Pogoda tego dnia była naprawdę
piękna i ciepła. Aaron z Jenny wymyślili, żebyśmy wspólnie pojechali nad
jezioro. W zasadzie, to poinformowali nas, że tam jedziemy. Nie mieliśmy nic do
gadania. Wyjazd miał być za dwie godziny, więc po tym, jak zjedliśmy wspólnie z
tatą, Beth i ciocią śniadanie, poszłam się przygotować. Jack na mnie zaczekał,
a potem wspólnie pojechaliśmy do niego. Byłam zaskoczona tym, jak ciepło
przyjęli mnie jego rodzice i siostra. To naprawdę miłe. Przez chwilę
rozmawiałam z całą trójką, ale mój chłopak stwierdził, że nie pozwoli im
nastawiać mnie przeciw sobie i zaciągnął mnie do swojego pokoju. Rozsiadłam się
wygodnie w fotelu, a on poszedł wziąć szybki prysznic. Korzystając z kilku
wolnych minut weszłam na WhatsApp i napisałam do Pauli. Nadal była na mnie zła,
ale już powoli jej przechodziło. Pisałyśmy przez parę minut, dopóki nie musiała
wyjść wyrzucić śmieci. Pożegnałyśmy się i wyłączyłam aplikację akurat wtedy,
kiedy do pokoju wrócił Jack, ubrany jedynie w krótkie spodenki. Nie mogłam
przepuścić takiej okazji. Włączyłam aparat i pstryknęłam niczemu nieświadomemu
chłopakowi zdjęcie. Zdradził mnie dopiero dźwięk aparatu.
-Czy ty właśnie zrobiłaś mi
zdjęcie? - zapytał, wycierając włosy ręcznikiem.
-Owszem. - wyszczerzyłam się
do niego w szerokim uśmiechu. - Muszę się tobą pochwalić koleżankom. - dodałam.
Roześmiał się i pokręcił głową.
-Dobrze chociaż wyszedłem?
-Idealnie, jak zawsze. -
wstałam i powoli podeszłam do niego. Jak tylko byłam w zasięgu jego rąk, złapał
mnie za biodra i przyciągnął do siebie, przyciskając swoje usta do moich. Z
niechęcią odsunęłam się od niego. - Ubieraj się. Aaron pisał, że może będą po
nas wcześniej.
Niezadowolony wywrócił oczami,
cmoknął mnie w usta i odsunął się ode mnie. Ponownie zajęłam miejsce w fotelu i
obserwowałam, jak krząta się po pokoju.
-Czemu zawsze wpadasz w
panikę, kiedy rozmawiam z twoimi rodzicami albo Sue? - zapytałam nagle.
-Żeby chronić swoją reputację.
- odpowiedział. - Dobrze wiem, że wykorzystają każdą okazję, żeby naopowiadać
ci najgorszych, najbardziej kompromitujących historii z mojego życia.
-Oh, daj spokój. Aż tacy okropni nie mogą być...
-Hahaha! - parsknął głośno, na
chwilę odwracając się w moją stronę od szukania czegoś w jednej z szuflad. -
Przerabiałem to ze wszystkimi. Z każdym znajomym, z każdą potencjalną dziewczyną...
-Dużo ich było? - przerwałam
mu.
-Potencjalnych dziewczyn? -
zapytał, a ja kiwnęłam głową. - Kilka. Ale po spotkaniach z moją rodziną
najczęściej znajomości dobiegały końca. - podsumował, pochodząc do szafy,
zapewne w poszukiwaniu jakiejś koszulki. Wstałam z miejsca i zbliżyłam się do
niego, obejmując go od tyłu.
-Nie martw się, mnie tak łatwo
nie odstraszą. - pocałowałam go w kark a potem wtuliłam się w jego plecy. Wzięłam
głęboki wdech, zaciągając się jego zapachem.
-Mam nadzieję.
-Wątpisz we mnie? - oburzyłam
się, szczypiąc go w brzuch, co chyba bardziej łaskotało, niż bolało, bo chłopak
się zaśmiał.
-Po prostu jeszcze nie zdajesz
sobie sprawy z ich umiejętności, Słońce. - odpowiedział.
-A ty nie zdajesz sobie sprawy
z tego, jak ciężko mnie zniechęcić do czegoś, co kocham.
