzień, postanowiliśmy, że każdy dzień do twojego wyjazdu spędzimy z tobą. Musimy się tobą nacieszyć, nie?
-Och, czyli cały tydzień będę się musiała z wami użerać... - westchnęłam z udawanym cierpieniem.
-Życie jest ciężkie. - wzruszył ramionami. - A teraz zbieraj się. Za pięć minut widzę cię na dole. - powiedział, pożegnał się z Paulą i opuścił mój pokój. Ja również pożegnałam się z przyjaciółką, szybko się ogarnęłam i zbiegłam na dół, gdzie czekali już na mnie Kieran i Aaron. Z resztą mieliśmy spotkać się w barze, gdzie pracowała Jen. Dotarliśmy tam po paru minutach drogi. Było już tak kilku Kanonierów z partnerkami lub bez. Podeszliśmy we trójkę do stolika w kącie, zajmowanego przez nich, a równo z nami pojawiła się przy nich Jen, od razu czule witając się z Aaronem. Kieran rozejrzał się po znajomych, a kiedy nie zauważył wśród nich Lei, wyszedł za zewnątrz zadzwonić do niej, a ja usiadłam na kanapie obok Jacka, wcześniej całując go na powitanie.
-Dawno się nie widzieliśmy. - uśmiechnął się
-Całe wieki. - wtrącił Aaron i pokazał nam język.
-Spieprzaj. - powiedzieliśmy razem z Jackiem, wywołując śmiech całej naszej grupy. Dwie godziny później w barze nie było wolnego miejsca, a my siedzieliśmy i śmialiśmy się w najlepsze z kolejnych historii opowiadanych przez chłopaków. W pewnym momencie usłyszałam dzwonek swojego telefonu. Spojrzałam na wyświetlacz i ściągnęłam brwi, nie mogąc rozpoznać numeru. Nie mówiąc nic wstałam i wyszłam na dwór, by jak najszybciej odebrać telefon. Oczywiście, jak to ja, nie wzięłam ze sobą płaszcza...
-Halo? - odebrałam niepewnym głosem.
-Joł, Gaba, jak tam w wielkim świecie?
-Jasiek! - zawołałam zaskoczona ale i ucieszona telefonem od kumpla. - Weź mnie nie strasz! Już myślałam, że to jakiś zboczeniec. - zaśmiałam się.
-Spokojna twoja rozczochrana, to tylko ja. - po jego głosie mogłam poznać, że się uśmiecha.
-Coś się stało? - zapytałam. Poczułam, że ktoś otula mnie moim płaszczem. Oczywiście był to Jack.
-Nie, spokojnie. Chciałem tylko się upewnić, czy wracasz na studniówkę, czy może jednak pierdolisz system i rzucasz szkołę.
Strzeliłam się dłonią w czoło. Całkiem zapomniałam o studniówce!
-Zapomniałaś? - zapytał, a potem wybuchł śmiechem.
-To nie jest zabawne! Ja nie mam jeszcze nawet kiecki! - krzyknęłam do słuchawki, na co Jack spojrzał na mnie lekko zaniepokojony.
-Spokojnie, jeszcze masz czas. Przecież to dopiero piątego lutego. Przypominam, gdybyś zapomniała. - powiedział, kiedy się już uspokoił.
-No przecież wiem. - mruknęłam poirytowana. - Ale nie martw się, wracam za tydzień i idziemy razem na studniówkę. Jeśli jeszcze nie zmieniłeś zdania.
-Oczywiście, że nie. Nie zostawiłbym cię na lodzie. - odpowiedział nieco oburzony.
-Dobra, dobra, już się tak nie bulwersuj.
-Nie bulwersuję. Ale za to kończę, nie chcę zbankrutować. - powiedział. - Do zobaczenia, Gaba.
-Do zobaczenia. - odpowiedziałam, rozłączyłam się i odwróciłam do Jacka. - Dziękuję za płaszcz. - uśmiechnęłam się i musnęłam jego usta.
-Wszystko w porządku? - zapytał, obejmując mnie.
-Tak, po prostu zapomniałam o własnej studniówce i o tym, że nie mam jeszcze sukienki. - odpowiedziałam. - Czuję, że szykuje się wypad na zakupy z Jen i Leą.
-A czemu nie ze mną, hmm? - trącił mój nos swoim. Spojrzałam na niego zaskoczona.
-Myślisz, że podołasz? - zapytałam sceptycznie.
-Wątpisz we mnie?
-Jestem bardzo marudna i wybredna, jeśli chodzi o zakupy.
-A ja bardzo cierpliwy.
-Niech ci będzie. - uległam. - Więc kiedy?
-Jutro?
-Okej. Ale pamiętaj, że sam się o to prosiłeś. - ostrzegłam go i pociągnęłam za rękę z powrotem do baru. Chłopak wrócił do stolika, a ja poszłam zamówić kolejne piwo.
-Znowu się spotykamy. - usłyszałam słowa wyszeptane do mojego ucha po polsku. 

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz