W czwartek wpadliśmy wszyscy do Lei, która świętowała swoje dwudzieste pierwsze urodziny. Rodzice zostawili jej mieszkanie do jutrzejszego popołudnia, więc zrobiła nieco większą imprezę, zapraszając kilku chłopaków z klubu. Poznałam też jej młodszego o rok brata. Był wręcz zachwycony tym, że jestem Polką i chyba ze dwie godziny przesiedzieliśmy gadając o mojej ojczyźnie, co było bardzo miłe. Dopiero kiedy Lea opieprzyła go, żeby dał mi trochę spokoju spasował, ale nadal często mnie zagadywał.Zorientowałam się, że w jednym z naczyń kończą się już chipsy, więc postanowiłam je uzupełnić. Lea prosiła mnie i Jen, żebyśmy pomogły jej trochę ogarnąć całe towarzystwo i to, co się wokół dzieje. Teraz obie były zajęte swoimi facetami, więc obowiązek spadł na mnie. Poszłam do kuchni, gdzie zastałam Cesca.
-Cześć, Kapitanie. - uśmiechnęłam się.
-Cześć, pani Wilshere. - zaśmiał się.
-Och, proszę... A ty nadal o tym? - jęknęłam. Hiszpan wyszczerzył się zadowolony. - Co tu tak właściwie robisz?
-Siostra dzwoniła. - pomachał mi telefonem, który trzymał w ręku. - Przejęłaś obowiązki gospodyni?
-Lea jest z Kieranem, więc ktoś musi ją zastąpić.
Kiwnął głową, przyglądając mi się. Spojrzałam na niego pytającym wzrokiem.
-Młody Ed się tobą zainteresował. - stwierdził.
-Jest strasznie podekscytowany tym, że jestem Polką. Ja tam nie widzę w tym nic specjalnie ekscytującego. - wzruszyłam ramionami.
-Potrafi być upierdliwy. Jeżeli będziesz miała go dosyć, daj znać.
-Umiem sobie sama poradzić z natrętami, ale dzięki. - uśmiechnęłam się do chłopaka. Do kuchni wpadł Jack.
-A ty czego szukasz? - zapytał Cesc.
-Piwa. - wyszczerzył się i zanurkował w lodówce.
-Wilshere! Ruszaj się! - usłyszałam z salonu zniecierpliwionego Wojtka. Po chwili Anglik opuścił pomieszczenie razem z sześciopakiem piwa.
-A jutro nie będzie nic pamiętał. - zaśmiałam się.
-Kto? Jack? - zdziwił się Cesc, a kiedy mu przytaknęłam, po prostu mnie wyśmiał. Zmarszczyłam brwi nie wiedząc, o co mu chodzi.
-Żartujesz? On ma chyba nagrywarkę w głowie. Zawsze po imprezach się z nas wyśmiewa i wypomina co kto robił nawet, jeśli porządnie dał w gaz. Jack Wilshere ma zdecydowanie najlepszą pijacką pamięć z całej drużyny. - powiedział Cesc i wyszedł z kuchni, zostawiając mnie totalnie zdezorientowaną.
-Dzieeeeeeń dobry, panie i panowie! Pora wstać! Raz, raz. Nie ma co leżeć, szkoda dnia! Już po dwunastej! Czas na obiad, a wy jeszcze śniadania nie zjedliście!
-Kurwa, Aaron, bo wstanę i ci wjebię! - warknął Wojtek zza mnie.
-No to wstań.
-A spieprzaj... - powiedział ziewając. Otworzyłam oczy i zobaczyłam, że jestem wtulona w ubrany w szarą koszulkę tors. Szybko przebiegłam pamięcią po wczorajszym wieczorze przypominając sobie, że szarą koszulkę mieli Theo, Cesc i Jack. Theo odrzuciłam z miejsca, bo po pierwsze był wczoraj z Melanie, a po drugie zamówili taksówkę gdzieś koło trzeciej nad ranem. Zatem albo Fabregas, albo Wilshere. Sama nie wiedziałam co będzie bardziej niezręczne...
-A państwo Wilshere jak zwykle razem. - gdzieś nad sobą usłyszałam Jennifer. Cholera! Znowu?! Poczułam jak Jack zabiera ze mnie swoją rękę. Zrobiłam to samo, usiadłam i przetarłam oczy. Na moich dłoniach zobaczyłam czarne ślady po tuszu. Zapewne wyglądam teraz jak panda. Jeszcze nie do końca obudzona rozejrzałam się po pokoju. Siedziałam między przebudzającym się Jackiem a pochrapującym Wojtkiem. Aaron i Jenny stali nad nami, ciesząc się niewiadomo z czego. Cesc pił, zapewne kawę, oparty o futrynę, a obok niego przeciskał się właśnie Ed, wchodząc do pokoju.
-A gdzie Kieran i Lea? - zapytałam, ziewając szeroko.
-Śpią. - wyjaśnił Ed.
-To czemu, Ramsey, debilu, im nie wytrząsasz się nad uchem, tylko nam? - jęknął Jack.
-Bo odsypiają. - odpowiedział Walijczyk.
-Niby co?
-Mieli... pracowitą noc.
-A ty skąd wiesz? - zdziwił się Ed.
-Spaliśmy z Jen w gościnnym, a jak zapewne wiesz, sąsiaduje on z pokojem Lei. - wyjaśnił.
-Było słychać?
Aaron nie odpowiedział, tylko zaśmiał się i upił jakiegoś gorącego napoju z kubka.
-Boże, jesteście okropni! - stwierdziłam, rzucając poduszką w Ramseya. - Idę po kawę. Chce ktoś? - zapytałam, zwlekając się z kanapy.
-Mmmhppf! - usłyszałam jęk Wojtka, stłumiony przez poduszkę w którą wtulał twarz, ale po podniesionej ręce domyśliłam się, o co mu chodzi.
Nie mogłam przestać myśleć o tym, co powiedział wczoraj Cesc. „Jack Wilshere ma zdecydowanie najlepszą pijacką pamięć z całej drużyny.”. Ale przecież Jack mówił, że nie pamięta, o czym rozmawialiśmy. Kłamał? Umiałby grać aż tak dobrze? Udawać, że nic nie pamięta, że nic się nie stało? Właściwie to ja przecież udaję i idzie mi chyba dobrze... Nie wiedziałam, co mam o tym myśleć.-Bo się zakochasz. - usłyszałam za sobą głos Fabregasa, który przysiadł na podłokietniku mojego fotela.
-Co? - spojrzałam na niego zdziwiona. Dopiero teraz zdałam sobie sprawę z tego, że przez ostatnich kilka dobrych minut przyglądałam się Jackowi, który właśnie rozgrywał na konsoli mecz z Wojtkiem.
-Spokojnie, żartowałem tylko. - podniósł ręce w geście obronnym. Po chwili przyglądania mi się, zrobił zdziwioną minę. Spojrzał na Jacka, a potem znowu na mnie. Spuściłam wzrok na swoje kolana. - Gabe, powiedziałaś mu o tym? - zapytał cicho.
-Nie ma o czym. - odwarknęłam wstając i wyszłam z salonu, a Hiszpan poszedł za mną. Zaczęłam ubierać płaszcz.
-Poczekaj. - zatrzymał mnie. - Powinnaś mu powiedzieć.
-Mówiłam już, że nie ma o czym mówić.
-A wy co tu kombinujecie? - zapytała Lea, wychodząc z kuchni.
-Wracam do domu. - odpowiedziałam.
-Coś się stało?
Zaprzeczyłam, kręcąc głową.
-Gabby...
-Trochę słabo się czuje. Odwiozę ją. - wtrącił się Cesc.
-No dobrze. Trzymaj się, G.
-Jasne. - uśmiechnęłam się, pożegnałam się z nią i razem z Fabregasem wyszłam na dwór.
-Mój samochód stoi tam. - zatrzymał mnie, łapiąc za łokieć i wskazał w przeciwną stronę.
-Dzięki, przejdę się.
-Gabe...
-Dobra! - przerwałam mu. - Ale nie licz na rozmowę.
Wszystko szło po mojej myśli. Jechaliśmy w ciszy i już prawie dojechaliśmy pod mój dom, kiedy nagle Cesc skręcił uliczkę wcześniej.
-To nie ta ulica. - odezwałam się.
-Wiem. - powiedział i zatrzymał się na poboczu, po czym zablokował drzwi.
-Co ty robisz?
-Musimy porozmawiać. - oznajmił, odwracając się w moją stronę.
-Masz jakiś problem?
-Nie. Ty masz.
-Czyżby?
-Nie radzisz sobie z tym, co jest między tobą i Jackiem.
Wybuchłam śmiechem.
-Przebranżowiłeś się na psychologa? - zaśmiałam się. - Między mną a Jackiem nie ma nic, poza przyjaźnią.
Tym razem to on się zaśmiał.
-Proszę cię! Każdy, nawet ślepy, widzi, że między wami...
-Nie ma nic więcej, niż przyjaźń!
-I dlatego wczoraj szlag go trafiał, jak widział cię z Edem? I dlatego całą noc spędziliście przytuleni do siebie, jakbyście byli sklejeni? Dlatego co chwila jedno spogląda na drugie? Mogę wymieniać dalej.
Patrzyłam na niego zaskoczona.
-Jestem dobrym obserwatorem. - wyjaśnił. Uparcie patrzyłam się w boczną szybę. Usłyszałam westchnięcie Hiszpana. - Okej. Nie chcesz gadać, to nie. Ale porozmawiaj chociaż z Jackiem, albo przestań robić mu nadzieję. - powiedział i uruchomił silnik. Chwilę później zatrzymał się na wjeździe do mojego domu.
-Ale ja nie chcę na baaaseeen!
-Oj Lea, nie marudź! - odezwałam się do dziewczyny. - Trochę ruchu ci nie zaszkodzi.
-Słuchaj się Gaby. Polka prawdę ci powie.
Pięć minut później Jen zaparkowała pod obiektem sportowym Arsenalu. Przed wejściem czekał na nas Kieran, który zaprowadził nas na basen. Przebrałyśmy się i dołączyłyśmy do już pluskających się chłopaków. Oprócz naszej stałej szóstki, było też jeszcze kilku zawodników klubu, ale ci wykruszyli się po jakiejś godzinie. Ostatecznie zostaliśmy tylko my. Wygłupom w wodzie, chlapaniu się i śmiechom nie było końca. Za każdym razem, kiedy stwierdzałam, że ja już kończę i wychodziłam z basenu, zostałam tam wrzucana, z czego pozostali mieli wielką radość. Kiedy zdarzyło się to po raz kolejny, postanowiłam, że tym razem to ja zrobię im psikusa. Wiedziałam, że umiem wytrzymać na bezdechu dłużej, niż przeciętny człowiek, więc kiedy już wylądowałam na dnie basenu, zostałam tam przez jakiś czas, obserwując przez wodę kształty sylwetek znajomych. Zauważyłam, że im dłużej się nie wynurzam, tym niespokojniej się poruszają. W końcu któryś z chłopaków wskoczył do basenu i zanurkował w moją stronę. W tym samym momencie ja wypłynęłam na powierzchnię.
-Boże, Gabe!
-Wystraszyłaś nas.
-Ha! Mam was. - zawołałam triumfalnie. Obok mnie wynurzył się Jack.
-No, udało ci się. - przyznał Aaron.
-Jak, do cholery, wytrzymałaś tyle czasu pod wodą?
-Moje płuca palacza mają dużą pojemność. - zaśmiałam się. Wilshere prychnął, wyraźnie wściekły i wyszedł z basenu.
-Ktoś tu się wkurwił. - skomentował Aaron.
-Przeszkadza ci to? - warknął Jack, spoglądając na przyjaciela wyzywającym wzrokiem.
-Spoko, Jack! Wyluzuj. - zainterweniował Kieran. Podpłynęłam do brzegu i również wyszłam z basenu.
-Jestem wyluzowany. Wręcz zajebiście wyluzowany! - krzyknął i potrącając Anglika udał się w kierunku szatni. Widziałam, że Kieran chciał iść, za nim ale go zatrzymałam.
-Ja pójdę. - powiedziałam i pobiegłam za chłopakiem.
-Jack! Jack, zaczekaj! - wołałam za nim, lecz mnie zignorował. Zatrzymał się dopiero przed wejściem do szatni. - Co to miało być? - zapytałam, wskazując ręką na drzwi, za którymi znajdowała się scena poprzedniej sprzeczki chłopaków.
-To raczej ja powinienem zapytać, co to do cholery miało być?! - odwrócił się w moją stronę. - Myślałem, że się topisz!
-Jack, to był żart. Nie wiedziałam, że aż tak cię to zdenerwuje. - wyjaśniłam.
-Nie wiedziałaś... - parsknął. - Oczywiście, że mnie zdenerwowało! Martwiłem się!
-Okej! Rozumiem! To było głupie, ale nie musisz aż tak się wkurzać. Inni jakoś przyjęli to normalnie.
Naprawdę nie widziałam powodu, dla którego miałby się aż tak denerwować.
-Jak ty nic nie rozumiesz... - zaśmiał się ironicznie.
-Więc mi wytłumacz!
-Zależy mi na tobie!
-Rozumiem, jesteśmy przyjaciółmi...
-Nie! - przerwał mi. - Naprawdę jesteś tak głupia i ślepa?!
-Że co proszę?
-Kocham cię! - krzyknął, a pode mną kolana się ugięły. - W tym basenie... myślałem, że cię stracę, rozumiesz? I że nie dowiesz się, że kiedy powiedziałem ci to po raz pierwszy... że mówiłem wtedy prawdę!
-Słucham? - tylko tyle zdołałam z siebie wydusić.
-Gabe, pamiętam wszystko, co zdarzyło się wtedy na stadionie. - powiedział już spokojniej. Chciałam uciec. Uciec jak najdalej stąd i nie musieć teraz z nim o tym rozmawiać. Nie musieć rozmawiać o tym nigdy. Wiedziałam, że pamięta. Jakaś cząstka mnie wiedziała od samego początku, a upewniła się w kuchni Lei, na jej imprezie urodzinowej. Wolałam jednak udawać tak, jak i on udawał.
-Więc dlaczego skłamałeś? - zapytałam. Czułam, jak łzy podchodzą mi do oczu. Wiedziałam, że z tej rozmowy nie wyniknie nic dobrego, ale chociaż chciałam odejść, nie mogłam.
-Bo to był jedyny sposób, żeby nadal móc być przy tobie. Tak, jak było przedtem, jako przyjaciel. Nie mylę się, prawda?
Nie odpowiedziałam. Spuściłam wzrok.
-Tak myślałem. - zaśmiał się gorzko. - Gdybym nie skłamał, byłoby tak, jak przez pierwsze minuty mojej wizyty u was. Unikanie mojego wzroku, mnie. Nie mogłem znieść samej myśli, że mogłoby tak być. Musiałem skłamać, żeby móc być przyjacielem, skoro nie mogłem być nikim więcej. Ale już nie mogę, Gabe. - zbliżał się powoli. - Nie mogę już dłużej kłamać. Sama widzisz, co się ze mną dzieje. Wiem, że ja dla ciebie również znaczę coś więcej niż przyjaciel. Nie wiem tylko, jak wiele. I mimo, że znam odpowiedź, chociaż mam nadzieję, że się mylę, pytam cię, Gabe, czy dasz nam szansę? - stał naprzeciw mnie i wziął moje dłonie w swoje. - Czy dasz mi szansę, na bycie kimś więcej niż tylko przyjacielem? Bo dla mnie to za mało. O wiele za mało.
Spojrzałam mu w oczy i przypomniało mi się nasze pierwsze spotkanie. Kto by pomyślał, że tak to się wszystko rozwinie? Potem opuściłam wzrok na nasze złączone dłonie.
-Masz rację. - odezwałam się w końcu. - Znaczysz dla mnie więcej, niż przyjaciel. Nie wiem, kim dla mnie jesteś, ale wiem, że nie chcę cię skrzywdzić. A tylko to robię. Zraniłam każdego chłopaka, z którym byłam. Najwyraźniej nie jestem zdolna do miłości. Zależy mi na tobie, bardzo. I właśnie dlatego nie chcę, byś był kolejny na liście osób, które przeze mnie cierpiały. Przepraszam. - powiedziałam i delikatnie wysunęłam swoje dłonie z jego uścisku, po czym poszłam do swojej szatni, zostawiając go na korytarzu. Usiadłam przy ścianie i zaczęłam płakać. Po chwili poczułam, jak dziewczyny klękają obok mnie i przytulają. O nic nie pytały, nic nie mówiły. Po prostu były przy mnie, a ja wypłakiwałam sobie oczy.
-Dziękuję. - wyszeptałam, kiedy już się trochę uspokoiłam. Podniosłam się i otarłam łzy z twarzy.
-Gabe, co się stało wtedy na stadionie? - zapytała Jen.
-Nic...
-Słyszeliśmy wszystko. - przerwała mi. Nie było sensu dalej się wymigiwać, więc opowiedziałam im wszystko co wydarzyło się wtedy i moją rozmowę z Jackiem na drugi dzień.
-Kochasz go, prawda?
-Nie wiem. Nigdy niczego takiego nie czułam. Ale wiem, że gdybym dała nam szansę, na końcu i tak bym go zraniła. Nie chcę mu tego robić. - powiedziałam i ruszyłam pod prysznic.
-Za późno. - usłyszałam głos Lei, zanim odeszłam.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz