czwartek, 4 października 2012

#28. "Nie powinnaś z nim flirtować, a już zdecydowanie nie na oczach swojego chłopaka."


Odwróciłam się, żeby stanąć twarzą w twarz z Tomkiem. Uśmiechnęłam się i pocałowałam go w policzek.
-Długo tu jesteś? - zapytałam.
-Jakąś godzinę. Jest sporo znajomych, powinnaś się do nas przysiąść na chwilę.
-Może później. - uśmiechnęłam się.
-O tak, później, bo teraz idziesz ze mną coś zaśpiewać. - wyszczerzył się i złapał za rękę, ciągnąć na scenę. Zanim się zorientowałam, wybrał już piosenkę i zaczął śpiewać.

-What’s somebody like you doing in a place like this? - zaśpiewał, wskazując na mnie. - Say did you come alone or did you bring all your friends? - zerknął w stronę stolika, przy którym siedzieli Kanonierzy. - Say what's your name, what you drinking. I think I know what you’re thinking. Baby what’s your sign tell me yours I’ll tell you mine. Say what’s someone like you doing in a place like this?
Dołączyłam do niego w refrenie.
-I'll never be the same if we ever meet again. Won't let you get away. This free fall's got me so kiss me all night don't ever let me go. I'll never be the same if we ever meet again.
-Do you come here much? I swear I've seen your face before. Hope you don't see me blush but I cant help but want you more, more. - zaśpiewałam patrząc na przyjaciela, mrugając do niego. - Baby tell me what’s your story I ain't shy don’t you worry. I'm flirting with my eyes, wanna leave with you tonight. Do you come here much? I've gotta see your face some more, some more cause baby I…
-I'll never be the same if we ever meet again. Won't let you get away. This free fall's got me so kiss me all night don't ever let me go. I'll never be the same if we ever meet again. - do końca utworu wygłupialiśmy się razem na scenie, bawiąc się zupełnie tak, jakby nikt na nas nie patrzył. Robiliśmy do siebie głupie miny, starając się nie wybuchnąć śmiechem i obejmowaliśmy się. Kiedy piosenka dobiegła końca podziękowaliśmy publiczności za uwagę i oklaski, i zeskoczyliśmy ze sceny, a Tomek zaciągnął mnie do stolika przy którym siedziało kilku innych znajomych Roberta, a także moich. Przywitałam się ze wszystkimi, zapoznałam z tymi, których jeszcze nie znałam i usiadłam na wolnym kawałku kanapy obok Tomka, powstałym po ściśnięciu się ludzi siedzących na niej.

-Hej, Jacky, gdzie zgubiłeś dziewczynę? - zapytał Kieran, kiedy zobaczył, że przyjaciel wrócił sam.
-Poszła po piwo, zaraz wróci, nie musisz się tak o nią martwić, Gibbo. - odpowiedział, siadając.
-No ja nie muszę, ale myślę, że ty powinieneś. - powiedział Kieran, wskazując na coś głową. Odwrócił się w tamtym kierunku i ujrzał jego dziewczyną podążającą za brunetem, którego spotkała tu kilka dni temu. Trzymali się za ręce. Odruchowo zacisnął dłoń na kuflu z piwem, który stał przed nim.
-Spokojnie, przecież to tylko jej znajomy. - powiedziała Lea spokojnym tonem, kładąc dłoń na jego dłoni. Kiwnął głową i rozluźnił uścisk, dalej przyglądając się dziewczynie i jej znajomemu. Brunet wybrał piosenkę i już po chwili zaczął ją śpiewać, patrząc na nią. Kręcąc się koło niej i flirtując z nią. Ona robiła to samo. Wiedział, że to tylko gra, ale nie mógł opanować złości. Nigdy nie był typem zazdrośnika, poza tym, ufał swojej dziewczynie, ale jej znajomy wzbudzał w nim dziwny niepokój już od pierwszego spotkania. Przyjął z ulgą koniec utworu, ale nie przewidział, że to nie oznacza końca spotkania brunetki z tym typem. Ponownie złapał ją za rękę i zaprowadził do stolika, oddalonego dwa miejsca dalej. Uśmiechnęła się na widok ludzi tam siedzących, a po przywitaniu się z nimi usiadła obok bruneta. Z uśmiechem na ustach rozmawiała ze znajomymi, co chwila wybuchając śmiechem. Irytowało go, że brunet co jakiś czas pochylał się nad jej uchem mówiąc jej coś, na co ona reagowała śmiechem, lub przyjacielskim klepnięciem chłopaka w ramię. W tym momencie najchętniej wstałby, podszedł tam i wymierzył brunetowi cios prosto w twarz.

Po raz kolejny wybuchłam śmiechem, kiedy Tomek wspomniał jedną z historii z życia licealnego mojego brata. Od tego śmiechu bolał mnie już brzuch. Pokręciłam głową w odpowiedzi na pytanie bruneta, czy chcę usłyszeć jeszcze jedną opowieść i wtedy ponad ramieniem siedzącej naprzeciw mnie Kasi zobaczyłam Jacka. Wpatrywał się pustym wzrokiem w swój kufel z piwem. Szczerze mówiąc, to całkiem zapomniałam, że to z nim i Kanonierami tu byłam. Pożegnałam się z Polakami mówiąc, że miło było ich znowu spotkać i skierowałam się w stronę Jacka i reszty.
-Przepraszam, zagadałam się. - powiedziałam siadając obok niego i cmoknęłam go w policzek. Wszyscy inni zajęci byli dyskusją, nawet nie wsłuchiwałam się na jaki temat.
-Trudno było nie zauważyć. - odpowiedział obojętnie.
-W skali od jednego do dziesięciu jak bardzo jesteś zły? - zapytałam. - I nie mów, że nie jesteś. - dodałam, kiedy widziałam, że otwiera usta, zapewne po to, żeby zaprzeczyć.
-Nie ważne. - mruknął, dopijając piwo. - Pójdę już, jestem wykończony. - powiedział i wstał.
-Więc pójdę z tobą. - jeśli myślisz, że mnie tak łatwo zbyjesz, Wilshere, to się grubo mylisz. - Odprowadzisz mnie? - wiedziałam, że nie odmówi.
-Jasne. - kiwnął głową, a ja powstrzymałam uśmiech triumfu. Pożegnaliśmy się ze wszystkimi. Już kiedy miałam odchodzić, Lea zatrzymała mnie.
-Wszystko okej? - zapytała.
-Nie wiem. - mruknęłam.
-Pogadaj z nim. Jest po prostu zazdrosny o tego twojego znajomego. - wyjaśniła.
-Myślisz, że dałam mu powód?
-No wiesz, nie wyglądało to aż tak bardzo „koleżeńsko”. Nie powinnaś z nim flirtować, a już zdecydowanie nie na oczach swojego chłopaka. - odpowiedziała, robiąc minę „sorry, ale to prawda”.
-Wcale nie... - chciałam zaprzeczyć, ale zamilkłam. Właściwie zawsze wszyscy mi mówili, że ja i Tomek ciągle ze sobą flirtujemy. Ale po części tym charakteryzowała się nasza przyjaźń. Jednak dla dobra mojego związku z Wilsherem musiałam to zmienić. - Dzięki za szczerość.
-Powodzenia. - uśmiechnęła się, a ja ruszyłam w stronę Jacka, który czekał już przy drzwiach. Dogoniłam go i połączyłam swoją dłoń z jego, przeplatając nasze palce. Szliśmy w milczeniu przez jakiś czas, aż w końcu się zatrzymałam. Spojrzał na mnie pytającym wzrokiem.
-Nie będziesz się teraz do mnie odzywał? - zapytałam.
-Muszę pomyśleć. - odpowiedział.
-O czym?
-O rzeczach.
-Jack, nie musisz być zazdrosny o Tomka. - powiedziałam, stając naprzeciwko niego i chwytając za ręce. - To tylko dobry znajomy, nikt więcej.
-Przystojny znajomy. - wtrącił.
-Może to ja powinnam być zazdrosna? - szturchnęłam go w ramie, na co uśmiechnął się lekko, ale chwilę później znowu spoważniał i posmutniał. Ujęłam jego twarz w dłonie. - Jack, naprawdę nie masz się o co martwić.
-Na pewno? - spojrzał na mnie z niepewnością w oczach. - Wyglądałaś na bardzo zadowoloną będąc w jego towarzystwie.
-Bo dawno nie widziałam zarówno jego, jak i reszty znajomych mojego brata, z którymi dobrze się znam. - wytłumaczyłam. - Nie ufasz mi? - zapytałam zdziwiona i nieco urażona.
-Ufam, oczywiście, że ufam. To jemu nie ufam.
-Dopóki się z nim nie umawiasz, nie musisz. - powiedziałam, chcąc nieco rozładować atmosferę. Spojrzał na mnie z politowaniem.
-Po prostu nie jestem pewien, czy ty dla niego nie jesteś kimś więcej niż dobrą znajomą. - mruknął. - A nawet jestem całkiem pewien, że tak jest.
-Nawet jeśli, to nic na to nie poradzę. - powiedziałam i objęłam go w pasie.
-Gabe, czy między wami coś kiedyś było? - zapytał. Spuściłam na chwilę wzrok. - Czyli było. - powiedział i głośno wypuścił powietrze z płuc. Czułam, że jest zdenerwowany. Chciał się ode mnie odsunąć, ale nie pozwoliłam mu na to, umacniając uścisk.
-Całowaliśmy się raz czy dwa na jakiejś imprezie. Nie na trzeźwo. - powiedziałam, na co on kiwnął głową. Zmusiłam go, by na mnie spojrzał. - Jack, nie z nim jednym się całowałam, to oczywiste. Ale nie ma to dla mnie najmniejszego znaczenia, bo w mojej głowie siedzi teraz tylko jeden facet. - wspięłam się na palce, wspierając się na jego ramionach i pocałowałam.
-Hm, to było całkiem przekonywujące. - uśmiechnął się lekko.
-Mówiłeś, że jesteś wykończony, nie chcę cię męczyć. - uśmiechnęłam się złośliwie, na co on złapał mnie mocno, tak, że nie miałam możliwości ruchu i pocałował.
-Zero przyzwoitości. - mruknęła jakaś starsza kobieta, przechodząca obok nas. Oderwaliśmy się od siebie i zaśmialiśmy, za co zgromiła nas wzrokiem, fuknęła coś i poszła w swoją stronę. Spojrzeliśmy na siebie rozbawieni, a potem ruszyliśmy w stronę mojego domu.

Resztę wieczoru spędziliśmy siedząc otuleni w kocu na kanapie w moim pokoju, przed włączonym telewizorem, na który tak naprawdę nie zwracaliśmy uwagi. Przytuleni do siebie rozmawialiśmy zarówno o błahostkach, jak i na poważne tematy. Byłam szczęśliwa, jak chyba jeszcze nigdy. Przeczesywał moje włosy swoimi palcami, a ja bawiłam się jego drugą dłonią. Co jakiś czas zaciskał pięść na moich palcach, kiedy łaskotałam wewnętrzną część jego dłoni.
-Za tydzień już mnie tu nie będzie. - powiedziałam nagle i westchnęłam smutno.
-Nie myśl o tym teraz. - otoczył mnie ramionami i pocałował we włosy. Wtuliłam się w niego plecami, obejmując jego ręce. Z oczu popłynęły mi łzy, ale nie chciałam żeby Jack je widział, więc nie odwracałam się do niego. Jednak zauważył, że płaczę, kiedy oparł brodę na moim ramieniu. Bez słowa wstał, wziął mnie na ręce i zaniósł na łóżko. Potem wrócił po koc z kanapy, by w końcu położyć się obok mnie, przykryć nas materiałem, mocno mnie objąć i utulić do snu swoim spokojnym i czułym głosem.

-Gabe, uratuj siostrę... - Jen, weszła do kuchni, gdzie jadłam jabłko, robiąc szczenięce oczka.
-W czym problem? - zapytałam i odgryzłam kolejny kawałek owocu.
-Zostawiłam portfel w barze, a mam tam wszystkie dokumenty, prawo jazdy włączając. Zawieziesz mnie do pracy? - poprosiła. Spojrzałam na zegarek. Była piętnasta, a o szesnastej Jack kończył trening i mieliśmy pojechać na poszukiwanie idealnej sukienki na moją studniówkę.
-Na którą masz? - zapytałam.
-Na szesnastą. Chciałam być wcześniej, więc niedługo powinnyśmy się zbierać. Jeśli mnie podrzucisz, bo inaczej wyjdę teraz.
-Podrzucę. Pójdę się szybko ogarnąć i góra za dwadzieścia minut jestem, okej?
Brunetka przytaknęła, więc poszłam na górę, po drodze wysyłając wiadomość do Jacka, żeby odebrał mnie  nie z domu a z „Domino”.

-Spokojnie, zaraz przyjedzie. - zaśmiała się Jenny, kiedy siedząc przy barze obracałam w palcach telefon. Nie był to objaw zdenerwowania, czy zniecierpliwienia. Po prostu zawsze tak robiłam, kiedy czekałam na coś i nie miałam co zrobić z rękami. W końcu jednak drzwi do baru się otworzyły i wszedł do nich Jack, a za nim Wojtek w towarzystwie jakiejś szatynki. Mimo iż zaskoczyło mnie to, że Wojtek przyszedł z dziewczyną, bo przecież do tej pory o żadnej nie mówił, to jednak nie zwróciłam na nią większej uwagi. Podeszłam do swojego chłopaka i przywitałam się z nim.
-Gotowy?
-Mam nadzieję. - uśmiechnął się. - Ale wcześniej poznaj dziewczynę Wojtka.
-Od kiedy on ma dziewczynę? - zdziwiłam się. Jack wzruszył ramionami, a ja w końcu spojrzałam na partnerkę Wojtka i nie mogłam uwierzyć w to, co zobaczyłam. Ona również była zaskoczona moim widokiem.
-Cześć Gaba. - odezwała się pierwsza, ku wielkiemu zdziwieniu Wojtka, Jacka i Jen.
-Co ty tu, do cholery, robisz? - starałam się zachować spokój, ale było mi bardzo ciężko.
-To wy się znacie? - wtrącił Wojtek.
-Owszem.
Jack wyczuł, że ciężko mi się opanować, więc złapał mnie za rękę i ścisnął ją nieco, dodając mi otuchy.
-Gabi, to nie było tak, jak myślisz... - zaczęła, ale jej przerwałam.
-Zostawiłaś go, kiedy najbardziej potrzebował wsparcia. Kiedy najbardziej potrzebował ciebie! Mylę się? - spojrzałam na nią wyzywającym wzrokiem.
-Nie. - powiedziała spokojnie. - Ale miałam swój powód.
-Słucham? Co było takiego ważnego, że zostawiłaś swojego chłopaka i spieprzyłaś? - zapytałam. Nie odpowiedziała, spoglądając nerwowo na Wojtka. - Tak myślałam.
Sięgnęłam po płaszcz i torbę.
-Nawet nie wiesz, jak było mi ciężko przez to przejść...
-Tobie było ciężko?! - krzyknęłam. - Oddałam mu nerkę, byłam przy nim cały czas, patrzyłam jak cierpi, a ty śmiesz mi mówić, że to tobie było ciężko?! Nie rozśmieszaj mnie, bo nie ręczę za siebie.
-Spotkaj się ze mną, a obiecuję, wszystko ci wyjaśnię. - poprosiła.
-Nie chcę na ciebie patrzeć, a tym bardziej z tobą rozmawiać. - warknęłam i chciałam ją wyminąć, ale złapała mnie za ramię, tym samym zatrzymując. Szybko jednak wyrwałam rękę z jej uścisku.
-Gabryśka, przecież byłyśmy przyjaciółkami. - spojrzała na mnie tym swoim proszącym spojrzeniem, które jednak ani trochę na mnie nie podziałało.
-Dobrze to ujęłaś, Wiktoria. Byłyśmy. Do czasu, kiedy zostawiłaś Roberta, kiedy on najbardziej cię potrzebował.
Znowu ruszyłam ku wyjściu.
-Możesz mi chociaż powiedzieć, co u niego? - usłyszałam za sobą. Zatrzymałam się i odwróciłam zaskoczona.
-Żartujesz sobie?
-Nie. Dlaczego miałabym...
-Boże... Do tej pory nie zainteresowałaś się jego losem? Byliście razem ponad cztery lata, a ty...
-Gaba, o czym ty mówisz? - przerwała mi zaniepokojona.
-Przeszczep się nie przyjął. Robert umarł kilka dni po operacji. - odpowiedziałam i w końcu stamtąd wyszłam. Z ulgą zaczerpnęłam zimnego, świeżego powietrza. Szybko wyjęłam papierosa i odpaliłam go, mocno się zaciągając. Dym przemieszczający się we mnie działał kojąco na moje nerwy. Obok mnie pojawił się Jack, patrząc na mnie zmartwionym wzrokiem.
-Wiem, że obiecałam to rzucić, ale po prostu muszę, bo inaczej...
-Rozumiem. - przerwał mi, zbliżył się i pocałował mnie w czoło. - Kim była ta dziewczyna? O czym rozmawiałyście?
No tak, cała wymiana zdań odbyła się po polsku, więc jedynie Wojtek był w stanie nas zrozumieć. Swoją drogą, to ciekawa jestem, czy opowiedziała mu o swojej przeszłości.
-Nazywa się Wiktoria i była dziewczyną Roberta. - odpowiedziałam, ponownie zaciągając się.
-To ta, która go zostawiła? - zapytał, a ja w odpowiedzi pokiwałam głową, a później streściłam mu naszą rozmowę. O ile można to było nazwać rozmową.
-Możesz w to uwierzyć?! Przez rok nie dowiedziała się nawet, co się z nim dzieje! A podobno tak go kochała! Byli razem przez ponad cztery lata. Nie rozumiem tego...
-Może faktycznie miała jakiś powód? Może jednak powinnaś się z nią spotkać? - zapytał ostrożnie.
-Nie. Przy was ledwo powstrzymałam się przed rzuceniem się na nią. A co by było, gdybyśmy były same? Wolę nie myśleć, bo może jeszcze spodoba mi się któryś scenariusz...
Zauważył, że ze zdenerwowania trzęsą mi się ręce, więc podszedł do mnie i objął, gładząc dłonią po włosach.
-Dziękuję. - powiedziałam wtulona w jego ramię. - No, ale nie ma się co opieprzać, zakupy czekają.
Odsunęłam się od niego, zaciągnęłam papierosem po raz ostatni, a potem ugasiłam o śmietnik stojący przed barem. Złapałam go za rękę i pocałowałam, na co zareagował zmarszczeniem nosa z niezadowoleniem.
-Tak, tak, wiem. Smakuję papierosami. - zaśmiałam się, a Jack pociągnął mnie w stronę swojego auta.

środa, 3 października 2012

#27. "Już myślałam, że to jakiś zboczeniec."

Od rana pogoda była okropna. Cały czas padało, z tym, że z różnym natężeniem. Na półtorej godziny przed meczem wyruszyłyśmy z Jen taksówką po Leę, a potem na stadion. Po meczu wszyscy mieliśmy wrócić do naszego domu.-Pogoda idealna na bieganie za piłką przez półtorej godziny. - mruknęła Jennifer, kiedy znalazłyśmy się już na terenie stadionu, pod zadaszeniem.
-Przynajmniej mokre koszulki będą im się ładnie opinały na klatach. - zauważyła Lea, na co zareagowałyśmy śmiechem.
Mimo coraz gorszych warunków pogodowych i ostro grających przeciwników Arsenal wygrał mecz przewagą trzech bramek. Zmarznięte czekałyśmy pod autem Kierana. Deszcz nie przestawał padać, a wiatr targał parasolami. W końcu pojawili się chłopaki. Od razu pogratulowałyśmy im zwycięstwa, a zaraz potem ustaliliśmy, że Lea, Jen, Aaron i Kieran pojadą do domu autem Gibbsa, a ja zabiorę się z Jackiem, po drodze zahaczając jeszcze o jego dom.
-Jestem! - zawołał od progu.
-Przymknij japę, mama śpi! - na korytarzu pojawiła się jakaś blondynka, zapewne jego siostra. - O! - zatrzymała się, kiedy mnie zobaczyła.
-Cześć. - uśmiechnęłam się do zaskoczonej dziewczyny.
-Gabe, to moja siostra, Sue. Sue, to jest Gabe. - przedstawił nas Jack, biorąc ode mnie płaszcz.
-Twoja dziewczyna? - zapytała, przyglądając mi się. Jack przewrócił oczami, mrucząc, że „zaraz się zacznie”. - Jesteś za ładna dla niego. - stwierdziła.
-Przesadzasz, nie jest z nim tak źle. - zaśmiałam się, głaszcząc chłopaka po włosach.
-Może i jest przystojny i umie grać w piłkę, ale na tym kończą się jego zalety.
-Dzięki, Sue, zawsze stoisz murem za mną. - powiedział z ironią, rzucając w siostrę swoimi kluczami. Dziewczyna je złapała i odrzuciła bratu.
-Kto to, Sue? - z góry dobiegł nas męski głos.
-Jack z dziewczyną, tato. - odkrzyknęła. - Miło było poznać. - zwróciła się do mnie i poszła na górę, mijając ojca.
-Cześć, dzieciaki. - przywitał się, podchodząc do nas. My również się przywitaliśmy a potem Jack mnie przedstawił. - Dobra robota, synu. Wilsherowie mają oko do pięknych kobiet. - mrugnął do nas, a potem zniknął w kuchni, a my poszliśmy do pokoju Jacka, gdzie czekaliśmy aż jego mama się obudzi, ponieważ chciała z nim o czymś porozmawiać. Pół godziny później do pokoju weszła mama Jacka. Akurat, by przyłapać nas na obściskiwaniu się.
-Mamo, pukaj. - powiedział poirytowany chłopak.
-Och, nie wiedziałam, że masz gościa..
-O czym chciałaś porozmawiać?
-Właściwie... a, już o niczym. - machnęła ręką i spojrzała na nas z uśmiechem.
-W takim razie jedziemy do Gabe. - oznajmił.
-No chyba oszalałeś! - kobieta od razu przybrała groźny wyraz twarzy. - W taką pogodę?! - oburzyła się. Oboje spojrzeliśmy na okno. - Leje jak z cebra, pewnie nic nie widać. Absolutnie nigdzie was nie puszczę!
-Oj mamo...
-Ale bez dyskusji! Gabby, myślę, że powinnaś zadzwonić do domu i uprzedzić tatę, że nie wrócisz na noc. Jestem pewna, że przyzna mi rację, co do tego, że nie powinniście w taką pogodę nigdzie jeździć. Zaraz zrobię wam herbaty i jakieś kanapki, pewnie jesteście głodni. - skończyła i wyszła. Kiedy tylko zamknęła drzwi, zaśmiałam się, a Jack padł na łóżko, jakby właśnie przebiegł maraton.
-Ja nie wyrobię z tą kobietą. - westchnął.
-Daj spokój, jest genialna.
-Lepiej zadzwoń do ojca. Nie wypuści nas stąd chyba, że nagle zacznie świecić słońce.
-Biorąc pod uwagę fakt, że już dwudziesta, posłucham twojej rady. - stwierdziłam i wybrałam numer taty. Faktycznie, przyznał mamie Jack’a rację.
-Więc jakie plany na spędzenie wieczoru? - zapytałam, przysiadając na fotelu i wzięłam do ręki jedną z kanapek, które przyniosła nam mam Jacka.
-Pomyślmy... Może jakiś film? - zaproponował. Przytaknęłam, więc rozłożyliśmy się na łóżku z laptopem i włączyliśmy jakiś film akcji. Najwyraźniej akcja nie była tak wciągająca, albo po prostu Jack był zmęczony, bo już po pół godzinie filmu zasnął. Wstałam ostrożnie, żeby go nie obudzić, wyłączyłam laptopa i odłożyłam go na biurko. Postanowiłam sama się obsłużyć i zajrzałam do szafy, z której wyjęłam jakąś koszulkę, od razu się w nią przebierając.
-Widzę, że się rozgościłaś.
Odwróciłam się, by zobaczyć siedzącego Jacka, który mi się przyglądał.
-Widzę, że mnie podglądasz. - odpowiedziałam. Wstał i zaczął zbliżać się do mnie powoli.
-Jesteś moją dziewczyną, w moim pokoju, przebierającą się w moją koszulkę. - wyliczył. - Nie sądzę, żeby to się zaliczało do podglądania. - uśmiechnął się i przyciągnął mnie do siebie.
-Ale pewności nie masz. - wytknęłam mu język. - Nie chciałam cię budzić, więc obsłużyłam się sama. - powiedziałam, wskazując na koszulkę.
-Masz dobry gust, wybrałaś moją ulubioną. - uśmiechnął się, a ja objęłam go za szyję, splatając swoje dłonie na jego karku.
-Mogę ją zmienić, jeśli chcesz.
-Nie trzeba, dobrze w niej wyglądasz.
-Sugerujesz, że w innej wyglądałabym źle? - uniosłam do góry jedną brew.
-Oczywiście, że nie. Chodziło mi o to, że...
-Żartowałam. - przerwałam mu i musnęłam jego usta. - Idź się ogarnij.
-Sugerujesz, że jestem nieogarnięty? - sparodiował mnie, za co dostał cios w klatkę piersiową, a potem wyszedł z pokoju.

Obudziłam się pierwsza. Zegar na ścianie wskazywał kwadrans przed dziewiątą, a mnie w ogóle nie chciało się już spać. Podniosłam głowę i spojrzałam na Jacka. Wyglądał naprawdę uroczo, kiedy spał, z lekkim uśmiechem na twarzy. Przyglądałam mu się przez chwilę, a on jakby to wyczuł i powoli otworzył oczy.
-Mógłbym się tak budzić codziennie. - powiedział, przyciągnął mnie do siebie i pocałował.
-Co za dużo to nie zdrowo. - stwierdziłam i oddałam pocałunek. Usłyszeliśmy pukanie do drzwi, więc zaprzestaliśmy czułości, a kiedy Jack zaprosił gościa do środka, w drzwiach pojawiła się jego siostra.
-Za pół godziny będzie śniadanie. - poinformowała nas, a potem wyszła.
-Nie chcę wstawaaaać. - jęknął Jack, przyciągając mnie do siebie i wtulił się w moje ramię.
-Życie jest brutalne, Słonko. - zaśmiałam się, pocałowałam go w czoło i usiadłam, przeciągając się, a potem wstałam. Ubrałam spodnie, a frotką znalezioną w jednej z kieszeni związałam włosy w niedbałego koka. Zdjęłam jego koszulkę i sięgnęłam po swoją, kiedy poczułam jak obejmuje mnie w pasie i składa pocałunki na karku i ramionach, przyprawiając mnie o gęsią skórkę. Mimo to wysunęłam się z jego uścisku i nałożyłam na siebie ubranie.
-Coś się stało? - zapytał zaskoczony. - Zrobiłem coś...
-Nie, nie o to chodzi. - przerwałam mu. Nie wyglądał na przekonanego. Podeszłam do niego i wzięłam za ręce. - Naprawdę. Nie chodzi o ciebie tylko... - zawahałam się.
-Tylko?
-Tylko o mnie. Nie lubię czegoś w sobie. - wyjaśniłam.
-Masz kompleksy?
-Jeden.
-Co? Gabe, jesteś piękna. Masz wspaniałe ciało, nie rozumiem, co może ci się...
-Blizna. - przerwałam mu. - Nienawidzę jej. Ledwie mogę na nią patrzeć. A kiedy pomyślę, że ktoś inny miałby ją zobaczyć, lub dotknąć... Doprowadza mnie to do szału. - powiedziałam i spuściłam głowę. Jack chwycił mnie delikatnie za podbródek i podniósł moją twarz tak, bym na niego spojrzała.
-Dla mnie jesteś idealna. Z blizną, czy bez. Kocham cię i nie zmieni tego to, czy ją zobaczę, czy nie, jasne? Jasne? - powtórzył, bo nic nie odpowiedziałam. Uśmiechnęłam się i mocno do niego przytuliłam.
-Czym ja sobie na ciebie zasłużyłam, Wilshere? - zapytałam, a w odpowiedzi usłyszałam jego śmiech.

Po zjedzonym śniadaniu spędziłam jeszcze trochę czasu z Jackiem i Sue, a potem zgarnął mnie Kieran, który wracał do domu po odwiezieniu Lei. Ten dzień postanowiłam w całości poświęcić nauce (tak, wiem, tak samo jak całe te ferie, ale to nie moja wina, że wszystko potoczyło się tak, jak się potoczyło). Zrobiłam sobie kubeł gorącej herbaty, potem wzięłam szybki prysznic, przebrałam się w świeże ciuchy i zakopałam się w nauce. Co jakiś czas schodziłam tylko na dół po kolejne przekąski. Kiedy się uczę muszę coś przeżuwać, bo dzięki temu lepiej mi się myśli. Kiedy zeszłam na dół po południu, tym razem w kuchni byli też Kieran z ojcem.
-A ty znowu przyszłaś jeść? - zdziwił się Kieran, za co zmierzyłam go ostrym spojrzeniem, a on odpowiedział szerokim uśmiechem.
-Co jesz? - zajrzałam mu przez ramię, by potem pokraść mu z kanapki plasterek sera i pomidora. Uchylając się przed jego ręką, która chciała uderzyć mnie w głowę podeszłam do szafki, z której wyciągnęłam słoik Nutelli, nabrałam pełną łyżeczkę kremu, od razu wciskając ją do buzi i schowałam pojemnik. Potem zapiłam potężnym łykiem mleka i wyciągnęłam z szafki krakersy. Kieran przyglądał mi się z dziwną miną.
-Ale masz spust. - powiedział w końcu z nutką podziwu w głosie. Wzruszyłam ramionami.
-Mam na coś smaka, tylko sama nie wiem na co. - powiedziałam, rozglądając się po kuchni.
-Może ty w ciąży jesteś. - zaśmiał się Kieran, a ojciec wypluł przed siebie resztki herbaty. Na szczęście stał już przy zlewie, gdzie chciał odstawić kubek, więc większość napoju trafiła do zlewu, a część na jego koszulę. Spojrzał na mnie TYM spojrzeniem. Cholera, szykuje się pogadanka.
-Dzięki Kieran. - warknęłam do chłopaka, obrzucając go najbardziej morderczym spojrzeniem, na jaki było mnie stać, na co chłopak się zaśmiał i z talerzem pełnym kanapek opuścił kuchnię.
-Gabi...
-Nie, tato, nie jestem w ciąży! - przerwałam mu.
-Jesteś pewna? - zapytał. Spojrzenie, które mu posłałam rozwiało jego wątpliwości. - No dobrze. Ale, proszę, usiądź. - wskazał na krzesło, naprzeciw którego sam usiadł.
-Tato... - jęknęłam, ale posłusznie usiadłam.
-Kochanie, wiem, że jesteś dorosła i sama o sobie decydujesz, ale pamiętaj, nie rób niczego, czego potem będziesz żałowała. - powiedział.
-Tato, bez obrazy, ale wolę zrobić coś i później żałować, że to zrobiłam, niż nie zrobić i żałować, że nie zrobiłam. - odpowiedziałam, na co ojciec się uśmiechnął.
-Szkoła Roberta... - mruknął, a ja się uśmiechnęłam. - Ale pamiętaj, nie warto się z niczym spieszyć.
-Wiem, tato. - pokiwałam głową.
-To dobrze. - uśmiechnął się. Widziałam, że chce coś jeszcze powiedzieć, ale się krępuje.
-No powiedz to, bo się udusisz tym za chwilę. - odezwałam się po chwili milczenia.
-Czy ty i Jack...
-O nie! O tym nie będziemy rozmawiać! - powiedziałam stanowczo, wstałam z krzesła i chciałam wyjść z kuchni.
-W takim razie porozmawiam z Jackiem. - rzucił od niechcenia. Zatrzymałam się gwałtownie.
-Tato, nawet się nie waż. - pogroziłam mu palcem. - I nie, nie spałam z nim.
-A z kimś innym?
-Tak. - odpowiedziałam. - Ale nie będziemy to tym teraz rozmawiać! Ani teraz, ani w ogóle. - dodałam szybko, bo widziałam, że chciał coś dodać. - To był pierwszy i ostatni raz, kiedy o tym rozmawialiśmy, jasne? - spojrzałam na niego. Chyba czuł się równie niezręcznie co ja, rozmawiając ze mną na ten temat. Kiwnął głową, więc opuściłam pomieszczenie, oddychając głęboko i przyrzekając sobie w myślach, że zabiję Kierana. Żeby odreagować postanowiłam pogadać z Paulą przez kamerkę.
-Gabryyś! Jak ja się za tobą stęskniłam! - zawołała, kiedy tylko jej twarz pojawiła się na ekranie mojego komputera.
-Ja za tobą też. - odpowiedziałam z uśmiechem i objęłam monitor, jakbym obejmowała przyjaciółkę. Zaczęłyśmy rozmawiać o tym, co u nas. Niemal udusiła się ze śmiechu, kiedy powiedziałam jej o rozmowie z ojcem, która miała niedawno miejsce. Zagadała też o mój coraz bliższy powrót do kraju. Humor od razu jakoś mi się pogorszył.
-Coś widzę, że nie chcesz za bardzo wracać. - powiedziała, ściągając brwi, jak to zwykle robiła, kiedy coś odkrywała. Wzruszyłam ramionami.
-Z jednej strony, tęsknię za Polską. Za tobą, za znajomymi, za mamą, Lusią, za dziadkami. Boże, o dziwo nawet za szkołą...
-O wierz mi, że ma za czym. Ci sami debile co zwykle, będący nawet większymi debilami od czasu do czasu i nauczyciele z coraz większą napinką na maturę. - wywróciła oczami.
-No dobra, cofam szkołę. - zaśmiałam się. - Ale nie chcę też stąd wyjeżdżać. - mruknęłam.
-Jack. - stwierdziła.
-Nie tylko. Zżyłam się z Kieranem i Jen. Z Aaronem, z Leą, z ich znajomymi. Z ojcem też coraz lepiej mi się układa. Szkoda mi ich wszystkich zostawiać. - powiedziałam czując, że zbiera mi się na łzy.
-Oj Gaba, nie rozklejaj się! My cię bardziej kochamy, więc nie pierdol, tylko wracaj tu czym prędzej! - rozkazała.
-Zobaczę, co się da zrobić.
-A w ogóle, to ktoś się za tobą skrada. - powiedziała, wskazując na kogoś za mną. Odwróciłam się i zauważyłam Aarona, który stał na środku mojego pokoju i wpatrywał się w moją przyjaciółkę z rządzą mordu w oczach.
-Ty się tak w nią nie wpatruj, bo się zacznę zastanawiać, czy Jen nie ma powodów do zazdrości. - odezwałam się, ściągając na siebie spojrzenie Walijczyka.
-Pff, jeszcze czego. - prychnął. Przyciągnęłam pufę do swojego fotela i dałam chłopakowi znać, by na niej usiadł.
-Tak w ogóle, to Aaron, to jest Paulina, Paulina, poznaj Aarona.
Polka pomachała przyjaźnie ręką, z nieco przesadnym uśmiechem na twarzy, a Ramsey kiwnął jej głową.
-A co cię do mnie sprowadza, Aaron?
-Porywam cię. - oznajmił mi z wyszczerzem. - Skoro wyjeżdżasz za tydzień, postanowiliśmy, że każdy dzień do twojego wyjazdu spędzimy z tobą. Musimy się tobą nacieszyć, nie?
-Och, czyli cały tydzień będę się musiała z wami użerać... - westchnęłam z udawanym cierpieniem.
-Życie jest ciężkie. - wzruszył ramionami. - A teraz zbieraj się. Za pięć minut widzę cię na dole. - powiedział, pożegnał się z Paulą i opuścił mój pokój. Ja również pożegnałam się z przyjaciółką, szybko się ogarnęłam i zbiegłam na dół, gdzie czekali już na mnie Kieran i Aaron. Z resztą mieliśmy spotkać się w barze, gdzie pracowała Jen. Dotarliśmy tam po paru minutach drogi. Było już tak kilku Kanonierów z partnerkami lub bez. Podeszliśmy we trójkę do stolika w kącie, zajmowanego przez nich, a równo z nami pojawiła się przy nich Jen, od razu czule witając się z Aaronem. Kieran rozejrzał się po znajomych, a kiedy nie zauważył wśród nich Lei, wyszedł za zewnątrz zadzwonić do niej, a ja usiadłam na kanapie obok Jacka, wcześniej całując go na powitanie.
-Dawno się nie widzieliśmy. - uśmiechnął się
-Całe wieki. - wtrącił Aaron i pokazał nam język.
-Spieprzaj. - powiedzieliśmy razem z Jackiem, wywołując śmiech całej naszej grupy. Dwie godziny później w barze nie było wolnego miejsca, a my siedzieliśmy i śmialiśmy się w najlepsze z kolejnych historii opowiadanych przez chłopaków. W pewnym momencie usłyszałam dzwonek swojego telefonu. Spojrzałam na wyświetlacz i ściągnęłam brwi, nie mogąc rozpoznać numeru. Nie mówiąc nic wstałam i wyszłam na dwór, by jak najszybciej odebrać telefon. Oczywiście, jak to ja, nie wzięłam ze sobą płaszcza...
-Halo? - odebrałam niepewnym głosem.
-Joł, Gaba, jak tam w wielkim świecie?
-Jasiek! - zawołałam zaskoczona ale i ucieszona telefonem od kumpla. - Weź mnie nie strasz! Już myślałam, że to jakiś zboczeniec. - zaśmiałam się.
-Spokojna twoja rozczochrana, to tylko ja. - po jego głosie mogłam poznać, że się uśmiecha.
-Coś się stało? - zapytałam. Poczułam, że ktoś otula mnie moim płaszczem. Oczywiście był to Jack.
-Nie, spokojnie. Chciałem tylko się upewnić, czy wracasz na studniówkę, czy może jednak pierdolisz system i rzucasz szkołę.
Strzeliłam się dłonią w czoło. Całkiem zapomniałam o studniówce!
-Zapomniałaś? - zapytał, a potem wybuchł śmiechem.
-To nie jest zabawne! Ja nie mam jeszcze nawet kiecki! - krzyknęłam do słuchawki, na co Jack spojrzał na mnie lekko zaniepokojony.
-Spokojnie, jeszcze masz czas. Przecież to dopiero piątego lutego. Przypominam, gdybyś zapomniała. - powiedział, kiedy się już uspokoił.
-No przecież wiem. - mruknęłam poirytowana. - Ale nie martw się, wracam za tydzień i idziemy razem na studniówkę. Jeśli jeszcze nie zmieniłeś zdania.
-Oczywiście, że nie. Nie zostawiłbym cię na lodzie. - odpowiedział nieco oburzony.
-Dobra, dobra, już się tak nie bulwersuj.
-Nie bulwersuję. Ale za to kończę, nie chcę zbankrutować. - powiedział. - Do zobaczenia, Gaba.
-Do zobaczenia. - odpowiedziałam, rozłączyłam się i odwróciłam do Jacka. - Dziękuję za płaszcz. - uśmiechnęłam się i musnęłam jego usta.
-Wszystko w porządku? - zapytał, obejmując mnie.
-Tak, po prostu zapomniałam o własnej studniówce i o tym, że nie mam jeszcze sukienki. - odpowiedziałam. - Czuję, że szykuje się wypad na zakupy z Jen i Leą.
-A czemu nie ze mną, hmm? - trącił mój nos swoim. Spojrzałam na niego zaskoczona.
-Myślisz, że podołasz? - zapytałam sceptycznie.
-Wątpisz we mnie?
-Jestem bardzo marudna i wybredna, jeśli chodzi o zakupy.
-A ja bardzo cierpliwy.
-Niech ci będzie. - uległam. - Więc kiedy?
-Jutro?
-Okej. Ale pamiętaj, że sam się o to prosiłeś. - ostrzegłam go i pociągnęłam za rękę z powrotem do baru. Chłopak wrócił do stolika, a ja poszłam zamówić kolejne piwo.
-Znowu się spotykamy. - usłyszałam słowa wyszeptane do mojego ucha po polsku. 

#26. "Bo widzisz, Jacky, kobiety zawsze mają rację. A jeśli jej nie mają… to powtórz zdanie pierwsze."

Równo o siedemnastej pojawiliśmy się u Wojtka. Kilka osób już było.-Gabe, Jack! Gratuluję! - przywitał nas Robin, ściskając najpierw mnie, a potem Anglika.
-Czy już wszyscy wiedzą? – zapytałam, patrząc znacząco na Wojtka. W odpowiedzi zobaczyła szeroki wyszczerz. - A podobno to baby są plotkary.
-Nie jestem plotkarą! - oburzył się Szczęsny, co wszyscy skomentowaliśmy wymownym milczeniem.

-I goooooool! - wykrzyczał Aaron, kiedy drużyna prowadzona przeze mnie wbiła trzeciego już gola drużynie Wojtka. Chwilę później zabrzmiał ostatni gwizdek.
-No nie wierzę! Przegrałem! - jęknął zawiedziony.
-I to z dziewczyną. Stary, źle z tobą. - Kieran poklepał go pokrzepiająco po plecach.
-Kieran, naprawdę mamy przechodzić przez to jeszcze raz? - spojrzałam na niego znacząco, nawiązując do naszej wspólnej gry w moich pierwszych dniach pobytu tutaj.
-Chciałem tylko bardziej pogrążyć Wojtka. - uśmiechnął się.
-Tym razem ci odpuszczę. - odpowiedziałam. W kieszeni spodni poczułam wibracje telefonu. Przeprosiłam wszystkich i wyszłam na korytarz.
-GABRYŚŚŚŚŚ! - zawyła mi do ucha Paula, zanim zdążyłam cokolwiek powiedzieć. - Tak się cieszę! Jestem z ciebie taka dumna!
-Ale o czym ty do mnie mówisz?
-No jak to? O tobie i Jacku! W pełni popieram, macie moje błogosławieństwo. Jak zobaczyłam to zdjęcie, to normalnie...
-Jakie zdjęcie? - przerwałam jej.
-Jenny mi przysłała i napisała, że jesteście razem. Chociaż i tak domyśliłam się po zdjęciu.
-Jakie zdjęcie? - powtórzyłam. - I skąd ty w ogóle masz kontakt z Jenny?
-Oj, jakoś tak wyszło. A zdjęcie jest naprawdę śliczne. Urocze wręcz. Prześlę ci je za chwilę, a teraz muszę już kończyć, bo wiesz, hajs mi zżera.
-Jasne. Pa.
-Buziaki! - i po chwili usłyszałam dźwięk przerwanego połączenia. Ja kiedyś zabiję Jennifer... Poczułam w dłoni wibrację telefonu. Odebrałam zdjęcie i uśmiechnęłam się, kiedy je zobaczyłam. Jen naprawdę dobrze złapała moment, kiedy trzymając się za ręce oboje patrzyliśmy na siebie. Pokręciłam głową niedowierzając, że ta dziewczyna na zdjęciu to ja, że to dzieje się naprawdę. Jeszcze miesiąc temu wyśmiałabym w twarz każdego, kto by mi powiedział, że się zakocham i to tak szybko. A jednak... Po raz pierwszy w życiu czułam się taka szczęśliwa. Zapisałam plik w pamięci telefonu.
-Coś się stało? - usłyszałam za sobą głos Jacka, kiedy obejmował mnie w pasie. Podałam mu telefon z wyświetlonym zdjęciem.
-Paulina dostała to od Jen. - powiedziałam. - Wypiszczała mi właśnie do ucha jaka jest szczęśliwa z tego powodu. Daje nam swoje błogosławieństwo.
-Uff... Nie mógłbym żyć bez tego. - zaśmiał się. - A co to jest? - zapytał zaciekawiony. Spojrzałam na telefon, gdzie akurat wyświetlało się zdjęcie śpiącego w szpitalu Jacka.
-A, taki tam jeden. Nikt specjalny. - machnęłam ręką i chciałam odebrać chłopakowi swój telefon, ale ten zabrał go sprzed zasięgu moich rąk. - Jack, nie wygłupiaj się. - próbowałam go dosięgnąć, ale nic z tego.
-Nie ma nic za darmo. - uśmiechnął się chytrze.
-A jak się ślicznie uśmiechnę?
-Mało. - pokręcił głową. Wspięłam się na palce i musnęłam jego usta. Miało być przelotnie i krótko, ale Jack nie pozwolił mi się odsunąć i przedłużył pocałunek.
-Kocham cię. - powiedział, wywołując na mojej twarzy szeroki uśmiech i lekkie rumieńce na policzkach. - Zamierzam mówić ci to często, więc się przyzwyczajaj.
-Myślę, że jestem stanie do tego przywyknąć. - zaśmiałam się i go pocałowałam.
-Och, teraz się będziecie tak migdalić po kątach? - z pokoju wyszedł Kieran i patrzył na nas tym zabawnym wzrokiem.
-Odczep się. - pokazałam mu język.
-To dziwne patrzeć jak twoja siostra całuje się z twoim przyjacielem. A teraz jeszcze jestem atakowany z dwóch stron. - powiedział, wzdrygnął się i poszedł przed siebie. Jack poszedł za nim twierdząc, że musi z nim o czymś pogadać, a ja wróciłam do salonu.
-O, Gabe! Właśnie gadamy o ranach wojennych i zastanawiałam się, jak to się stało, że nie widzieliśmy twojej blizny po operacji. - powiedziała Jennifer.
-Być może dlatego, że nigdy wam jej nie pokazałam. - odpowiedziałam, wpychając do buzi kilka chipsów i usiadłam obok Cesca.
-Dlaczego?
-Właśnie. Nawet na basenie miałaś jednoczęściowy kostium. - zauważył Aaron.
-Bo po pierwsze, nie ma się czym chwalić, a po drugie, nie lubię jej i nikomu jej nie pokazuję. - wzruszyłam ramionami i odruchowo pociągnęłam koszulkę w dół, by nie odsłoniła miejsca po nacięciu skalpelem. Na szczęście chwilę później wszedł Kieran, niosąc kolejne butelki z piwem, więc to on stanął w centrum zainteresowania, a temat mojej blizny odszedł w niepamięć.
Korzystając z chwili, kiedy wszyscy skupieni byli na opowiadającym dowcip Robinie, wymknęłam się na taras, uprzednio zabierając papierosy i jakąś męską bluzę, która leżała na pufie. Odpaliłam papierosa i zaciągnęłam się dymem, a po chwili parsknęłam śmiechem, na myśl o tym, co się wokół mnie dzieje. O tym, co dzieje się ze mną. Jeszcze tydzień temu ostro zaprzeczałam, że cokolwiek jest lub kiedykolwiek będzie między mną a Jackiem, a teraz najchętniej w ogóle nie wychodziłabym z jego objęć. Pokręcone.
-Nie myśl tyle, bo ci mózg wybuchnie. - zaśmiał się Wojtek, opierając się o barierkę obok mnie, a potem śmiesznie zmarszczył nos, kiedy doszedł do niego zapach dymu. - To niezdrowe.
-Proszę cię, nie zaczynaj. - jęknęłam.
-Ale co?
-Wszyscy mi mówią, że to niezdrowe, że szkodzi mi i innym, ble, ble, ble... Jakbym sama tego nie wiedziała. - przewróciłam wymownie oczami.
-Ładnie ci w mojej bluzie. - zmienił temat widząc, że poprzedni psuje mi humor.
-Ładnemu we wszystkim ładnie. - zaśmiałam się.
-Co wy tu jakieś klątwy rzucacie? - na taras wyjrzał Aaron.
-Zaklinamy cię. Robimy co możemy, by ocalić resztki twojej inteligencji. - odpowiedział mu Wojtek, za co został zmrożony spojrzeniem Walijczyka.
-A ty co, podsłuchujesz nas?
-Próbowałem, ale i tak nic nie zrozumiałem z tych waszego pokręconego języka. - wzruszył ramionami, a my z Wojtkiem zaśmialiśmy się. Chciałam pociągnąć papierosa, ale okazało się, że w trakcie mojej rozmowy z Polakiem, cały się już wypalił. Z bólem serca ugasiłam peta o śnieg na barierce i wyrzuciłam do popielniczki na stałe przymocowanej w rogu tarasu.
-Co to, impreza się na taras przenosi? Chyba na to za wcześnie o parę miesięcy. - obok Aarona pojawiła się Jenny, którą chłopak natychmiast objął i pocałował w policzek.
-Nie, to tylko Gabby i Wojtek coś tu czarują, używając jakiegoś dziwnego języka. - wyjaśnił Angielce.
-Polski wcale nie jest dziwny! - oburzył się Wojtek.
-Obrażasz nas. A obrażony Polak, to niebezpieczny Polak. - dodałam, odpalając kolejnego papierosa.
-Okej, przepraszam. - powiedział Ramsey, podnosząc ręce w geście poddania.
-Ja rozumiem, że was ciągnie do lata, ale póki co jest styczeń i imprezy na zewnątrz, to raczej średni pomysł. - w drzwiach pojawił się Jack.
-Wychodzenie na dwór w koszulce to też średni pomysł. - powiedziałam, nawiązując do jego ubrania.
-Palenie także. - odpowiedział, spoglądając na papierosa, którego trzymałam między palcami. Wojtek zdusił śmiech, a ja przewróciłam oczami.
-Jacky, nie bądź taki upierdliwy.
-Właśnie, Jacky, nie bądź upierdliwy. - powtórzyłam po Aaronie, uśmiechając się do mojego chłopaka.
-Ramsey, nie podpowiadaj jej. - rzucił w stronę przyjaciela. - A ty podpadasz. - zwrócił się do mnie, mrużąc oczy. Czyżbym miała kłopoty? Nie przestraszyłam się jednak i prowokacyjnie zaciągnęłam się papierosem, patrząc mu prosto w oczy, a on wyszedł całkiem na zewnątrz.
-Chryste... Jack! Ubierz się! Jeszcze zimniej mi się robi, jak tylko na ciebie patrzę! - jęknęła Jenny.
-To wracamy do środka. - oświadczył Ramsey.
-Ta, ja też wracam. A wy się tu kłóćcie, gódźcie, czy co tam sobie chcecie. - powiedział Wojtek i również zniknął w mieszkaniu. - Tylko żebym wujkiem nie został. - dodał, wychylając na zewnątrz głowę, po czym przymknął drzwi na taras. Zostaliśmy we dwójkę.
-Wracaj do środka, bo się przeziębisz. - powiedziałam, wypuszczając z płuc dym.
-Poczekam, aż skończysz. - podszedł do mnie i pocałował, chwilę później krzywiąc się lekko. - Smakujesz papierosem. - mruknął niezadowolony.
-A to dziwne. - zaśmiałam się. Powiew zimnego wiatru wywołał na nieokrytych ramionach chłopaka gęsią skórkę. - Wejdź do środka. - poprosiłam.
-Poczekam na ciebie.
-Jack...
-Gabe. - przerwał mi. Przez chwilę mierzyliśmy się spojrzeniami, ale w końcu odpuściłam i zgasiłam papierosa o popielniczkę, którą miałam w zasięgu ręki.
-Zadowolony? - zapytałam trochę poirytowana jego uporem. Kiwnął głową z uśmiechem. - Więc wracajmy do środka. - wyminęłam go i chciałam odejść, ale złapał mnie za rękę i przyciągnął do siebie.
-Jesteś zła? - zapytał, a kiedy zaprzeczyłam chciał mnie pocałować, ale uchyliłam się. Spojrzał na mnie zdziwiony.
-Smakuję papierosami. - wyjaśniłam, a Jack uśmiechnął się pod nosem.
-Czyli jesteś zła.
-Nie, nie jest... Okej, może trochę. - zmieniłam odpowiedź pod wpływem jego przeszywającego spojrzenia. - Po prostu nie lubię szantażu.
-To nie był szantaż... No dobra, może mały. - tym razem to on zmienił odpowiedź, pod wpływem mojego spojrzenia. - Nie lubię, kiedy ktoś pali. A zwłaszcza, kiedy ty palisz.
-Tak, wiem. - mruknęłam niezadowolona.
-Powiedziałaś kiedyś, że mogłabyś to rzucić, jeśli tylko byś chciała. - powiedział, zakładając mi włosy za ucho.
-Bo tak jest.
-Więc może spróbujesz zechcieć? - poprosił.
-Może spróbuję. - mruknęłam. - A teraz chodźmy już, bo zaraz tu zamarzniesz. - pociągnęłam go w stronę mieszkania. Weszliśmy do salonu, gdzie wszyscy oglądali powtórkę jakiegoś meczu. Porozsiadali się tak nieekonomicznie, że jedynym wolnym siedzeniem był fotel. Na szczęście był na tyle duży, że swobodnie zmieściliśmy się w nim oboje. Objął mnie zimnymi rękami i wtulił się we mnie.
-Co jest, Jacky, zmarzłeś? - zaśmiał się Wojtek. W odpowiedzi zobaczył środkowy palec Wilshere’a.
-Trzeba było się mnie słuchać, jak ci mówiłam, żebyś wracał do środka. - powiedziałam, uderzając go w rękę.
-Bo widzisz, Jacky, kobiety zawsze mają rację. A jeśli jej nie mają… to powtórz zdanie pierwsze. - powiedział głosem mędrca Theo, wzbudzając nasz głośny śmiech.
Obudziłam się w jakimś nieznanym mi pomieszczeniu. Zanim zdążyłam zacząć panikować, poczułam mocny uścisk ramion wokół siebie. Uśmiechnęłam się na wspomnienie wczorajszego dnia i sięgnęłam po leżący na szafce obok łóżka telefon.
-Która godzina? - usłyszałam zza siebie zaspanego Jacka.
-Siódma. - odpowiedziałam, przeciągając się. - Jesteśmy u Wojtka, prawda? - zapytałam odwracając się przodem do niego.
-Tak. Zasnęłaś wczoraj na kanapie, więc się tu przeniosłem. - wyjaśnił.
-Dzięki. Wstajemy już?
-Nastawiłem budzik na dziewiątą. Wojtek nas odwiezie. - odpowiedział, ku mojej wyraźnej uldze. Za nic w świecie nie chciało mi się teraz wstawać.
-Niech mu będzie w dzieciach wynagrodzone. - mruknęłam, układając się wygodnie na ramieniu Jacka. Zasnęłam kilka minut później. Te dwie godziny minęły niczym pięć minut. Czułam, że ledwie przymknęłam oczy, a już musiałam wstawać. Okazało się, że tylko ja i Jack zostaliśmy u Wojtka. Zrobiłam chłopakom śniadanie, a potem, w drodze na trening, Wojtek odwiózł mnie do domu.
-Gabe? - usłyszałam z kuchni wołanie Jen, kiedy tylko weszłam do domu.
-Zaraz przyjdę! - odkrzyknęłam, rozebrałam się i poszłam do niej. - Zanim cokolwiek powiesz, oświadczam ci, że oficjalnie jesteś największą plotkarą jaką poznałam. - powiedziałam wchodząc do pomieszczenia.
-Że ja?
-Że ty. Paula do mnie wczoraj dzwoniła.
-Ach, o to chodzi. Nie mogłam się powstrzymać. - uśmiechnęła się. - Twoja mama dzwoniła. Mówiła, że masz wyłączony telefon i strasznie się martwiła. Ale uspokoiłam ją, że jesteś z Jackiem a telefon pewnie ci padł. Masz do niej oddzwonić.
Wyjęłam telefon z torby. Faktycznie padła mi bateria.
-Mówiła o co chodzi? - zapytałam. Zaprzeczyła ruchem głowy. - No nic, pójdę do niej zadzwonić.
-Jeszcze jedna sprawa. - zatrzymała mnie, kiedy miałam już wychodzić. - Wczoraj jak wracaliśmy z Leą i chłopakami umówiliśmy się na podwójną randkę w kinie po południu. Co powiesz na potrójną randkę?
Spojrzałam na nią pytającym wzrokiem. Wywróciła wymownie oczami.
-Może ty i Jack dołączycie?
-Aaa... O to ci chodzi. Sorry, mój mózg jeszcze się nie wybudził. - wytłumaczyłam się. - A dziś pasuję. Muszę w końcu przysiąść do nauki. Od trzech tygodni nie mogę się za to zabrać.
-Gaba! Serio? Wolisz naukę od spotkania z nami?
-Oszalałaś? Oczywiście, że nie! Ale chcę zdać dobrze maturę...
-No tak, tak. Rozumiem. - wtrąciła. Podeszła do mnie i położyła mi dłonie na ramiona. - Jako twoja starsza siostra, jestem dumna i w pełni popieram. - powiedziała z poważną miną, a chwilę później obie wybuchłyśmy śmiechem.
-To ja już pójdę zadzwonić do tej mamy.

Na szczęście w domu nic się nie działo, a mama dzwoniła po prostu kontrolnie. W pewnym momencie zaczęła jakoś dziwnie się zachowywać. Chciała o coś zapytać, ale nie mogła się do tego zabrać.
-Słuchaj, kochanie... - zaczęła w końcu, niepewnie.
-Nom?
-Jak dzwoniłam dziś do was do domu, to Jennifer powiedziała mi, że nie ma cię w domu, bo jesteś z Jackiem.
-Bo byłam. - przytaknęłam.
-O dziewiątej rano?
-No tak. Była wczoraj impreza u Wojtka i my z Jackiem zostaliśmy na noc.
-Więc jesteście razem?
-No... tak. - wyznałam. Po drugiej stronie usłyszałam mamine westchnięcie. Czyżby nie była zadowolona?
-Długo?
-Jeden dzień.
-Córuś, czy ty dobrze przemyślałaś tą decyzję? - zapytała.
-Zależy mi na nim. - odpowiedziałam. - Myślę nawet, że go kocham. A znasz mnie, to wiele znaczy.
Chyba ją tym zaskoczyłam.
-Dobrze to słyszeć. Czyli jednak moja córka nie jest „upośledzona uczuciowo”. - odpowiedziała cytując mnie sprzed kilku miesięcy.
-No chyba jednak nie.
-Ale Gabryś, ty za tydzień wracasz do Polski, a on zostaje. Pomyślałaś o tym? Myślałaś o tym, jak to będzie? - zapytała poważnie. No tak, o tym nie myślałam. - Ta cisza mówi mi wszystko. Porozmawiajcie o tym i przemyślcie. Nie chcę, żebyś cierpiała.
-Tak, wiem mamo. - mruknęłam. No i to by było tyle z mojego szczęścia.
-Pamiętaj, że stoję murem za tobą, bez względu na to, co zrobisz.
-Dzięki. Muszę kończyć mamo. Pozdrów Lusię.
-Oczywiście. Trzymaj się.
-Cześć mamo. - powiedziałam i nie czekając aż odpowie rozłączyłam się. Nie mogłam pozwolić, by po raz kolejny coś mnie rozproszyło i odwiodło od nauki. Porozmawiam o tym z Jackiem przy najbliższej okazji, a póki co wezmę się za powtórkę materiału.
Po obiedzie Jen próbowała mnie jeszcze namówić na ten wypad, ale konsekwentnie odmówiłam. Tata i Beth również wychodzili, więc od siedemnastej zostałam w domu tylko z ciocią Emmą. Po napisaniu fragmentu pracy maturalnej z polskiego postanowiłam zrelaksować się w kąpieli. Wzięłam piżamę, czystą bieliznę oraz telefon i poszłam do łazienki. Nalałam gorącej wody z mnóstwem piany, puściłam głośno muzykę z telefonu i weszłam do wanny. Siedziałam tam niemal godzinę. Wyszłam dopiero wtedy, kiedy poczułam, że woda ostygła. Osuszyłam się, ubrałam i z ręcznikiem na włosach, tańcząc w rytm muzyki płynącej z głośnika telefonu weszłam do pokoju. Zatrzymałam się w pół ruchu, kiedy zobaczyłam, że na moim łóżku siedzi Jack, przyglądając mi się z rozbawieniem, w dłoniach trzymając moje materiały do nauki.
-Nie przeszkadzaj sobie. - powiedział.
-Czy ty włamałeś się do mojego pokoju? - zapytałam.
-Nie, ciocia mnie wpuściła i powiedziała, że się kąpiesz, więc mogę się u ciebie rozgościć.
-Dowiedziałeś się czegoś ciekawego? - zapytałam, wskazując na kartki, które trzymał w dłoniach.
-Że jesteś zajebiście mądra, skoro rozumiesz to, co tu jest napisane. - powiedział odkładając papiery na bok.
-Słonko, to mój rodzimy język. - zaśmiałam się, siadając obok niego. - A co tu robisz?
-Kieran powiedział po treningu, że wolisz naukę zamiast kina, więc przyjechałem ci poprzeszkadzać. - przyciągnął mnie na swoje kolana i pocałował.
-Jesteś okropny, wiesz? - jęknęłam, odsuwając się od niego. - Odciągasz mnie od nauki, powinno ci być wstyd!
-Jest, nawet nie masz pojęcia, jak bardzo.
-Taaa, ten wielki uśmiech aż emanuje wstydem. - powiedziałam z ironią, pchnęłam go na łóżko i chciałam wstać, ale pociągnął mnie za sobą i wylądowałam na nim. Spojrzał na mnie, a potem wybuchł śmiechem.
-Przypomniało mi się nasze pierwsze spotkanie. - wyjaśnił. Zaśmiałam się razem z nim.
-Wtedy nie miałeś chyba tak miękkiego lądowania. - zauważyłam.
-Ale miałem równie piękny widok.
-Lizus. - prychnęłam i wstałam. Zaczęłam zbierać z łóżka i okolic kartki, i wszystkie materiały pomocne w nauce, rozmawiając z Jackiem o mało ważnych rzeczach. Po wysuszeniu włosów ułożyliśmy się na moim łóżku, włączyliśmy jakiś film na laptopie i zaczęliśmy oglądać. Nie mogłam jednak przestać myśleć o mojej rozmowie z mamą, odkąd tylko zobaczyłam Jacka. W pewnym momencie chłopak się podniósł i zastopował film.
-Co się dzieje, Gabby? - zapytał, siadając. Zrobiłam to samo. Chwycił mnie za rękę.
-W niedzielę wyjeżdżam. - powiedziałam.
-Pojutrze?!
-Nie, głupku. - zaśmiałam się. - Za tydzień. Kończą się ferie i muszę wrócić.
-Musisz? - upewnił się.
-Już i tak opuściłam dwa tygodnie szkoły między Nowym Rokiem a feriami. - wyjaśniłam. Pokiwał głową ze zrozumieniem. - Co z nami będzie?
-Są telefony, możliwość rozmowy przez kamerę internetową. Postaram się do ciebie przyjechać, jak tylko będę miał wolne, ty przyjedziesz po maturze na ślub ojca. - wyliczał. - Damy radę.
-To wszystko brzmi tak łatwo, kiedy o tym mówisz, ale...
-Ale pewnie nie będzie łatwo, wiem. - przerwał mi.
-Myślisz, że nam się uda? - zapytałam.
-Kiedy tu przyjechałaś, twierdziłaś, że nie wierzysz w miłość i nigdy się nie zakochasz...
-A jednak się zakochałam. - teraz to ja mu przerwałam. - Dokonałeś niemożliwego.
Przytaknął mi i wziął moją twarz w dłonie.
-Skoro już cię mam, to nie puszczę tak łatwo.
-Kocham cię. - powiedziałam i mocno się do niego przytuliłam.
Obejrzeliśmy film do końca, potem posiedzieliśmy jeszcze trochę z Jennifer i Kieranem, kiedy ci wrócili do domu. W końcu późnym wieczorem Jack pojechał do domu, uprzednio upewniając się, że widzimy się jutro na meczu. Po ostatnim meczu, który oglądałam na stadionie miałam nie miłe wspomnienia, ale obiecałam, więc musiałam pójść.

#25. What if...?

Obudziłam się zdecydowanie zbyt wcześnie. Postanowiłam jednak, że dziś na serio zabiorę się do nauki, a im wcześniej zacznę, tym lepiej. Zwlokłam więc cielsko z łóżka, założyłam spodnie od dresu, które ściągnęłam wczoraj wieczorem i zeszłam na dół. Na schodach minęłam się z Kieranem, który, sądząc po upacianej w Nutelli brodzie, właśnie skończył śniadanie. Postanowiłam pójść w jego ślady i też zjeść słodkości na śniadanie. Podgrzałam mleko, zrobiłam sobie kanapki i rozkoszowałam się pysznością przygotowanego przeze mnie jedzenia. Kończyłam właśnie ostatnią kanapkę, kiedy ktoś zadzwonił do drzwi.-Otworzę! - zawołałam i wstałam z krzesła. W korytarzu przejrzałam się jeszcze szybko w lusterku i uklepałam nieco włosy, które sterczały jakby mnie piorun strzelił. Kiedy gość ponownie zadzwonił, podeszłam do drzwi i pociągnęłam za klamkę.
-Hej, Gabby! - Aaronowi już od rana dopisywał humor. Za nim, z mniejszym entuzjazmem, stał Jack.
-Cześć chłopaki. - powiedziałam, odsuwając się z przejścia, by mogli wejść do środka.
-Tak właśnie byliśmy w okolicy i pomyślałem, że właściwie możemy wpaść po Kierana i zabrać go na trening.
Tak, Aaron, na pewno miałeś po drodze. Spojrzałam na niego z powątpiewaniem, a kiedy uraczył mnie szerokim uśmiechem pokręciłam głową i poszłam do kuchni, a chłopaki za mną. Aaron przysiadł na krześle, a Jack oparł się o szafkę obok lodówki.
-Widzę, że czerpiesz ode mnie inspiracje, jeśli chodzi o układanie włosów. - zaśmiał się Ramsey. W odpowiedzi łypnęłam na niego ostrzegawczym spojrzeniem.
-Głodni? - zapytałam, biorąc się za dokończenie śniadania. Obaj zaprzeczyli. Wzruszyłam ramionami, wepchnęłam resztę kanapki do buzi i zapiłam mlekiem. Korzystając z tego, że miałam zapchaną usta i nie mogłam zareagować w żaden sposób, Aaron oznajmił, że idzie do Jen. Świetnie. Zostałam sam na sam z Jackiem. Oczywiście mogłam wyjść i pójść do swojego pokoju, czy gdziekolwiek indziej, ale nie wiedzieć czemu tego nie zrobiłam. Wstałam i schowałam mleko do lodówki. To było dziwne uczucie stać tak blisko niego po tym wszystkim... Chciałam coś powiedzieć, rozładować jakoś napięcie, ale nie miałam pojęcia jak to zrobić, więc zaczęłam zmywać naczynia, by zająć czymś ręce. Czułam, że Jack mnie obserwuje, ale kiedy tylko podnosiłam głowę i spoglądałam w jego stronę, odwracał wzrok. Złapałam za rondelek, w nie tak dawno gotowałam mleko. Niestety, jeszcze nie przestygł.
-Kurwa! - krzyknęłam, wrzucając naczynie do zlewu. Szybko odkręciłam zimną wodę i włożyłam pod nią oparzoną dłoń. Jack tymczasem wyjął coś z lodówki i z jednej z szafek.
-Pokaż to. - powiedział po chwili, stając obok mnie.
-To nic takiego, zaraz przejdzie. - mruknęłam. Ten jednak nie odpuścił i wyjął moją dłoń spod zimnej wody i przyłożył do oparzonego miejsca mokrą gazę. - Mleko? - zdziwiłam się, widząc białą ciecz spływającą po mojej dłoni.
-Sprawdzony sposób mojej babci. - wyjaśnił.
-Dzięki. - uśmiechnęłam się, spoglądając na niego. On też na mnie patrzył. W kuchni zrobiło się jakoś tak goręcej.
-Powinnaś zostawić to na kilka minut. - odezwał się, puszczając moją dłoń i cofając się nieco. Pokiwałam głową.
-To... co u ciebie? - zaczęłam niepewnie, siadając na krześle.
-Nic nowego, od ostatniej rozmowy. - wzruszył ramionami.
-Jack...
-Tak, tak, wiem. - przerwał mi i ruszył w kierunku drzwi.
-I co, tak to teraz będzie? - zapytałam podnosząc się z miejsca. Jack zatrzymał się. - Dziwne napięcie, sztuczna rozmowa, o ile w ogóle jakakolwiek się odbędzie? Nie możemy chociaż spróbować zachowywać się normalnie?
-Normalnie? - odwrócił się w moją stronę. - Czyli jak?
Nie wiedziałam, co odpowiedzieć.
-Próbowałem, Gabe. Dlatego powiedziałem, że nie pamiętam tego, co było na stadionie. Ale nie mogę dłużej udawać, że nic do ciebie nie czuję! - podniósł głos. - Że za każdym razem, kiedy jestem blisko ciebie wcale nie chcę cię pocałować i że nie rozpamiętuję każdej minuty spędzonej razem- wycieczki po Londynie, nocy w szpitalu czy pocałunku, by tego nie zrobić. Staram się powstrzymać, więc proszę, przestań pieprzyć o zachowywaniu się normalnie, bo nie masz pojęcia, jak to jest!
Byłam zaskoczona tym wybuchem. Chociaż powinnam się go chyba spodziewać. Nie chciałam kontynuować tej wymiany zdań. To, co usłyszałam to i tak było za dużo.
-Więc lepiej wyjdę, żeby nie utrudniać ci życia. - odpowiedziałam i wyminęłam go. Przez chwilę miałam wrażenie, że chciał mnie zatrzymać, ale jednak tego nie zrobił. Wyszłam kuchni i poszłam na górę. Ze schodów podnieśli się Aaron i Kieran.
-Nie chcieliśmy przeszkadzać, więc...
-Więc siedzieliście tu i podsłuchiwaliście? - przerwałam Ramsey'owi.
-Przepraszam, powinniśmy byli wrócić do mojego pokoju. - odezwał się Kieran.
-Tak, powinniście. - powiedziałam i poszłam do siebie. Nie mogłam jednak pozbyć się wrażenia, że zrobiłam coś źle.

No i naukę szlag strzelił! Przez poranną rozmowę nie mogłam się na niczym skupić. Proste zadania z matematyki sprawiały mi trudność. Moje myśli krążyły wokół Jacka i całej tej sytuacji. O tym, co tyle osób mi mówiło, co wczoraj powiedziałam dziewczynom i o rozmowie z ciocią Emmą. Przede wszystkim o rozmowie z ciocią. A co jeśli ma rację? A co jeśli...?
-Cholera by to! - warknęłam, odrzucając książkę na łóżko. Potrzebowałam odstresowania się i chociaż lekkiego oderwania od rzeczywistości. Postanowiłam sprawdzić, czy Steve dziś pracuje. Uprzednio informując siedzącego w salonie ojca, wyszłam na dwór. Otuliłam się mocniej płaszczem i szalikiem i ruszyłam na autobus. Wprawdzie mogłam się przespacerować, to mniej niż pół godziny pieszo, ale było zbyt zimno.
-Kogo moje oczy widzą! - zawołał zza baru Steve, kiedy tylko mnie zobaczył.
-Miałam nadzieję, że cię zastanę. Piwo poproszę. - powiedziałam, siadając przy barze.
-Jak samopoczucie? - zapytał, nalewając złotego płynu do kufla.
-Średnie.
-No tak. Mogłem się tego domyślić, po tym, że nie zauważyłaś tu swoich przyjaciół. - odpowiedział, a ja natychmiast odwróciłam się w poszukiwaniu znajomych twarzy. Oczywista piątka, plus Wojtek, Theo z Melanie i Cesc.
-Gaba! - zostałam zauważona przez Wojtka, który zwrócił na mnie uwagę pozostałych.
-Chodź do nas! - zawołał Cesc.
-Może później. - odpowiedziałam. - Muszę coś obgadać z Stevenem. - wyjaśniłam. Spojrzenie, którym mnie obdarzył, świadczyło o tym, że mi nie wierzy. Wzruszyłam ramionami i uśmiechając się przepraszająco odwróciłam przodem do baru, a tyłem do nich i porządnie pociągnęłam z kufla stojącego przede mną. Ktoś na karaoke właśnie zaczął śpiewać California King Bed Rihanny. Wywróciłam wymownie oczami, a potem wbiłam wzrok w kufel.

We were always just that close.

Sama nie wiem kiedy zaczęłam myśleć o tych wszystkich sytuacjach, o których mówił dziś Jack. Od początku czułam, że coś się dzieje. Od tego pocałunku, po imprezie u Theo. Nie wiedziałam po prostu co, więc to ignorowałam. Ignorowałam swoje uczucia, ignorowałam zachowanie zarówno swoje jak i Jego, ignorowałam to, co mówili mi wszyscy wokół.

So, how come when I reach out my finger
It feels like more than distance between us.


Sama do tego doprowadziłam. Przez to, że jestem ignorantką. Głupią, upartą, bojącą się ignorantką.
Przez natłok myśli doszły mnie głośniejsze niż do tej pory odgłosy. Odwróciłam się i spojrzałam od razu na stolik, przy którym siedzieli moi znajomi. Jack właśnie wstawał od stolika i nakładał kurtkę, namawiany przez resztę do pozostania. Nie ugiął się jednak i pożegnał ze wszystkimi. Wychodząc, spojrzał na mnie przelotnie i nasze spojrzenia się skrzyżowały, a mi po plecach przebiegł ten dziwny dreszcz. Kiedy opuścił lokal, odwróciłam się do baru. Przez chwilę biłam się z myślami, ale w końcu złapałam płaszcz, zeskoczyłam ze stołka i wybiegłam z baru, odprowadzona przez zdziwione spojrzenia znajomych. Kiedy wyszłam na zewnątrz uderzył mnie nieprzyjemny chłód. Starając się biec i nie poślizgnąć, założyłam w międzyczasie płaszcz. Kilka metrów dalej wypatrzyłam kierującego się ku postojowi taksówek chłopaka.
-Jack, zaczekaj! - zawołałam, zanim podszedł do taksówki. Odwrócił się zaskoczony i zatrzymał.
-Powinnaś zapiąć płaszcz. Przeziębisz się. - powiedział, wkładając ręce do kieszeni. I kto to mówi? Sam ma rozpiętą kurtkę... Nie chciałam jednak wszczynać teraz niepotrzebnej dyskusji i zapięłam się, próbując uspokoić oddech. Bieganie po lodzie w butach na obcasie i zakładanie płaszcza w międzyczasie jest bardziej męczące, niż mogłoby się zdawać.
-Musimy pogadać. - powiedziałam, kiedy już złapałam oddech. - Jestem do dupy w sprawach damsko-męskich. Najdłużej umawiałam się z chłopakiem przez jakieś półtorej miesiąca i nigdy nie łączyło nas nic więcej, niż zwykłe zauroczenie...
-Tak, Gabe, rozumiem. Jeśli chciałaś mi po raz kolejny powiedzieć, że nic z tego nie będzie, to daruj sobie, dotarło do mnie. - przerwał mnie i chciał odejść.
-Poczekaj. - złapałam go za nadgarstek. Zatrzymał się i spojrzał na mnie wyczekująco. - Teraz jest inaczej. Nie wiem, co to jest, ale wiem, że to dużo mocniejsze niż zauroczenie. Nie wiem, czy to miłość; nie wiem, jakie to uczucie kogoś kochać. - zatrzymałam się i uspokoiłam nieco myśli. - Chodzi mi o to, że nie mam pewności, czy to, co do ciebie czuję to miłość. Ale co jeśli tak jest? Nie chcę przez pół życia tkwić w niewłaściwym związku i ranić innego człowieka tylko dlatego, że kiedyś popełniłam błąd, stchórzyłam i odpuściłam. Moja mama tak zrobiła, ale ja nie chcę iść w ślady. A jeśli to nie jest to... Cóż, przynajmniej nie będę żałowała, że nie spróbowałam.
-Co chcesz przez to powiedzieć? - wydawał się nieco zdezorientowany. Zmniejszyłam dystans między nami i chwyciłam go za rękę.
-Chcę powiedzieć, że chyba cię kocham, Jack. - powiedziałam i wtedy poczułam coś dziwnego, a moje serce zaczęło bić jak głupie. - Tak, jestem tego całkiem pewna. - dodałam. - Więc, jeśli nadal tego chcesz, to ja też chcę dać nam szansę.
-Jesteś pewna? - zapytał.
-Jak niczego innego. - odpowiedziałam, a on się uśmiechnął, ukazując urocze dołeczki. To chyba oznacza, że nadal chce. Zbliżyłam się do niego jeszcze bardziej, wspięłam się na palce i pocałowałam. Z całą pewnością mogę powiedzieć, że był to najlepszy pocałunek mojego dotychczasowego życia.
-Nie masz pojęcia, jak tęskniłam za tymi dołeczkami. - zaśmiałam się, gdy ponownie zobaczyłam na jego policzkach małe wgłębienia.
-Są tylko twoje. - przytulił mnie.
-Podoba mi się to. - odpowiedziałam.
-Wracamy do baru?
-Zostawiłam tam torebkę, więc to raczej konieczne. Poza tym dziewczyny pewnie umierają z ciekawości, co się tu wydarzyło. - zaśmiałam się na samą myśl o tym. Jack kiwnął głową i objęci ruszyliśmy w kierunku „Domino”. Weszłam pierwsza, ściągając na siebie wzrok przyjaciół, a za mną pojawił się też i Jack. Zapewne Theo, Melanie oraz Wojtek zostali wtajemniczeni w całą sytuację. Wszyscy patrzyli na nas, nie wiedząc co się dzieje, a kiedy Jack złapał mnie za rękę, zaczęli krzyczeć jak szaleni, bić brawo i gratulować, jakbyśmy się od razu zaręczyli. Małe kroczki, kochani, małe kroczki... Kieran dostawił mi krzesło do ich stolika, a ja pobiegłam po torbę.
-Happy end? - zapytał Steve.
-Happy end. - odpowiedziałam szczerząc się i wróciłam do stolika, siadając na krześle obok Jacka.
-Czyli, że co? - zapytała Lea. - Że serio jesteście teraz razem?
-Że serio. - dopowiedziałam, biorąc Jacka za rękę i śmiejąc się z jej miny.
-A więc jest powód do świętowania! - zawołał Wojtek. - Dzisiaj, siedemnasta, u mnie. Co wy na to?
-Tak wcześnie? - zdziwił się Aaron.
-Trzeba wcześniej zacząć, żeby wcześniej skończyć. - wyjaśnił Wojtek.
-Jutro przed południem trening, Ramsey. - przypomniał mu Theo, bo chłopak nadal zdawał się nie kojarzyć o co chodzi. Walijczyk uderzył dłonią w czoło, na co wszyscy się roześmialiśmy. Z entuzjazmem przyjęliśmy propozycję Polaka.
-To znaczy, że musimy wracać do domu, jeśli chcemy zdążyć na czas. - oznajmiła Lea, spoglądając na zegarek. Faktycznie. Była już piętnasta, a przecież wyszykowanie się na imprezę zajmie nam trochę czasu. Wstaliśmy od stolika, ubraliśmy i już mieliśmy wyjść.
-Gabi?
Odwróciłam się, słysząc znajomy głos.
-Nie wierzę! Tomek! - rzuciłam się przyjacielowi brata na szyję. Nie widziałam go od niemal roku. Ostatni raz kilka dni po pogrzebie Roberta. - Co tu robisz?
-Co ty tu robisz? - zapytaliśmy w tym samym momencie, po czym oboje wybuchliśmy śmiechem.
-Wujek załatwił mi tu pracę. Siedzę tu od ponad pół roku z kilkoma znajomymi z Polski. - wyjaśnił brunet. - A ty?
-Przyjechałam na czas ferii do ojca. Często tu przychodzisz?
-Średnio raz w tygodniu. Za pół godziny zejdzie się tu jeszcze kilka znajomych twarzy.
-No proszę, jaki ten świat mały. - uśmiechnęłam się. - Chętnie bym została, ale mam już plany na wieczór. - wskazałam ręką na stojących za mną znajomych.
-No proszę, nieźle się ustawiłaś. - pokiwał z uznaniem głową.
-Kieran i Jen to dzieci partnerki mojego ojca. Mieszkam z nimi.
-Gabe, Jack jest zazdrosny! - zawołał Aaron.
-Kolejna ofiara? - uśmiechnął się Tomek pod nosem.
-Spieprzaj, Tomasz. - zmroziłam go wzrokiem. - I nie, nie ofiara.
-Czyżbyś się zakochała? - spojrzał na mnie badawczo. Odpowiedziałam mu uśmiechem. - Cholera, zawsze miałem nadzieję, że to jednak będę ja. - westchnął rozczarowany
Usłyszałam za sobą znaczące chrząknięcie Jennifer.
-Muszę już iść. Strasznie się cieszę, że na siebie wpadliśmy. - powiedziałam, przytulając go i całując w policzek.
-Ja też. - odpowiedział mi tym samym. - Wszystkiego najlepszego na nowej drodze życia.
-Dzięki. - zaśmiałam się.
-Ale powiedz mi jeszcze, który to? - poprosił.
-Dlaczego?
-Ciekawość. - wyszczerzył się. Obok mnie pojawił się Jack, obejmując mnie ramieniem. Odwróciłam się i zmierzyłam morderczym wzrokiem Wojtka, który zapewne tłumaczył reszcie całą moją rozmowę z Tomkiem.
-Szczęściarz z ciebie. - zwrócił się brunet do Jacka.
-Wiem. - uśmiechnął się Anglik.
-Uważaj na nią.
-Tomek... - jęknęłam.
-Jako najbliższy przyjaciel jej starszego brata czuję się w obowiązku przejąć jego zadanie chronienia Gaby. - obaj mierzyli się wzrokiem. - Jeśli zrobisz coś, co ją skrzywdzi, znajdę cię...
-Nie będzie takiej potrzeby. - przerwał mu Wilshere.
-Mam nadzieję.
Uścisnęli sobie dłonie a ja, mimo, że miałam ochotę go udusić, uśmiechnęłam się na pożegnanie do Tomka i w końcu wyszliśmy z baru. Najpierw pojechaliśmy całą szóstką autem Aarona do nas. Śmiejąc się z jakiegoś głupiego pytania Aarona weszliśmy do domu. Z salonu wyszedł tata. Akurat w tym momencie, by zobaczyć jak żegnam się z Jackiem.
-Czy ja o czymś nie wiem? - spoglądał po nas.
-Jesteśmy razem. - wyszczerzyłam się do ojca, obejmując chłopaka, ku zdziwieniu mojego staruszka. Kiwnął głową z dziwną miną i zawołał nas wszystkich do salonu. Zdezorientowaliśmy poszliśmy za nim. Mama bliźniaków i ciocia Emma już tam były. Elizabeth wstała z oparcia kanapy a tata podszedł do niej i stanął obok.
-Musimy porozmawiać z wami o czymś bardzo ważnym. - zaczęła mama bliźniaków.
-To może my jednak pójdziemy. - powiedziała Lea do Jacka i Aarona.
-Nie, nie. Zostańcie. W pewnym sensie też jesteście częścią rodziny. - uśmiechnęła się Beth.
-Może ja zacznę? - spojrzał na kobietę, a kiedy ta przytaknęła, mówił dalej. - Podjęliśmy z Elizabeth bardzo ważną decyzję. Nie chcemy jednak robić nic, czego i wy nie chcecie. - mówił, ostrożnie dobierając słowa. Wymieniłam z młodymi Gibbsami zdezorientowane spojrzenia. - Jenny, Kieran, jeśli wy i oczywiście Gabrysia także, nie macie nic przeciwko, chciałbym poślubić Elizabeth. - powiedział, wyraźnie się denerwując. Jego wyczekujący wzrok utkwiony był we mnie. Reszta również na mnie patrzyła, czekając na moją reakcję. Puściłam rękę Jacka, podeszłam do ojca i Elizabeth i przytuliłam ich.
-Gratuluję. - powiedziałam. Tata odetchnął z ulgą. Po chwili do naszego uścisku dołączyli Jen i Kieran. Ich mama popłakała się, kiedy ojciec włożył jej na palec pierścionek. Szczerze mówiąc, mnie również w oku zakręciła się łza. Tata powiedział, że chcieli pobrać się w czerwcu, po mojej maturze. Po krótkim świętowaniu wszyscy rozeszliśmy się do siebie, by przygotować się do wieczornej imprezy. Zdecydowałam się na ubranie jasnych rurek i niebieskiej, luźnej bluzki, opadającej z ramion. Dobrałam jeszcze biżuterię i z naszykowanymi ubraniami poszłam wziąć prysznic. Prawdopodobnie bym tam usnęła, gdyby nie dobijający się do drzwi Kieran. Potem to na mnie zganiał winę za to, że gotowy był jako ostatni.