Odwróciłam się, żeby stanąć
twarzą w twarz z Tomkiem. Uśmiechnęłam się i pocałowałam go w policzek.
-Długo tu jesteś? - zapytałam.
-Jakąś godzinę. Jest sporo
znajomych, powinnaś się do nas przysiąść na chwilę.
-Może później. - uśmiechnęłam
się.
-O tak, później, bo teraz idziesz
ze mną coś zaśpiewać. - wyszczerzył się i złapał za rękę, ciągnąć na scenę.
Zanim się zorientowałam, wybrał już piosenkę i zaczął śpiewać.
-What’s somebody like you doing in a place
like this? - zaśpiewał, wskazując na mnie. - Say did you come alone or did you bring all your friends? - zerknął
w stronę stolika, przy którym siedzieli Kanonierzy. - Say what's your name, what you drinking. I think I know what you’re
thinking. Baby what’s your sign tell me yours I’ll tell you mine. Say what’s
someone like you doing in a place like this?
Dołączyłam do niego w refrenie.
Dołączyłam do niego w refrenie.
-I'll never be the same if we ever meet again.
Won't let you get away. This free fall's got me so kiss me all night don't ever
let me go. I'll never be the same if we ever meet again.
-Do you come here much? I swear I've seen
your face before. Hope you don't see me blush but I cant help but want you more,
more. - zaśpiewałam patrząc na przyjaciela, mrugając do niego. - Baby tell me what’s your story I ain't shy don’t you worry. I'm flirting with my
eyes, wanna leave with you
tonight. Do you come here much? I've gotta see your face some more, some more cause baby I…
-I'll never be the same if we ever meet again. Won't let you get away. This free fall's got me so kiss me all night don't ever let me go. I'll never be the same if we ever meet again. - do końca utworu wygłupialiśmy się razem na scenie, bawiąc się zupełnie tak, jakby nikt na nas nie patrzył. Robiliśmy do siebie głupie miny, starając się nie wybuchnąć śmiechem i obejmowaliśmy się. Kiedy piosenka dobiegła końca podziękowaliśmy publiczności za uwagę i oklaski, i zeskoczyliśmy ze sceny, a Tomek zaciągnął mnie do stolika przy którym siedziało kilku innych znajomych Roberta, a także moich. Przywitałam się ze wszystkimi, zapoznałam z tymi, których jeszcze nie znałam i usiadłam na wolnym kawałku kanapy obok Tomka, powstałym po ściśnięciu się ludzi siedzących na niej.
-I'll never be the same if we ever meet again. Won't let you get away. This free fall's got me so kiss me all night don't ever let me go. I'll never be the same if we ever meet again. - do końca utworu wygłupialiśmy się razem na scenie, bawiąc się zupełnie tak, jakby nikt na nas nie patrzył. Robiliśmy do siebie głupie miny, starając się nie wybuchnąć śmiechem i obejmowaliśmy się. Kiedy piosenka dobiegła końca podziękowaliśmy publiczności za uwagę i oklaski, i zeskoczyliśmy ze sceny, a Tomek zaciągnął mnie do stolika przy którym siedziało kilku innych znajomych Roberta, a także moich. Przywitałam się ze wszystkimi, zapoznałam z tymi, których jeszcze nie znałam i usiadłam na wolnym kawałku kanapy obok Tomka, powstałym po ściśnięciu się ludzi siedzących na niej.
-Hej, Jacky, gdzie zgubiłeś dziewczynę? - zapytał Kieran,
kiedy zobaczył, że przyjaciel wrócił sam.
-Poszła po piwo, zaraz wróci, nie musisz się tak o nią
martwić, Gibbo. - odpowiedział, siadając.
-No ja nie muszę, ale myślę, że ty powinieneś. - powiedział
Kieran, wskazując na coś głową. Odwrócił się w tamtym kierunku i ujrzał jego
dziewczyną podążającą za brunetem, którego spotkała tu kilka dni temu. Trzymali
się za ręce. Odruchowo zacisnął dłoń na kuflu z piwem, który stał przed nim.
-Spokojnie, przecież to tylko jej znajomy. - powiedziała Lea
spokojnym tonem, kładąc dłoń na jego dłoni. Kiwnął głową i rozluźnił uścisk,
dalej przyglądając się dziewczynie i jej znajomemu.
Brunet wybrał piosenkę i już po chwili zaczął ją śpiewać, patrząc na nią.
Kręcąc się koło niej i flirtując z nią. Ona robiła to samo. Wiedział, że to
tylko gra, ale nie mógł opanować złości. Nigdy nie był typem zazdrośnika, poza
tym, ufał swojej dziewczynie, ale jej znajomy wzbudzał w nim dziwny niepokój
już od pierwszego spotkania. Przyjął z ulgą koniec utworu, ale nie przewidział,
że to nie oznacza końca spotkania brunetki z tym typem. Ponownie złapał ją za
rękę i zaprowadził do stolika, oddalonego dwa miejsca dalej. Uśmiechnęła się na
widok ludzi tam siedzących, a po przywitaniu się z nimi usiadła obok bruneta. Z
uśmiechem na ustach rozmawiała ze znajomymi, co chwila wybuchając śmiechem.
Irytowało go, że brunet co jakiś czas pochylał się nad jej uchem mówiąc jej
coś, na co ona reagowała śmiechem, lub przyjacielskim klepnięciem chłopaka w
ramię. W tym momencie najchętniej wstałby, podszedł tam i wymierzył brunetowi
cios prosto w twarz.
Po raz kolejny wybuchłam śmiechem, kiedy Tomek wspomniał
jedną z historii z życia licealnego mojego brata. Od tego śmiechu bolał mnie
już brzuch. Pokręciłam głową w odpowiedzi na pytanie bruneta, czy chcę usłyszeć
jeszcze jedną opowieść i wtedy ponad ramieniem siedzącej naprzeciw mnie Kasi
zobaczyłam Jacka. Wpatrywał się pustym wzrokiem w swój kufel z piwem. Szczerze
mówiąc, to całkiem zapomniałam, że to z nim i Kanonierami tu byłam. Pożegnałam
się z Polakami mówiąc, że miło było ich znowu spotkać i skierowałam się w
stronę Jacka i reszty.
-Przepraszam, zagadałam się. - powiedziałam siadając obok
niego i cmoknęłam go w policzek. Wszyscy inni zajęci byli dyskusją, nawet nie
wsłuchiwałam się na jaki temat.
-Trudno było nie zauważyć. - odpowiedział obojętnie.
-W skali od jednego do dziesięciu jak bardzo jesteś zły? -
zapytałam. - I nie mów, że nie jesteś. - dodałam, kiedy widziałam, że otwiera
usta, zapewne po to, żeby zaprzeczyć.
-Nie ważne. - mruknął, dopijając piwo. - Pójdę już,
jestem wykończony. - powiedział i wstał.
-Więc pójdę z tobą. - jeśli myślisz, że mnie tak łatwo
zbyjesz, Wilshere, to się grubo mylisz. - Odprowadzisz mnie? - wiedziałam, że
nie odmówi.
-Jasne. - kiwnął głową, a ja powstrzymałam uśmiech
triumfu. Pożegnaliśmy się ze wszystkimi. Już kiedy miałam odchodzić, Lea
zatrzymała mnie.
-Wszystko okej? - zapytała.
-Nie wiem. - mruknęłam.
-Pogadaj z nim. Jest po prostu zazdrosny o tego twojego
znajomego. - wyjaśniła.
-Myślisz, że dałam mu powód?
-No wiesz, nie wyglądało to aż tak bardzo „koleżeńsko”.
Nie powinnaś z nim flirtować, a już zdecydowanie nie na oczach swojego
chłopaka. - odpowiedziała, robiąc minę „sorry, ale to prawda”.
-Wcale nie... - chciałam zaprzeczyć, ale zamilkłam.
Właściwie zawsze wszyscy mi mówili, że ja i Tomek ciągle ze sobą flirtujemy.
Ale po części tym charakteryzowała się nasza przyjaźń. Jednak dla dobra mojego
związku z Wilsherem musiałam to zmienić. - Dzięki za szczerość.
-Powodzenia. - uśmiechnęła się, a ja ruszyłam w stronę
Jacka, który czekał już przy drzwiach. Dogoniłam go i połączyłam swoją dłoń z
jego, przeplatając nasze palce. Szliśmy w milczeniu przez jakiś czas, aż w
końcu się zatrzymałam. Spojrzał na mnie pytającym wzrokiem.
-Nie będziesz się teraz do mnie odzywał? - zapytałam.
-Muszę pomyśleć. - odpowiedział.
-O czym?
-O rzeczach.
-Jack, nie musisz być zazdrosny o Tomka. - powiedziałam,
stając naprzeciwko niego i chwytając za ręce. - To tylko dobry znajomy, nikt
więcej.
-Przystojny znajomy. - wtrącił.
-Może to ja powinnam być zazdrosna? - szturchnęłam go w
ramie, na co uśmiechnął się lekko, ale chwilę później znowu spoważniał i
posmutniał. Ujęłam jego twarz w dłonie. - Jack, naprawdę nie masz się o co
martwić.
-Na pewno? - spojrzał na mnie z niepewnością w oczach. -
Wyglądałaś na bardzo zadowoloną będąc w jego towarzystwie.
-Bo dawno nie widziałam zarówno jego, jak i reszty
znajomych mojego brata, z którymi dobrze się znam. - wytłumaczyłam. - Nie ufasz
mi? - zapytałam zdziwiona i nieco urażona.
-Ufam, oczywiście, że ufam. To jemu nie ufam.
-Dopóki się z nim nie umawiasz, nie musisz. - powiedziałam,
chcąc nieco rozładować atmosferę. Spojrzał na mnie z politowaniem.
-Po prostu nie jestem pewien, czy ty dla niego nie jesteś
kimś więcej niż dobrą znajomą. - mruknął. - A nawet jestem całkiem pewien, że
tak jest.
-Nawet jeśli, to nic na to nie poradzę. - powiedziałam i
objęłam go w pasie.
-Gabe, czy między wami coś kiedyś było? - zapytał.
Spuściłam na chwilę wzrok. - Czyli było. - powiedział i głośno wypuścił
powietrze z płuc. Czułam, że jest zdenerwowany. Chciał się ode mnie odsunąć,
ale nie pozwoliłam mu na to, umacniając uścisk.
-Całowaliśmy się raz czy dwa na jakiejś imprezie. Nie na
trzeźwo. - powiedziałam, na co on kiwnął głową. Zmusiłam go, by na mnie
spojrzał. - Jack, nie z nim jednym się całowałam, to oczywiste. Ale nie ma to dla
mnie najmniejszego znaczenia, bo w mojej głowie siedzi teraz tylko jeden facet.
- wspięłam się na palce, wspierając się na jego ramionach i pocałowałam.
-Hm, to było całkiem przekonywujące. - uśmiechnął się
lekko.
-Mówiłeś, że jesteś wykończony, nie chcę cię męczyć. - uśmiechnęłam
się złośliwie, na co on złapał mnie mocno, tak, że nie miałam możliwości ruchu
i pocałował.
-Zero przyzwoitości. - mruknęła jakaś starsza kobieta,
przechodząca obok nas. Oderwaliśmy się od siebie i zaśmialiśmy, za co zgromiła
nas wzrokiem, fuknęła coś i poszła w swoją stronę. Spojrzeliśmy na siebie
rozbawieni, a potem ruszyliśmy w stronę mojego domu.
Resztę wieczoru spędziliśmy siedząc otuleni w kocu na
kanapie w moim pokoju, przed włączonym telewizorem, na który tak naprawdę nie
zwracaliśmy uwagi. Przytuleni do siebie rozmawialiśmy zarówno o błahostkach,
jak i na poważne tematy. Byłam szczęśliwa, jak chyba jeszcze nigdy. Przeczesywał
moje włosy swoimi palcami, a ja bawiłam się jego drugą dłonią. Co jakiś czas
zaciskał pięść na moich palcach, kiedy łaskotałam wewnętrzną część jego dłoni.
-Za tydzień już mnie tu nie będzie. - powiedziałam nagle
i westchnęłam smutno.
-Nie myśl o tym teraz. - otoczył mnie ramionami i pocałował
we włosy. Wtuliłam się w niego plecami, obejmując jego ręce. Z oczu popłynęły
mi łzy, ale nie chciałam żeby Jack je widział, więc nie odwracałam się do
niego. Jednak zauważył, że płaczę, kiedy oparł brodę na moim ramieniu. Bez
słowa wstał, wziął mnie na ręce i zaniósł na łóżko. Potem wrócił po koc z
kanapy, by w końcu położyć się obok mnie, przykryć nas materiałem, mocno mnie
objąć i utulić do snu swoim spokojnym i czułym głosem.
-Gabe, uratuj siostrę... - Jen, weszła do kuchni, gdzie
jadłam jabłko, robiąc szczenięce oczka.
-W czym problem? - zapytałam i odgryzłam kolejny kawałek
owocu.
-Zostawiłam portfel w barze, a mam tam wszystkie
dokumenty, prawo jazdy włączając. Zawieziesz mnie do pracy? - poprosiła.
Spojrzałam na zegarek. Była piętnasta, a o szesnastej Jack kończył trening i
mieliśmy pojechać na poszukiwanie idealnej sukienki na moją studniówkę.
-Na którą masz? - zapytałam.
-Na szesnastą. Chciałam być wcześniej, więc niedługo
powinnyśmy się zbierać. Jeśli mnie podrzucisz, bo inaczej wyjdę teraz.
-Podrzucę. Pójdę się szybko ogarnąć i góra za dwadzieścia
minut jestem, okej?
Brunetka przytaknęła, więc poszłam na górę, po drodze
wysyłając wiadomość do Jacka, żeby odebrał mnie
nie z domu a z „Domino”.
-Spokojnie, zaraz przyjedzie. - zaśmiała się Jenny, kiedy
siedząc przy barze obracałam w palcach telefon. Nie był to objaw zdenerwowania,
czy zniecierpliwienia. Po prostu zawsze tak robiłam, kiedy czekałam na coś i
nie miałam co zrobić z rękami. W końcu jednak drzwi do baru się otworzyły i wszedł
do nich Jack, a za nim Wojtek w towarzystwie jakiejś szatynki. Mimo iż
zaskoczyło mnie to, że Wojtek przyszedł z dziewczyną, bo przecież do tej pory o
żadnej nie mówił, to jednak nie zwróciłam na nią większej uwagi. Podeszłam do
swojego chłopaka i przywitałam się z nim.
-Gotowy?
-Mam nadzieję. - uśmiechnął się. - Ale wcześniej poznaj
dziewczynę Wojtka.
-Od kiedy on ma dziewczynę? - zdziwiłam się. Jack
wzruszył ramionami, a ja w końcu spojrzałam na partnerkę Wojtka i nie mogłam
uwierzyć w to, co zobaczyłam. Ona również była zaskoczona moim widokiem.
-Cześć Gaba. - odezwała się pierwsza, ku wielkiemu
zdziwieniu Wojtka, Jacka i Jen.
-Co ty tu, do cholery, robisz? - starałam się zachować
spokój, ale było mi bardzo ciężko.
-To wy się znacie? - wtrącił Wojtek.
-Owszem.
Jack wyczuł, że ciężko mi się opanować, więc złapał mnie
za rękę i ścisnął ją nieco, dodając mi otuchy.
-Gabi, to nie było tak, jak myślisz... - zaczęła, ale jej
przerwałam.
-Zostawiłaś go, kiedy najbardziej potrzebował wsparcia.
Kiedy najbardziej potrzebował ciebie! Mylę się? - spojrzałam na nią wyzywającym
wzrokiem.
-Nie. - powiedziała spokojnie. - Ale miałam swój powód.
-Słucham? Co było takiego ważnego, że zostawiłaś swojego
chłopaka i spieprzyłaś? - zapytałam. Nie odpowiedziała, spoglądając nerwowo na
Wojtka. - Tak myślałam.
Sięgnęłam po płaszcz i torbę.
-Nawet nie wiesz, jak było mi ciężko przez to przejść...
-Tobie było ciężko?! - krzyknęłam. - Oddałam mu nerkę,
byłam przy nim cały czas, patrzyłam jak cierpi, a ty śmiesz mi mówić, że to
tobie było ciężko?! Nie rozśmieszaj mnie, bo nie ręczę za siebie.
-Spotkaj się ze mną, a obiecuję, wszystko ci wyjaśnię. - poprosiła.
-Nie chcę na ciebie patrzeć, a tym bardziej z tobą
rozmawiać. - warknęłam i chciałam ją wyminąć, ale złapała mnie za ramię, tym
samym zatrzymując. Szybko jednak wyrwałam rękę z jej uścisku.
-Gabryśka, przecież byłyśmy przyjaciółkami. - spojrzała
na mnie tym swoim proszącym spojrzeniem, które jednak ani trochę na mnie nie
podziałało.
-Dobrze to ujęłaś, Wiktoria. Byłyśmy. Do czasu, kiedy
zostawiłaś Roberta, kiedy on najbardziej cię potrzebował.
Znowu ruszyłam ku wyjściu.
-Możesz mi chociaż powiedzieć, co u niego? - usłyszałam
za sobą. Zatrzymałam się i odwróciłam zaskoczona.
-Żartujesz sobie?
-Nie. Dlaczego miałabym...
-Boże... Do tej pory nie zainteresowałaś się jego losem?
Byliście razem ponad cztery lata, a ty...
-Gaba, o czym ty mówisz? - przerwała mi zaniepokojona.
-Przeszczep się nie przyjął. Robert umarł kilka dni po
operacji. - odpowiedziałam i w końcu stamtąd wyszłam. Z ulgą zaczerpnęłam
zimnego, świeżego powietrza. Szybko wyjęłam papierosa i odpaliłam go, mocno się
zaciągając. Dym przemieszczający się we mnie działał kojąco na moje nerwy. Obok
mnie pojawił się Jack, patrząc na mnie zmartwionym wzrokiem.
-Wiem, że obiecałam to rzucić, ale po prostu muszę, bo
inaczej...
-Rozumiem. - przerwał mi, zbliżył się i pocałował mnie w
czoło. - Kim była ta dziewczyna? O czym rozmawiałyście?
No tak, cała wymiana zdań odbyła się po polsku, więc
jedynie Wojtek był w stanie nas zrozumieć. Swoją drogą, to ciekawa jestem, czy
opowiedziała mu o swojej przeszłości.
-Nazywa się Wiktoria i była dziewczyną Roberta. - odpowiedziałam,
ponownie zaciągając się.
-To ta, która go zostawiła? - zapytał, a ja w odpowiedzi
pokiwałam głową, a później streściłam mu naszą rozmowę. O ile można to było
nazwać rozmową.
-Możesz w to uwierzyć?! Przez rok nie dowiedziała się
nawet, co się z nim dzieje! A podobno tak go kochała! Byli razem przez ponad
cztery lata. Nie rozumiem tego...
-Może faktycznie miała jakiś powód? Może jednak powinnaś
się z nią spotkać? - zapytał ostrożnie.
-Nie. Przy was ledwo powstrzymałam się przed rzuceniem
się na nią. A co by było, gdybyśmy były same? Wolę nie myśleć, bo może jeszcze
spodoba mi się któryś scenariusz...
Zauważył, że ze zdenerwowania trzęsą mi się ręce, więc
podszedł do mnie i objął, gładząc dłonią po włosach.
-Dziękuję. - powiedziałam wtulona w jego ramię. - No, ale
nie ma się co opieprzać, zakupy czekają.
Odsunęłam się od niego, zaciągnęłam papierosem po raz
ostatni, a potem ugasiłam o śmietnik stojący przed barem. Złapałam go za rękę i
pocałowałam, na co zareagował zmarszczeniem nosa z niezadowoleniem.
-Tak, tak, wiem. Smakuję papierosami. - zaśmiałam się, a
Jack pociągnął mnie w stronę swojego auta.