środa, 3 października 2012

#13. "Stary, ratuj się kto może. Sabat czarownic!"

Jeszcze nigdy, przenigdy nie czułam się tak niezręcznie. Atmosfera podczas śniadania była tak gęsta, że bez trudu dałoby się pokroić ją nożem. Z jednej strony ja i Kieran, nawet na siebie nie patrzący, z drugiej Kieran i Lea, między którymi doszło chyba do sprzeczki, bo najwyraźniej coś było nie tak. Do tego Aaron i Jennifer, zachowujący się nad wyraz spokojnie i jakoś jak nie oni. Dodać mnie i Jacka, unikających jakiegokolwiek kontaktu ze sobą i zdezorientowanych ojca, Beth i ciocię Emme, a wyjdzie gęstość niemal zaschniętego cementu. Po śniadaniu specjalnie zostałam dłużej w kuchni, krzątając się bez sensu, a do pokoju poszłam dopiero wtedy, kiedy chłopaki opuścili dom. Zdążyłam zaledwie włączyć komputer i zacząć wideorozmowę z Pauliną, kiedy do mojego pokoju zapukały Lea i Jen.-Wiemy, że jest wcześnie, ale proponujemy tanie wino, czipsy, jakieś słodkości i babskie ploty.
-Czyli napierdalanie na facetów.
-Bardzo chętnie, ale właśnie zaczęłam rozmowę z przyjaciółką, więc...
-Jeśli wam to nie przeszkadza, ja się z chęcią piszę. - zasugerowała Paula. Lea i Jen spojrzały na siebie, po czym zgodnie powiedziały.
-Witaj w klubie, siostro.
Ustawiłam kamerę tak, by mniej więcej obejmowała nas trzy, rozwaliłyśmy się na środku mojego pokoju i zaczęłyśmy marudzenie na wszystko i wszystkich, popijając wino i zagryzając przeróżnymi niezdrowymi rzeczami.
-Ej, Jennifer, czy ty wczoraj wyszłaś od Theo razem z Aaronem? - Lea zaczęła temat, którego ja obawiałam się poruszyć.
-No. Tak jakby.
-Nie wierzę! Ale przecież... On dziś chodził, mówił i nie wydawał się być w żaden sposób uszkodzony. - zaśmiałam się.
-Wiesz, niósł twoje rzeczy, więc pomyślałam, że nie będę uszkadzać tragarza. - wzruszyła ramionami.
-Co tak w ogóle między wami jest, hm? Czemu się tak nie lubicie? - skoro poruszyliśmy ten temat, to postanowiłam iść na całość.
-Aaron jest nastawiony pokojowo. To Jen go nie cierpi. Chociaż na moje to tylko poza...
-Lea!
-No co? Oj daj spokój, Jennifer. Nie jestem ślepa!
-Wiesz, myślę, że jednak jesteś!
-Czy może mi ktoś wytłumaczyć, o co chodzi? - przerwałam wymianę zdań, zmierzającą ku kłótni.
-Na moje, to Jennifer i ten Aaron byli kiedyś ze sobą. - wtrąciła Paula. Wnioskując po minach dziewczyn, w samą dziesiątkę. Niemal zaplułam się winem, które właśnie miałam w buzi.
-No chyba sobie jaja robicie! - krzyknęłam niedowierzając. Lea patrzyła z rozbawieniem na nieco zawstydzoną Jennifer.
-Właściwie, to nie byli ze sobą tak „oficjalnie”. Ale wyszli parę razy, jakieś randki, flirt, takie tam, wiesz...
-No i okazał się być głupim dupkiem i się skończyło! Możemy zmienić temat?
-Nie! - krzyknęłyśmy z Leą i Paulą.
-Okazał się być dupkiem, bo ja głupia myślałam, że może, MOŻE coś z tego będzie, a ten jak gdyby nigdy nic umawiał się z innymi laskami!
-Nie z innymi, tylko z jedną. I tylko jeden raz, Jen, mówiłam ci...
-Lea, jesteś po jego, czy po mojej stornie?
-Po stornie świętego spokoju.
-Być może na jakiś czas będziesz go miała.
-Co masz na myśli?
-To, że... jakby to... zakopaliśmy topór wojenny.
-NO CO TY?
Wywróciła teatralnie oczami.
-Ale może przejdźmy teraz do ciebie Lea i mojego braciszka.
-Oh, pokłóciliśmy się o to, jakim czasem jest podłym i bezmózgim dupkiem, oceniającym zbyt pochopnie. Ale co miałaś na myśli mówiąc o zakopywaniu topora?
-Gaba, pomocy?
-Sama chcę wiedzieć.
-Paulina?
-Ja nie mam prawa głosu, jestem tylko w komputerze.
Patrzyłyśmy na nią wyczekująco.
-Och no przeprosił mnie. Za tamtą dziewczynę...
-I...
-I ja też przeprosiłam za swoje zachowanie.
-Iii...
-I powiedział też, że nie chciał być tylko przyjaciółmi. Ale założył z góry, że nie ma szans, więc odpuścił.
O_O – trwające przed dobre pół minuty.
-Tak czysto hipotetycznie mówiąc, co by było, gdyby wtedy nie spotkał się z tą dziewczyną i powiedziałby ci, że nie chce tylko przyjaźni? - zapytałam nieco otrząsając się w osłupienia.
Jennifer spojrzała skonsternowana z wzrokiem wbitym w dywan.
-Prawda jest taka, że ja też chciałam czegoś więcej.
-Czyli, być może teraz bylibyście kochającą się parą, a ciebie nie odrzucałoby na jego widok?! - nie mogłam uwierzyć w to wszystko. Jakie to pokręcone. Obojgu zależało na czymś więcej niż przyjaźń, a teraz... Wszyscy wiemy jak jest teraz.
-Możemy zmienić temat? - poprosiła błagalnym tonem.
-Gabe, jakoś dziś rano dziwnie się zachowywałaś. - Lea płynnie przeszła do pytania.
-Ja? Pff...Wcale nie. Zgłodniałam, a wy?
-SIEDŹ!
-Boże, Gabryśka, dawno nie widziałam, żebyś tak beznadziejnie udawała. - powiedziała niemal zniesmaczona Paula.
-Chodzi tylko o to całe zajście z Kieranem, czy stało się coś jeszcze? - zapytała Lea z troską.
-Nie, nic więcej.
-Kłamie! Zaraz do tego wrócimy, ale powiedzcie mi najpierw, o jaką akcję chodzi?
-To ja pójdę poszukać jakichś słodyczy, a wy sobie poopowiadajcie co trzeba. - powiedziałam, spojrzeniem dając Pauli przyzwolenie na powiedzenie wszystkiego, co będzie konieczne, i poszłam do kuchni. Wiedziałam, że Paula opowiada im to, co ja wczoraj opowiadałam Jackowi, więc mimo szybkiego odnalezienia dwóch paczek ciasteczek, wypiłam jeszcze kubek gorącej herbaty i dopiero wróciłam. Jak tylko weszłam do pokoju, Lea i Jennifer rzuciły się na mnie z mnóstwem ciepłych i pocieszających słów.
-Szczerze? Teraz mam ochotę urwać coś cennego Kieranowi tak bardzo, jak chyba jeszcze nigdy wcześniej. Chyba nawet bardziej niż Aaronowi.
-Hej, spokojnie. Wtedy będzie bezużyteczny dla Lei. - zaśmiałam się i zrobiłam szybki unik przed lecącą we mnie poduszką.
-Zostawmy już chłopaków, co? Lepiej mów, jak się czujesz.
-Normalnie. Wczoraj miałam małe... załamanie, ale już dobrze. W końcu nie straciłam brata wczoraj, prawda? - wysiliłam się na uśmiech, a Jennifer uścisnęła moją dłoń. - Ale chyba tego potrzebowałam, wiecie? Takiego szoku, strzelenia w pysk. Co by nie mówić, to Kieran jednak pomógł mi wczoraj.
-To nie zmienia faktu, że zachował się jak niedojrzały dupek...
-Niedługo cię przeprosi.
-Nie zależy mi... Przeprosiny z przymusu, czy powinności to niekoniecznie to, co lubię.
-Zrobi to, bo już do niego dociera, w jakiej sytuacji cię postawił, jak się zachował. Kiedy się pokłócimy, mogę z niego czytać jak z otwartej księgi, bo myśli o wszystkim innym, byle nie o naszej kłótni, byle by nie dać po sobie poznać, że nie miał racji, albo że pierwszy wymięka. Mogę ci szczerze i z całą pewnością powiedzieć, że zżerają go wyrzuty sumienia.
-Jego?
-Gabe, może i zachowuje się czasem jak ostatni cham i jest zbyt powierzchowny, ocenia ludzi zanim ich pozna, ale wie, co to znaczy stracić kogoś bliskiego. Jest wrażliwy, tylko czasem tę jego wrażliwość przyćmiewa głupota.
-Raczej często, niż czasem... - mruknęłam. Drzwi do pokoju otworzyły się z hukiem. Wszystkie trzy jak na zawołanie spojrzałyśmy na tego, kto nam przeszkadza.
-To teraz twój pokój Gabe pełni funkcję łysego szczytu? - zapytał Aaron, stojąc nadal w progu pokoju.
-Się puka. - westchnęłam. Ten chłopak jest chyba niereformowalny.
-Nie chcę być złośliwa, ale z naszej piątki, to ty masz włosy roztrzepane jak wiedźma. - zauważyła Paula.
-Punkt dla niej. - uśmiechnęła się Lea.
-Taa. Sorry, ale nie zazwyczaj nie słucham ludzi z komputera. - odpowiedział Aaron.
-Może i jestem „człowiekiem z komputera”, ale nawet po wstaniu z łóżka wyglądam lepiej niż ty. Widziałeś się dziś rano w lusterku? Bo nie wyglądasz...
-Coraz bardziej lubię tę dziewczynę. - Jen z aprobatą pokiwała głową.
-Co ty tu tak w ogóle robisz? - zapytałam, zanim Aaron zdążył ponownie otworzyć usta. Przecież mieli jechać na mecz.
-Wigan zasypało i mecz został przełożony, więc wróciliśmy z chłopakami tutaj.
-Z chłopa... - nie dokończyłam pytania, bo do pokoju wszedł Jack.
-Jen, Kieran potrzebuje cię na dole. Ma problem z zaprogramowaniem zmywarki.
Złapaliśmy na chwilę kontakt wzrokowy, ale niemal natychmiast oboje spuściliśmy wzrok.
-O mój Boże, Gaba, widziałam to! - krzyknęła podekscytowana Paulina po polsku.
-Co widziałaś?
-No właśnie nie wiem, co to miało być, ale ja to widziałam! I znam tę minę! Czy ty coś z nim...
-Milcz! Później!
-A tu co się dzieje? - do pokoju zajrzał Wojtek, witając się z nami szerokim uśmiechem.
-Siedzą tu w zamkniętym kręgu we cztery i wykrzykują jakieś zaklęcia w dziwnym języku. Stary, ratuj się kto może. Sabat czarownic! - wykrzyczał przerażony Walijczyk i opuścił mój pokój, udając się do pokoju Kierana. Wojtek i Jack spojrzeli na siebie, wzruszyli ramionami i poszli w ślady Ramsey'a.
-Nie, nie musicie zamykać drzwi! - zawołała za nimi Lea. Zaraz po tym Aaron wrócił i przewracając oczami zamknął za sobą drzwi. Jak tylko to zrobił, Paula wygłosiła swoją teorię, że coś zaszło między mną a Jackiem, więc Jen i Lea nie odpuściły i zmusiły do mówienia. Szczerze mówiąc jakoś nie bardzo miałam ochotę się uwewnętrzniać przed nimi, zwłaszcza, że sama jeszcze nie przemyślałam co to było i jakie to miało znaczenie.
-Gaba, widzę przecież, że coś się stało. I wiesz, że nie dam ci spokoju, dopóki się nie dowiem.
-Więc cię wyłączę i będę miała spokój.
-Dobra, mnie wyłączysz, ale je? - wskazała na Angielki. Te pokręciły głowami dając mi do zrozumienia, że będą mnie ciągnęły za język, aż czegoś nie powiem. Westchnęłam ciężko.
-Nienawidzę was. - powiedziałam przez zaciśnięte zęby, a dziewczyny już wiedziały, że się poddałam.
-A więc co się działo odkąd Aaron stracił ciebie i Jacka z oczu?
-Ryczałam na jakiejś ławce, on przyszedł, musiałam się wygadać, więc powiedziałam mu o Robercie i...
-Powiedziałaś mu?! - zdziwiła się Paula.
-Tak. Samej mi trudno w to uwierzyć...
-To był pierwszy raz, prawda?
Pokiwałam głową.
-No więc powiedziałam mu, potem on powiedział mi... - spojrzałam niepewnie na Jen. - ..o Kieranie i waszym ojcu. Przykro mi.
-Dzięki. Ja się już dawno otrząsnęłam, ale Kieran jak widać nie do końca.
-Przynajmniej teraz już rozumiem, o co mu chodziło.
-Dziwię się, że wcześniej się nie domyśliłam... Ale mów co było dalej.
-Potem zadzwonił po taksówkę, a ja chcąc doprowadzić się do porządku zaczęłam ścierać z policzków tusz. Nie mogłam natrafić, więc mi pomógł. I jak tak staliśmy naprzeciwko siebie, to jakoś tak, sama nie wiem, co mi odbiło!
-Pocałowałaś go?
-W sumie, to on pocałował mnie. Ale ja się nie opierałam...
-Mówiłam ci, że będą razem! - krzyknęłam triumfalnie Jennifer.
-Jakie razem, Jen, co ty gadasz? To nic takiego. Ledwie jeden pocałunek. Jeden, nic nieznaczący pocałunek. Byłam po paru drinkach, do tego zła i smutna, on tam był i jakoś tak...
-Nie, Gabe. Pocałunek to nie jest „nic”. Ludzie nie całują się, bo są źli, czy smutni. Ludzie całują się, bo coś do siebie czują. - powiedziała filozoficznym tonem i z taką też miną. I Zrobiła to na tyle przekonująco, że na chwilę się nad tym zamyśliłam.
-Oh, przestań. - jęknęłam, potrząsając głową, by wzbudzić się z tego otumanienia.
-Tak, Jennifer, ona jest niereformowalnym przypadkiem. - wtrąciła Paula.
-Jaśniej można?
-Nie wierzy w zakochanie, miłość i takie tam podobne. - wyjaśniła, a ton głosu i jej mina wyraziły dezaprobatę i lekką pogardę do moich poglądów.
-No proszę was. Jak mam wierzyć w miłość? Miłość, która jest niezłomna, jedna na całe życie, która przenosi góry i przezwycięża wszystko, blablabla, kiedy moi rodzice, których przez 15 lat uważałam za parę idealną się rozwodzą? I jak mam wierzyć w miłość ponad wszystko, która może wszystko, kiedy druga para, którą uważałam za niezniszczalną, rozpada się, bo dziewczyna odchodzi od mojego brata kiedy dowiaduje się, że ten jest chory?
Dziewczyny spojrzały po sobie, nic nie mówiąc.
-Ta cisza mówi mi wszystko.
-Więc chcesz mi powiedzieć, że nigdy nie lubiłaś kogoś tak „bardziej”.
-Z czystym sumieniem mówię: nie.
-I nigdy nie miałaś chłopaka?
-Nie na dłużej.
-To prawda. Jej najdłuższy pseudo związek trwał półtorej miesiąca. Kiedy chcę ją wkurzyć, mówię na nią „player”.
-Wcale nie jestem...
-Och, jesteś. I wiesz o tym.
-Po prostu nie wierzę w miłość i te rzeczy. A kiedy koleś zaczyna mi mówić o takich rzeczach i widzę, że się przywiązuje, to wolę to zakończyć, żeby się nie rozczarował.
-Czyli wbijasz mu nóż w serce.
-Czy skoro już mnie osądziłyście i zrobiłyście ze mnie tyrana bez serca, tylko dlatego, że mam swoje przekonania i się ich trzymam, możemy zmienić temat?
-Koniecznie musimy się wybrać na objazd sklepów w Brent Cross!...

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz