środa, 3 października 2012

#26. "Bo widzisz, Jacky, kobiety zawsze mają rację. A jeśli jej nie mają… to powtórz zdanie pierwsze."

Równo o siedemnastej pojawiliśmy się u Wojtka. Kilka osób już było.-Gabe, Jack! Gratuluję! - przywitał nas Robin, ściskając najpierw mnie, a potem Anglika.
-Czy już wszyscy wiedzą? – zapytałam, patrząc znacząco na Wojtka. W odpowiedzi zobaczyła szeroki wyszczerz. - A podobno to baby są plotkary.
-Nie jestem plotkarą! - oburzył się Szczęsny, co wszyscy skomentowaliśmy wymownym milczeniem.

-I goooooool! - wykrzyczał Aaron, kiedy drużyna prowadzona przeze mnie wbiła trzeciego już gola drużynie Wojtka. Chwilę później zabrzmiał ostatni gwizdek.
-No nie wierzę! Przegrałem! - jęknął zawiedziony.
-I to z dziewczyną. Stary, źle z tobą. - Kieran poklepał go pokrzepiająco po plecach.
-Kieran, naprawdę mamy przechodzić przez to jeszcze raz? - spojrzałam na niego znacząco, nawiązując do naszej wspólnej gry w moich pierwszych dniach pobytu tutaj.
-Chciałem tylko bardziej pogrążyć Wojtka. - uśmiechnął się.
-Tym razem ci odpuszczę. - odpowiedziałam. W kieszeni spodni poczułam wibracje telefonu. Przeprosiłam wszystkich i wyszłam na korytarz.
-GABRYŚŚŚŚŚ! - zawyła mi do ucha Paula, zanim zdążyłam cokolwiek powiedzieć. - Tak się cieszę! Jestem z ciebie taka dumna!
-Ale o czym ty do mnie mówisz?
-No jak to? O tobie i Jacku! W pełni popieram, macie moje błogosławieństwo. Jak zobaczyłam to zdjęcie, to normalnie...
-Jakie zdjęcie? - przerwałam jej.
-Jenny mi przysłała i napisała, że jesteście razem. Chociaż i tak domyśliłam się po zdjęciu.
-Jakie zdjęcie? - powtórzyłam. - I skąd ty w ogóle masz kontakt z Jenny?
-Oj, jakoś tak wyszło. A zdjęcie jest naprawdę śliczne. Urocze wręcz. Prześlę ci je za chwilę, a teraz muszę już kończyć, bo wiesz, hajs mi zżera.
-Jasne. Pa.
-Buziaki! - i po chwili usłyszałam dźwięk przerwanego połączenia. Ja kiedyś zabiję Jennifer... Poczułam w dłoni wibrację telefonu. Odebrałam zdjęcie i uśmiechnęłam się, kiedy je zobaczyłam. Jen naprawdę dobrze złapała moment, kiedy trzymając się za ręce oboje patrzyliśmy na siebie. Pokręciłam głową niedowierzając, że ta dziewczyna na zdjęciu to ja, że to dzieje się naprawdę. Jeszcze miesiąc temu wyśmiałabym w twarz każdego, kto by mi powiedział, że się zakocham i to tak szybko. A jednak... Po raz pierwszy w życiu czułam się taka szczęśliwa. Zapisałam plik w pamięci telefonu.
-Coś się stało? - usłyszałam za sobą głos Jacka, kiedy obejmował mnie w pasie. Podałam mu telefon z wyświetlonym zdjęciem.
-Paulina dostała to od Jen. - powiedziałam. - Wypiszczała mi właśnie do ucha jaka jest szczęśliwa z tego powodu. Daje nam swoje błogosławieństwo.
-Uff... Nie mógłbym żyć bez tego. - zaśmiał się. - A co to jest? - zapytał zaciekawiony. Spojrzałam na telefon, gdzie akurat wyświetlało się zdjęcie śpiącego w szpitalu Jacka.
-A, taki tam jeden. Nikt specjalny. - machnęłam ręką i chciałam odebrać chłopakowi swój telefon, ale ten zabrał go sprzed zasięgu moich rąk. - Jack, nie wygłupiaj się. - próbowałam go dosięgnąć, ale nic z tego.
-Nie ma nic za darmo. - uśmiechnął się chytrze.
-A jak się ślicznie uśmiechnę?
-Mało. - pokręcił głową. Wspięłam się na palce i musnęłam jego usta. Miało być przelotnie i krótko, ale Jack nie pozwolił mi się odsunąć i przedłużył pocałunek.
-Kocham cię. - powiedział, wywołując na mojej twarzy szeroki uśmiech i lekkie rumieńce na policzkach. - Zamierzam mówić ci to często, więc się przyzwyczajaj.
-Myślę, że jestem stanie do tego przywyknąć. - zaśmiałam się i go pocałowałam.
-Och, teraz się będziecie tak migdalić po kątach? - z pokoju wyszedł Kieran i patrzył na nas tym zabawnym wzrokiem.
-Odczep się. - pokazałam mu język.
-To dziwne patrzeć jak twoja siostra całuje się z twoim przyjacielem. A teraz jeszcze jestem atakowany z dwóch stron. - powiedział, wzdrygnął się i poszedł przed siebie. Jack poszedł za nim twierdząc, że musi z nim o czymś pogadać, a ja wróciłam do salonu.
-O, Gabe! Właśnie gadamy o ranach wojennych i zastanawiałam się, jak to się stało, że nie widzieliśmy twojej blizny po operacji. - powiedziała Jennifer.
-Być może dlatego, że nigdy wam jej nie pokazałam. - odpowiedziałam, wpychając do buzi kilka chipsów i usiadłam obok Cesca.
-Dlaczego?
-Właśnie. Nawet na basenie miałaś jednoczęściowy kostium. - zauważył Aaron.
-Bo po pierwsze, nie ma się czym chwalić, a po drugie, nie lubię jej i nikomu jej nie pokazuję. - wzruszyłam ramionami i odruchowo pociągnęłam koszulkę w dół, by nie odsłoniła miejsca po nacięciu skalpelem. Na szczęście chwilę później wszedł Kieran, niosąc kolejne butelki z piwem, więc to on stanął w centrum zainteresowania, a temat mojej blizny odszedł w niepamięć.
Korzystając z chwili, kiedy wszyscy skupieni byli na opowiadającym dowcip Robinie, wymknęłam się na taras, uprzednio zabierając papierosy i jakąś męską bluzę, która leżała na pufie. Odpaliłam papierosa i zaciągnęłam się dymem, a po chwili parsknęłam śmiechem, na myśl o tym, co się wokół mnie dzieje. O tym, co dzieje się ze mną. Jeszcze tydzień temu ostro zaprzeczałam, że cokolwiek jest lub kiedykolwiek będzie między mną a Jackiem, a teraz najchętniej w ogóle nie wychodziłabym z jego objęć. Pokręcone.
-Nie myśl tyle, bo ci mózg wybuchnie. - zaśmiał się Wojtek, opierając się o barierkę obok mnie, a potem śmiesznie zmarszczył nos, kiedy doszedł do niego zapach dymu. - To niezdrowe.
-Proszę cię, nie zaczynaj. - jęknęłam.
-Ale co?
-Wszyscy mi mówią, że to niezdrowe, że szkodzi mi i innym, ble, ble, ble... Jakbym sama tego nie wiedziała. - przewróciłam wymownie oczami.
-Ładnie ci w mojej bluzie. - zmienił temat widząc, że poprzedni psuje mi humor.
-Ładnemu we wszystkim ładnie. - zaśmiałam się.
-Co wy tu jakieś klątwy rzucacie? - na taras wyjrzał Aaron.
-Zaklinamy cię. Robimy co możemy, by ocalić resztki twojej inteligencji. - odpowiedział mu Wojtek, za co został zmrożony spojrzeniem Walijczyka.
-A ty co, podsłuchujesz nas?
-Próbowałem, ale i tak nic nie zrozumiałem z tych waszego pokręconego języka. - wzruszył ramionami, a my z Wojtkiem zaśmialiśmy się. Chciałam pociągnąć papierosa, ale okazało się, że w trakcie mojej rozmowy z Polakiem, cały się już wypalił. Z bólem serca ugasiłam peta o śnieg na barierce i wyrzuciłam do popielniczki na stałe przymocowanej w rogu tarasu.
-Co to, impreza się na taras przenosi? Chyba na to za wcześnie o parę miesięcy. - obok Aarona pojawiła się Jenny, którą chłopak natychmiast objął i pocałował w policzek.
-Nie, to tylko Gabby i Wojtek coś tu czarują, używając jakiegoś dziwnego języka. - wyjaśnił Angielce.
-Polski wcale nie jest dziwny! - oburzył się Wojtek.
-Obrażasz nas. A obrażony Polak, to niebezpieczny Polak. - dodałam, odpalając kolejnego papierosa.
-Okej, przepraszam. - powiedział Ramsey, podnosząc ręce w geście poddania.
-Ja rozumiem, że was ciągnie do lata, ale póki co jest styczeń i imprezy na zewnątrz, to raczej średni pomysł. - w drzwiach pojawił się Jack.
-Wychodzenie na dwór w koszulce to też średni pomysł. - powiedziałam, nawiązując do jego ubrania.
-Palenie także. - odpowiedział, spoglądając na papierosa, którego trzymałam między palcami. Wojtek zdusił śmiech, a ja przewróciłam oczami.
-Jacky, nie bądź taki upierdliwy.
-Właśnie, Jacky, nie bądź upierdliwy. - powtórzyłam po Aaronie, uśmiechając się do mojego chłopaka.
-Ramsey, nie podpowiadaj jej. - rzucił w stronę przyjaciela. - A ty podpadasz. - zwrócił się do mnie, mrużąc oczy. Czyżbym miała kłopoty? Nie przestraszyłam się jednak i prowokacyjnie zaciągnęłam się papierosem, patrząc mu prosto w oczy, a on wyszedł całkiem na zewnątrz.
-Chryste... Jack! Ubierz się! Jeszcze zimniej mi się robi, jak tylko na ciebie patrzę! - jęknęła Jenny.
-To wracamy do środka. - oświadczył Ramsey.
-Ta, ja też wracam. A wy się tu kłóćcie, gódźcie, czy co tam sobie chcecie. - powiedział Wojtek i również zniknął w mieszkaniu. - Tylko żebym wujkiem nie został. - dodał, wychylając na zewnątrz głowę, po czym przymknął drzwi na taras. Zostaliśmy we dwójkę.
-Wracaj do środka, bo się przeziębisz. - powiedziałam, wypuszczając z płuc dym.
-Poczekam, aż skończysz. - podszedł do mnie i pocałował, chwilę później krzywiąc się lekko. - Smakujesz papierosem. - mruknął niezadowolony.
-A to dziwne. - zaśmiałam się. Powiew zimnego wiatru wywołał na nieokrytych ramionach chłopaka gęsią skórkę. - Wejdź do środka. - poprosiłam.
-Poczekam na ciebie.
-Jack...
-Gabe. - przerwał mi. Przez chwilę mierzyliśmy się spojrzeniami, ale w końcu odpuściłam i zgasiłam papierosa o popielniczkę, którą miałam w zasięgu ręki.
-Zadowolony? - zapytałam trochę poirytowana jego uporem. Kiwnął głową z uśmiechem. - Więc wracajmy do środka. - wyminęłam go i chciałam odejść, ale złapał mnie za rękę i przyciągnął do siebie.
-Jesteś zła? - zapytał, a kiedy zaprzeczyłam chciał mnie pocałować, ale uchyliłam się. Spojrzał na mnie zdziwiony.
-Smakuję papierosami. - wyjaśniłam, a Jack uśmiechnął się pod nosem.
-Czyli jesteś zła.
-Nie, nie jest... Okej, może trochę. - zmieniłam odpowiedź pod wpływem jego przeszywającego spojrzenia. - Po prostu nie lubię szantażu.
-To nie był szantaż... No dobra, może mały. - tym razem to on zmienił odpowiedź, pod wpływem mojego spojrzenia. - Nie lubię, kiedy ktoś pali. A zwłaszcza, kiedy ty palisz.
-Tak, wiem. - mruknęłam niezadowolona.
-Powiedziałaś kiedyś, że mogłabyś to rzucić, jeśli tylko byś chciała. - powiedział, zakładając mi włosy za ucho.
-Bo tak jest.
-Więc może spróbujesz zechcieć? - poprosił.
-Może spróbuję. - mruknęłam. - A teraz chodźmy już, bo zaraz tu zamarzniesz. - pociągnęłam go w stronę mieszkania. Weszliśmy do salonu, gdzie wszyscy oglądali powtórkę jakiegoś meczu. Porozsiadali się tak nieekonomicznie, że jedynym wolnym siedzeniem był fotel. Na szczęście był na tyle duży, że swobodnie zmieściliśmy się w nim oboje. Objął mnie zimnymi rękami i wtulił się we mnie.
-Co jest, Jacky, zmarzłeś? - zaśmiał się Wojtek. W odpowiedzi zobaczył środkowy palec Wilshere’a.
-Trzeba było się mnie słuchać, jak ci mówiłam, żebyś wracał do środka. - powiedziałam, uderzając go w rękę.
-Bo widzisz, Jacky, kobiety zawsze mają rację. A jeśli jej nie mają… to powtórz zdanie pierwsze. - powiedział głosem mędrca Theo, wzbudzając nasz głośny śmiech.
Obudziłam się w jakimś nieznanym mi pomieszczeniu. Zanim zdążyłam zacząć panikować, poczułam mocny uścisk ramion wokół siebie. Uśmiechnęłam się na wspomnienie wczorajszego dnia i sięgnęłam po leżący na szafce obok łóżka telefon.
-Która godzina? - usłyszałam zza siebie zaspanego Jacka.
-Siódma. - odpowiedziałam, przeciągając się. - Jesteśmy u Wojtka, prawda? - zapytałam odwracając się przodem do niego.
-Tak. Zasnęłaś wczoraj na kanapie, więc się tu przeniosłem. - wyjaśnił.
-Dzięki. Wstajemy już?
-Nastawiłem budzik na dziewiątą. Wojtek nas odwiezie. - odpowiedział, ku mojej wyraźnej uldze. Za nic w świecie nie chciało mi się teraz wstawać.
-Niech mu będzie w dzieciach wynagrodzone. - mruknęłam, układając się wygodnie na ramieniu Jacka. Zasnęłam kilka minut później. Te dwie godziny minęły niczym pięć minut. Czułam, że ledwie przymknęłam oczy, a już musiałam wstawać. Okazało się, że tylko ja i Jack zostaliśmy u Wojtka. Zrobiłam chłopakom śniadanie, a potem, w drodze na trening, Wojtek odwiózł mnie do domu.
-Gabe? - usłyszałam z kuchni wołanie Jen, kiedy tylko weszłam do domu.
-Zaraz przyjdę! - odkrzyknęłam, rozebrałam się i poszłam do niej. - Zanim cokolwiek powiesz, oświadczam ci, że oficjalnie jesteś największą plotkarą jaką poznałam. - powiedziałam wchodząc do pomieszczenia.
-Że ja?
-Że ty. Paula do mnie wczoraj dzwoniła.
-Ach, o to chodzi. Nie mogłam się powstrzymać. - uśmiechnęła się. - Twoja mama dzwoniła. Mówiła, że masz wyłączony telefon i strasznie się martwiła. Ale uspokoiłam ją, że jesteś z Jackiem a telefon pewnie ci padł. Masz do niej oddzwonić.
Wyjęłam telefon z torby. Faktycznie padła mi bateria.
-Mówiła o co chodzi? - zapytałam. Zaprzeczyła ruchem głowy. - No nic, pójdę do niej zadzwonić.
-Jeszcze jedna sprawa. - zatrzymała mnie, kiedy miałam już wychodzić. - Wczoraj jak wracaliśmy z Leą i chłopakami umówiliśmy się na podwójną randkę w kinie po południu. Co powiesz na potrójną randkę?
Spojrzałam na nią pytającym wzrokiem. Wywróciła wymownie oczami.
-Może ty i Jack dołączycie?
-Aaa... O to ci chodzi. Sorry, mój mózg jeszcze się nie wybudził. - wytłumaczyłam się. - A dziś pasuję. Muszę w końcu przysiąść do nauki. Od trzech tygodni nie mogę się za to zabrać.
-Gaba! Serio? Wolisz naukę od spotkania z nami?
-Oszalałaś? Oczywiście, że nie! Ale chcę zdać dobrze maturę...
-No tak, tak. Rozumiem. - wtrąciła. Podeszła do mnie i położyła mi dłonie na ramiona. - Jako twoja starsza siostra, jestem dumna i w pełni popieram. - powiedziała z poważną miną, a chwilę później obie wybuchłyśmy śmiechem.
-To ja już pójdę zadzwonić do tej mamy.

Na szczęście w domu nic się nie działo, a mama dzwoniła po prostu kontrolnie. W pewnym momencie zaczęła jakoś dziwnie się zachowywać. Chciała o coś zapytać, ale nie mogła się do tego zabrać.
-Słuchaj, kochanie... - zaczęła w końcu, niepewnie.
-Nom?
-Jak dzwoniłam dziś do was do domu, to Jennifer powiedziała mi, że nie ma cię w domu, bo jesteś z Jackiem.
-Bo byłam. - przytaknęłam.
-O dziewiątej rano?
-No tak. Była wczoraj impreza u Wojtka i my z Jackiem zostaliśmy na noc.
-Więc jesteście razem?
-No... tak. - wyznałam. Po drugiej stronie usłyszałam mamine westchnięcie. Czyżby nie była zadowolona?
-Długo?
-Jeden dzień.
-Córuś, czy ty dobrze przemyślałaś tą decyzję? - zapytała.
-Zależy mi na nim. - odpowiedziałam. - Myślę nawet, że go kocham. A znasz mnie, to wiele znaczy.
Chyba ją tym zaskoczyłam.
-Dobrze to słyszeć. Czyli jednak moja córka nie jest „upośledzona uczuciowo”. - odpowiedziała cytując mnie sprzed kilku miesięcy.
-No chyba jednak nie.
-Ale Gabryś, ty za tydzień wracasz do Polski, a on zostaje. Pomyślałaś o tym? Myślałaś o tym, jak to będzie? - zapytała poważnie. No tak, o tym nie myślałam. - Ta cisza mówi mi wszystko. Porozmawiajcie o tym i przemyślcie. Nie chcę, żebyś cierpiała.
-Tak, wiem mamo. - mruknęłam. No i to by było tyle z mojego szczęścia.
-Pamiętaj, że stoję murem za tobą, bez względu na to, co zrobisz.
-Dzięki. Muszę kończyć mamo. Pozdrów Lusię.
-Oczywiście. Trzymaj się.
-Cześć mamo. - powiedziałam i nie czekając aż odpowie rozłączyłam się. Nie mogłam pozwolić, by po raz kolejny coś mnie rozproszyło i odwiodło od nauki. Porozmawiam o tym z Jackiem przy najbliższej okazji, a póki co wezmę się za powtórkę materiału.
Po obiedzie Jen próbowała mnie jeszcze namówić na ten wypad, ale konsekwentnie odmówiłam. Tata i Beth również wychodzili, więc od siedemnastej zostałam w domu tylko z ciocią Emmą. Po napisaniu fragmentu pracy maturalnej z polskiego postanowiłam zrelaksować się w kąpieli. Wzięłam piżamę, czystą bieliznę oraz telefon i poszłam do łazienki. Nalałam gorącej wody z mnóstwem piany, puściłam głośno muzykę z telefonu i weszłam do wanny. Siedziałam tam niemal godzinę. Wyszłam dopiero wtedy, kiedy poczułam, że woda ostygła. Osuszyłam się, ubrałam i z ręcznikiem na włosach, tańcząc w rytm muzyki płynącej z głośnika telefonu weszłam do pokoju. Zatrzymałam się w pół ruchu, kiedy zobaczyłam, że na moim łóżku siedzi Jack, przyglądając mi się z rozbawieniem, w dłoniach trzymając moje materiały do nauki.
-Nie przeszkadzaj sobie. - powiedział.
-Czy ty włamałeś się do mojego pokoju? - zapytałam.
-Nie, ciocia mnie wpuściła i powiedziała, że się kąpiesz, więc mogę się u ciebie rozgościć.
-Dowiedziałeś się czegoś ciekawego? - zapytałam, wskazując na kartki, które trzymał w dłoniach.
-Że jesteś zajebiście mądra, skoro rozumiesz to, co tu jest napisane. - powiedział odkładając papiery na bok.
-Słonko, to mój rodzimy język. - zaśmiałam się, siadając obok niego. - A co tu robisz?
-Kieran powiedział po treningu, że wolisz naukę zamiast kina, więc przyjechałem ci poprzeszkadzać. - przyciągnął mnie na swoje kolana i pocałował.
-Jesteś okropny, wiesz? - jęknęłam, odsuwając się od niego. - Odciągasz mnie od nauki, powinno ci być wstyd!
-Jest, nawet nie masz pojęcia, jak bardzo.
-Taaa, ten wielki uśmiech aż emanuje wstydem. - powiedziałam z ironią, pchnęłam go na łóżko i chciałam wstać, ale pociągnął mnie za sobą i wylądowałam na nim. Spojrzał na mnie, a potem wybuchł śmiechem.
-Przypomniało mi się nasze pierwsze spotkanie. - wyjaśnił. Zaśmiałam się razem z nim.
-Wtedy nie miałeś chyba tak miękkiego lądowania. - zauważyłam.
-Ale miałem równie piękny widok.
-Lizus. - prychnęłam i wstałam. Zaczęłam zbierać z łóżka i okolic kartki, i wszystkie materiały pomocne w nauce, rozmawiając z Jackiem o mało ważnych rzeczach. Po wysuszeniu włosów ułożyliśmy się na moim łóżku, włączyliśmy jakiś film na laptopie i zaczęliśmy oglądać. Nie mogłam jednak przestać myśleć o mojej rozmowie z mamą, odkąd tylko zobaczyłam Jacka. W pewnym momencie chłopak się podniósł i zastopował film.
-Co się dzieje, Gabby? - zapytał, siadając. Zrobiłam to samo. Chwycił mnie za rękę.
-W niedzielę wyjeżdżam. - powiedziałam.
-Pojutrze?!
-Nie, głupku. - zaśmiałam się. - Za tydzień. Kończą się ferie i muszę wrócić.
-Musisz? - upewnił się.
-Już i tak opuściłam dwa tygodnie szkoły między Nowym Rokiem a feriami. - wyjaśniłam. Pokiwał głową ze zrozumieniem. - Co z nami będzie?
-Są telefony, możliwość rozmowy przez kamerę internetową. Postaram się do ciebie przyjechać, jak tylko będę miał wolne, ty przyjedziesz po maturze na ślub ojca. - wyliczał. - Damy radę.
-To wszystko brzmi tak łatwo, kiedy o tym mówisz, ale...
-Ale pewnie nie będzie łatwo, wiem. - przerwał mi.
-Myślisz, że nam się uda? - zapytałam.
-Kiedy tu przyjechałaś, twierdziłaś, że nie wierzysz w miłość i nigdy się nie zakochasz...
-A jednak się zakochałam. - teraz to ja mu przerwałam. - Dokonałeś niemożliwego.
Przytaknął mi i wziął moją twarz w dłonie.
-Skoro już cię mam, to nie puszczę tak łatwo.
-Kocham cię. - powiedziałam i mocno się do niego przytuliłam.
Obejrzeliśmy film do końca, potem posiedzieliśmy jeszcze trochę z Jennifer i Kieranem, kiedy ci wrócili do domu. W końcu późnym wieczorem Jack pojechał do domu, uprzednio upewniając się, że widzimy się jutro na meczu. Po ostatnim meczu, który oglądałam na stadionie miałam nie miłe wspomnienia, ale obiecałam, więc musiałam pójść.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz