poniedziałek, 9 lutego 2015

#37. Kara i nagroda.



Pogoda tego dnia była naprawdę piękna i ciepła. Aaron z Jenny wymyślili, żebyśmy wspólnie pojechali nad jezioro. W zasadzie, to poinformowali nas, że tam jedziemy. Nie mieliśmy nic do gadania. Wyjazd miał być za dwie godziny, więc po tym, jak zjedliśmy wspólnie z tatą, Beth i ciocią śniadanie, poszłam się przygotować. Jack na mnie zaczekał, a potem wspólnie pojechaliśmy do niego. Byłam zaskoczona tym, jak ciepło przyjęli mnie jego rodzice i siostra. To naprawdę miłe. Przez chwilę rozmawiałam z całą trójką, ale mój chłopak stwierdził, że nie pozwoli im nastawiać mnie przeciw sobie i zaciągnął mnie do swojego pokoju. Rozsiadłam się wygodnie w fotelu, a on poszedł wziąć szybki prysznic. Korzystając z kilku wolnych minut weszłam na WhatsApp i napisałam do Pauli. Nadal była na mnie zła, ale już powoli jej przechodziło. Pisałyśmy przez parę minut, dopóki nie musiała wyjść wyrzucić śmieci. Pożegnałyśmy się i wyłączyłam aplikację akurat wtedy, kiedy do pokoju wrócił Jack, ubrany jedynie w krótkie spodenki. Nie mogłam przepuścić takiej okazji. Włączyłam aparat i pstryknęłam niczemu nieświadomemu chłopakowi zdjęcie. Zdradził mnie dopiero dźwięk aparatu.
-Czy ty właśnie zrobiłaś mi zdjęcie? - zapytał, wycierając włosy ręcznikiem.
-Owszem. - wyszczerzyłam się do niego w szerokim uśmiechu. - Muszę się tobą pochwalić koleżankom. - dodałam. Roześmiał się i pokręcił głową.
-Dobrze chociaż wyszedłem?
-Idealnie, jak zawsze. - wstałam i powoli podeszłam do niego. Jak tylko byłam w zasięgu jego rąk, złapał mnie za biodra i przyciągnął do siebie, przyciskając swoje usta do moich. Z niechęcią odsunęłam się od niego. - Ubieraj się. Aaron pisał, że może będą po nas wcześniej.
Niezadowolony wywrócił oczami, cmoknął mnie w usta i odsunął się ode mnie. Ponownie zajęłam miejsce w fotelu i obserwowałam, jak krząta się po pokoju.
-Czemu zawsze wpadasz w panikę, kiedy rozmawiam z twoimi rodzicami albo Sue? - zapytałam nagle.
-Żeby chronić swoją reputację. - odpowiedział. - Dobrze wiem, że wykorzystają każdą okazję, żeby naopowiadać ci najgorszych, najbardziej kompromitujących historii z mojego życia.
-Oh, daj spokój. Aż tacy okropni nie mogą być...
-Hahaha! - parsknął głośno, na chwilę odwracając się w moją stronę od szukania czegoś w jednej z szuflad. - Przerabiałem to ze wszystkimi. Z każdym znajomym, z każdą potencjalną dziewczyną...
-Dużo ich było? - przerwałam mu.
-Potencjalnych dziewczyn? - zapytał, a ja kiwnęłam głową. - Kilka. Ale po spotkaniach z moją rodziną najczęściej znajomości dobiegały końca. - podsumował, pochodząc do szafy, zapewne w poszukiwaniu jakiejś koszulki. Wstałam z miejsca i zbliżyłam się do niego, obejmując go od tyłu.
-Nie martw się, mnie tak łatwo nie odstraszą. - pocałowałam go w kark a potem wtuliłam się w jego plecy. Wzięłam głęboki wdech, zaciągając się jego zapachem.
-Mam nadzieję.
-Wątpisz we mnie? - oburzyłam się, szczypiąc go w brzuch, co chyba bardziej łaskotało, niż bolało, bo chłopak się zaśmiał.
-Po prostu jeszcze nie zdajesz sobie sprawy z ich umiejętności, Słońce. - odpowiedział.
-A ty nie zdajesz sobie sprawy z tego, jak ciężko mnie zniechęcić do czegoś, co kocham.
Dwadzieścia minut później Jack dostał wiadomość od Wojtka, że za chwilę nas zgarnie. Myślałam, że jedziemy tylko z bliźniakami, Leą i Aaronem, ale im nas więcej tym weselej. Jack zebrał wszystko, co potrzebne i zeszliśmy na dół. Akurat, kiedy na zewnątrz rozległ się klakson samochodu. Pożegnaliśmy się z rodzicami Jacka i wyszliśmy na zewnątrz. Z auta właśnie wysiedli Wojtek i Wiktoria.
-Spójrzcie, kogo tu przedwcześnie przywiało! - zawołał, kierując się w moją stronę z szeroko rozpostartymi ramionami.
-Nie mogłam już wytrzymać z tęsknoty do ciebie, Wojtuś. - zaśmiałam się, kiedy zakleszczał mnie w uścisku. Matko, chyba chciał mnie udusić. - Wojtek, boli. - jęknęłam, ale on nie za bardzo się tym przejął.
-Nie marudź. - prychnął, wbijając mi palce w żebra.
-Po pierwsze, przystopuj z tymi czułościami, Wojtek. A po drugie przestańcie mówić między sobą. - odezwał się Jack, nie rozumiejąc słowa z mojej rozmowy z Wojtkiem, ponieważ prowadziliśmy ją po polsku.
-Patrzcie, jaki zazdrosny. - zaśmiał się Szczęsny i ucałował mnie trzy razy w policzek, na złość Jackowi. Kiedy w końcu mnie puścił, przywitałam się z Wiktorią.
-Dobra, jedźmy już. - odezwał się Wojtek, po kilku minutach luźnej rozmowy. - Musimy jeszcze zrobić jakieś zakupy. Z bliźniakami i resztą spotkamy się przy markecie. Do samochodu, dzieciaki. - zarządził i zajął miejsce kierowcy. Wiktoria siadła obok niego, a ja z Jackiem usiedliśmy z tyłu.
Po zrobieniu zakupów ruszyliśmy w ponad godzinną drogę nad jezioro za miasto. Na miejscu było juz sporo ludzi, ale udało nam się znaleźć wolny kawałek plaży w dość ustronnym miejscu. Przez cały dzień leniliśmy się na kocach, popijaliśmy piwo. Chłopaki próbowali zaciągnąć nas do wody, ale skusiła się tylko Lea. Tak, jak podejrzewałam, woda była zimna. Poczułam to na własnej skórze, kiedy Jack, świeżo po wyjściu z wody przytulił się do mnie.
-Jesteś mokry i zimny. - jęknęłam, odsuwając się od niego. Prychnął, podnosząc się na łokciu.
-Właśnie dlatego przyszedłem do ciebie, żeby się ogrzać. - powiedział. Widać było, że poczuł się urażony. Wyglądał jak niezadowolony dziesięciolatek. Zaśmiałam się i przyjęłam taką samą pozycję jak on.
-Masz szczęście, że jesteś taki uroczy. - Pocałowałam go, a potem ponownie się położyłam, wyciągając go niego ręce. Położył się obok mnie, a w zasadzie częściowo na mnie, wtulając się w moje ciało.
-Tylko tak nie zaśnijcie, bo ci śmieszna opalenizna wyjdzie, Gabe. - odezwała się Jen.
-W takim razie wyznaczam cię, żebyś nade mną czuwała. - uśmiechnęłam się, czując delikatne pocałunki na szyi. Mruknęłam cicho w aprobacie, powoli przesuwając dłonią po plecach chłopaka. Było cudownie. Pogoda była piękna, promienie słoneczne grzały nas z góry, kiedy leżeliśmy na rozłożonych na piasku kocach. Była względna cisza i spokój. Fantastyczny, leniwy dzień.
Po jakimś czasie Aaron z Kieranem skoczyli do auta, by przynieść jedzenie przygotowane wcześniej przez ich dziewczyny i kilka piw. Mieliśmy wszystko, czego było nam trzeba i nie zamierzaliśmy się stąd ruszać aż do nocy. Kiedy zaczęło się trochę ochładzać ubraliśmy się, ale nadal siedzieliśmy na plaży.
Nagle rozległ się dźwięk mojego telefonu. Wyciągnęłam go z kieszeni bluzy i spojrzałam na wyświetlacz. Nie miałam zapisanego numeru.
-Zaraz wrócę. - rzuciłam do znajomych, wstałam i odeszłam kawałek, zanim odebrałam.
-Cześć, laleczko. - usłyszałam w słuchawce głęboki głos, którego nie rozpoznawałam.
-Kto mówi?
-Nie poznajesz mnie, cukiereczku? - zapytał. Przez chwilę panowała między nami chwila ciszy, aż w końcu mój rozmówca parsknął śmiechem. Śmiechem, który jest tak charakterystyczny, że rozpoznałabym go w nocy o północy.
-Jasiek, ty zjebie! - warknęłam. - Przestraszyłeś mnie!
-Zrobiło się ciepło w majtach? - zapytał przez śmiech, wracając do swojego normalnego głosu.
-Debil. - mruknęłam, podśmiechując się pod nosem. - Czekaj! - nagle mnie olśniło. - Numer, który mi się wyświetlił, jest lokalny. Jesteś gdzieś w UK?
-Nie tylko gdzieś w UK, cukiereczku. W Londynie! - zawołał.
-Żartujesz! - krzyknęłam ucieszona. Widzieliśmy się wprawdzie trzy dni temu, ale tak strasznie cieszyłam się, że tu jest. - Jak?
-Dostałem cynk od kumpla, że w knajpie gdzie pracuje zwolniło się stanowisko no i mnie polecił. Na zmywaku, ale stwierdziłem, że co mi szkodzi? Starzy postawili mi bilet, dach nad głową będę miał za darmoszkę, a co zarobię to przejem i przepiję. Na jedno by wyszło, jakbym siedział w Polsce.
-Mądrze mówisz. Kiedy zaczynasz?
-Jutro od ósmej do szesnastej. Wyjdziemy gdzieś wieczorem, co nie? Pokażesz mi jakieś fajne miejscówki w Londynie. Muszę gdzieś przepijać te kokosy, które będę tu zbijać. - zaśmiał się.
-Pewnie. Numer jest twój?
-Na czas mojego pobytu tutaj tak. - potwierdził.
-Świetnie. Zadzwonię do ciebie jutro i się zgadamy.
-Może być. Czy... - jego dalsze słowa umknęły mi. Moją uwagę odwróciły głośniejsze odgłosy dochodzące od naszego małego obozowiska, a potem bardzo głośny gwizd. Kiedy odwróciłam się w ich stronę zobaczyłam, jak Jack odrzuca w Aarona butem i idzie w moją stronę. - ... więc chyba będę ojcem. - dopiero te słowa przykuły moją uwagę do tego, co mówił przez telefon Jasiek.
-Czekaj, co?! - krzyknęłam zszokowana.
-Boże, no wiedziałem, że mnie nie słuchasz! - jęknął. - Pytałem, by jak się jutro spotkamy, to będzie też cały gwiazdozbiór Arsenalu, bo nie wiem jak przygotowywać swoją psychikę, a potem się zczaiłem, że w ogóle mnie nie słuchasz, więc zacząłem pieprzyć totalne głupoty.
-Haha, bardzo śmieszne. Prawie tu na zawał zeszłam. - powiedziałam obrażona. Zaraz potem poczułam owijające się wokół mojej talii ramiona Jacka i jego usta na policzku. - Co do gwiazdozbioru, to narazie nic nie wiem. Dam ci znać jutro. A póki co kończę, bo przyczepiła się do mnie jedna z tych gwiazd i skutecznie odwraca moją uwagę od naszej rozmowy. - dodałam, czując więcej pocałunków na szyi. Pisnęłam, kiedy niespodziewanie przygryzł moją skórę.
-Taa, chyba faktycznie lepiej się rozłączyć, zanim zaczniecie robić dzieci na linii.
-Dureń. - podsumowałam śmiejąc się lekko, bo zniecierpliwiony Jack próbował zdobyć moją uwagę, jeżdżąc dłońmi po moich żebrach, co wywoływało u mnie łaskotki. - Zadzwonię jutro. - rzuciłam i zakończyłam połączenie.
-No w końcu. - Jack złapał mnie za biodra i odwrócił do siebie, wbijając się w moje usta. Z początku mu uległam, ale po chwili ściągnęłam brwi i odsunęłam się od niego.
-Nie zasłużyłeś na nagrodę. - wytłumaczyłam, kiedy patrzył na mnie zdezorientowany. - Przeszkadzałeś mi w rozmowie. Za to nie ma nagrody. - Zdjęłam z siebie jego ręce i zaczęłam iść wzdłuż linii brzegu, oddalając się o reszty znajomych. Po chwili chłopak mnie dogonił, ponownie obejmując mnie w talii.
-Sam sobie wezmę nagrodę. - stwierdził, całując mnie w szyję, łaskocząc mnie przy tym.
-Spadaj. - Odepchnęłam go od siebie i zaczęłam biec przed siebie.
-Serio?! - usłyszałam go za sobą. - Chcesz się ścigać? - zawołał, ale ja nie odpowiedziałam, tylko dalej biegłam, korzystając z małej przewagi. I tak wiedziałam, że szybko mnie dogoni, bo moja kondycja nie należała do najlepszych. Na chwilę odwróciłam się, by zobaczyć, jaki dystans nas dzieli i pisnęłam, kiedy zobaczyłam, że jest już tuż za mną. Zmuszając się do maksymalnego wysiłku przyspieszyłam i biegłam przed siebie ile sił w nogach. Biorąc pod uwagę fakt, jak blisko mnie był, kiedy się odwróciłam, powinien mnie już dopaść. Szybko zdałam sobie sprawę z tego, że po prostu czeka, aż opadnę z sił, żebym nie mogła się bronić przed czymkolwiek, co chciał mi zrobić. Mimowolnie zaczęłam zwalniać i znowu odwróciłam się, by zobaczyć, gdzie jest Jack. Pisnęłam, kiedy wpadł we mnie, łapiąc mnie w swoje ramiona. Straciliśmy równowagę i upadliśmy. Ja na piach, a Jack na mnie. Zaczęłam śmiać się głośno, chociaż od upadku trochę bolał mnie tyłek.
-Nic ci się nie stało? - zapytał, zabierając z mojej twarzy włosy, które na nią spadły w trackie upadku.
-Nie, jest okej. Poza tym, że leży na mnie kilkadziesiąt kilogramów zbitej masy. - odpowiedziałam z uśmiechem.
-Masy, która może teraz zrobić z tobą co tylko będzie chciała. - uśmiechnął się złowrogo.
-Zacznę krzyczeć. - ostrzegłam.
-I niby kto ci pomoże?
Rozejrzałam się wokół. Wokół nas nie widać było żywej duszy. Nawet naszego obozowiska. Ile my biegliśmy? Zwróciłam twarz z powrotem do Jacka, chcąc go jakoś udobruchać, ale nie mogłam nic powiedzieć, ponieważ jego usta znalazły się na moich. Moje usta rozszerzyły się w uśmiechu, oddając pocałunek. Przyciągnęłam go do siebie bardziej, kiedy pogłębił pocałunek. Uwielbiałam go całować. Uwielbiałam jego usta. Uwielbiałam go całego.
Poprawka.
Kochałam go.
Mruknęłam niezadowolona, kiedy się odsunął.
-Wracajmy. - powiedział i cmoknął mnie w nos, zanim się podniósł. Chwyciłam jego wyciągnięte ręce i podciągnął mnie do góry. - Ale zanim wrócimy, czeka cię kara.
-Co?
Zamiast odpowiedzi, wziął na ręce i zaczął kierować się w stronę wody.
-Nie trzeba było mi uciekać, Słońce. - uśmiechnął się złośliwie.
-Jack, nie rób tego! - jęknęłam, oplatając ramionami jego szyję. On jedynie się zaśmiał i dalej szedł przed siebie.
-Uu, zimna. - syknął, kiedy wszedł do wody. Zatrzymał się, kiedy woda sięgała mu do kolan. Zaczął się przychylać, by postawić mnie w zimnej wodzie. Objęłam go mocniej, starając się utrzymać jak najwyżej, ale nie zdołałam. Pisnęłam, kiedy moje stopy dotknęły nieprzyjemnie zimnej wody. Podkurczyłam nogi do góry na ile mogłam. Jack się roześmiał i wyprostował.
-Jack, proszę. - jęknęłam, wtulając się w niego.
-Masz szczęście, że jesteś taka urocza. - powiedział, pocałował mnie we włosy zawrócił. Dopiero, kiedy stanął na piasku, postawił mnie na ziemię.
-Jesteś wstrętny, wiesz? - odepchnęłam go od siebie i zaczęłam się kierować w stronę naszych znajomych.
-Gabe! - zawołał za mną.
-Co? - odwróciłam się, dalej zła.
-Jeśli chcesz wrócić do reszty, musisz iść w drugą stronę. - poinformował mnie, wyraźnie rozbawiony.
-Udław się. - burknęłam widząc, jak stara się nie parsknąć śmiechem.
-Daj spokój. - chciał objąć mnie ramieniem, ale się odsunęłam. Złapał mnie więc siłą i przyciągnął do swojego boku. Skrzyżowałam ręce na piersi. - Chyba powinienem dostać nagrodę.
-Niby za co? Za to, że chciałeś mnie wrzucić do lodowatej wody?
-Nie jest aż tak lodowata. Poza tym, nie wrzuciłbym cię. Co najwyżej wykąpalibyśmy się razem. A nagrodę powinienem dostać za to, że ci darowałem.
-Możesz marzyć dalej. - prychnęłam. Zatrzymał się i przyciągnął mnie, stawiając naprzeciw siebie. Jedną ręką trzymał mnie w pasie, drugą uniósł moją twarz do góry, bym na niego patrzyła.
-Jesteś słodka, jak się złościsz.
-Wiesz, jak oklepany jest ten tekst? - byłam niewzruszona.
-Ale jest prawdą. - Uśmiechnął się i pochylił. Już prawie mnie pocałował, ale odwróciłam głowę, przez co jego usta wylądowały na moim policzku. Zaśmiał się i oparł czoło o moją skroń. - Kocham cię.
-Ja ciebie też, ale to nie zmienia faktu, że jestem zła.
-Jesteś pewna?
-Że jestem zła? Tak.
-Nie. Że mnie kochasz.
-Nie bądź śmieszny, dobrze wiesz, że tak.
Odwrócił lekko swoją twarz, wskazując palcem na swój policzek. Wywróciłam oczami. Położyłam dłoń na jego szyi i przyciągnęłam bliżej. Chciałam pocałować jego policzek, ale w ostatnim momencie przekręcił głowę i moje usta wylądowały na jego. Mimo to, nie odsunęłam się, przez co jego usta wygięły się w uśmiechu.
-Wracamy - mruknęłam w jego usta, pocałowałam go ostatni raz, a potem łapiąc za rękę, pociągnęłam w stronę znajomych.

***
 
Ha! Założę się, że nie spodziewaliście się nowego kawałka nie szybciej niż za jakieś pół roku :P.

3 komentarze:

  1. Oooo, muszę powiedzieć, że mnie zaskoczyłaś, ale i uszczęśliwiłaś ;) Cieszę się, że tak szybko udało Ci się dodać bowy rozdział, który wyszedł naprawdę świetnie! :)

    OdpowiedzUsuń
  2. Ja jestem pozytywnie zaskoczona również :) Rozdział jest ciekawy i czekam na nastepny :D

    OdpowiedzUsuń
  3. Kurde, nie spodziewałam się, że będzie tak wcześnie... Przeczytałam miesiąc po opublikowaniu.
    A tak wgl to GENIALNY rozdział! Niech ona w końcu zajdzie w ciążę ;)

    OdpowiedzUsuń