Dwadzieścia minut później Jack
dostał wiadomość od Wojtka, że za chwilę nas zgarnie. Myślałam, że jedziemy
tylko z bliźniakami, Leą i Aaronem, ale im nas więcej tym weselej. Jack zebrał
wszystko, co potrzebne i zeszliśmy na dół. Akurat, kiedy na zewnątrz rozległ
się klakson samochodu. Pożegnaliśmy się z rodzicami Jacka i wyszliśmy na
zewnątrz. Z auta właśnie wysiedli Wojtek i Wiktoria.
-Spójrzcie, kogo tu
przedwcześnie przywiało! - zawołał, kierując się w moją stronę z szeroko rozpostartymi
ramionami.
-Nie mogłam już wytrzymać z tęsknoty
do ciebie, Wojtuś. - zaśmiałam się, kiedy zakleszczał mnie w uścisku. Matko,
chyba chciał mnie udusić. - Wojtek, boli. - jęknęłam, ale on nie za bardzo się
tym przejął.
-Nie marudź. - prychnął, wbijając
mi palce w żebra.
-Po pierwsze, przystopuj z
tymi czułościami, Wojtek. A po drugie przestańcie mówić między sobą. - odezwał
się Jack, nie rozumiejąc słowa z mojej rozmowy z Wojtkiem, ponieważ
prowadziliśmy ją po polsku.
-Patrzcie, jaki zazdrosny. -
zaśmiał się Szczęsny i ucałował mnie trzy razy w policzek, na złość Jackowi.
Kiedy w końcu mnie puścił, przywitałam się z Wiktorią.
-Dobra, jedźmy już. - odezwał
się Wojtek, po kilku minutach luźnej rozmowy. - Musimy jeszcze zrobić jakieś
zakupy. Z bliźniakami i resztą spotkamy się przy markecie. Do samochodu,
dzieciaki. - zarządził i zajął miejsce kierowcy. Wiktoria siadła obok niego, a
ja z Jackiem usiedliśmy z tyłu.
Po zrobieniu zakupów
ruszyliśmy w ponad godzinną drogę nad jezioro za miasto. Na miejscu było juz
sporo ludzi, ale udało nam się znaleźć wolny kawałek plaży w dość ustronnym
miejscu. Przez cały dzień leniliśmy się na kocach, popijaliśmy piwo. Chłopaki
próbowali zaciągnąć nas do wody, ale skusiła się tylko Lea. Tak, jak
podejrzewałam, woda była zimna. Poczułam to na własnej skórze, kiedy Jack,
świeżo po wyjściu z wody przytulił się do mnie.
-Jesteś mokry i zimny. -
jęknęłam, odsuwając się od niego. Prychnął, podnosząc się na łokciu.
-Właśnie dlatego przyszedłem
do ciebie, żeby się ogrzać. - powiedział. Widać było, że poczuł się urażony.
Wyglądał jak niezadowolony dziesięciolatek. Zaśmiałam się i przyjęłam taką samą
pozycję jak on.
-Masz szczęście, że jesteś
taki uroczy. - Pocałowałam go, a potem ponownie się położyłam, wyciągając go
niego ręce. Położył się obok mnie, a w zasadzie częściowo na mnie, wtulając się
w moje ciało.
-Tylko tak nie zaśnijcie, bo
ci śmieszna opalenizna wyjdzie, Gabe. - odezwała się Jen.
-W takim razie wyznaczam cię,
żebyś nade mną czuwała. - uśmiechnęłam się, czując delikatne pocałunki na szyi.
Mruknęłam cicho w aprobacie, powoli przesuwając dłonią po plecach chłopaka.
Było cudownie. Pogoda była piękna, promienie słoneczne grzały nas z góry, kiedy
leżeliśmy na rozłożonych na piasku kocach. Była względna cisza i spokój. Fantastyczny,
leniwy dzień.
Po jakimś czasie Aaron z
Kieranem skoczyli do auta, by przynieść jedzenie przygotowane wcześniej przez
ich dziewczyny i kilka piw. Mieliśmy wszystko, czego było nam trzeba i nie
zamierzaliśmy się stąd ruszać aż do nocy. Kiedy zaczęło się trochę ochładzać
ubraliśmy się, ale nadal siedzieliśmy na plaży.
Nagle rozległ się dźwięk
mojego telefonu. Wyciągnęłam go z kieszeni bluzy i spojrzałam na wyświetlacz.
Nie miałam zapisanego numeru.
-Zaraz wrócę. - rzuciłam do
znajomych, wstałam i odeszłam kawałek, zanim odebrałam.
-Cześć, laleczko. - usłyszałam
w słuchawce głęboki głos, którego nie rozpoznawałam.
-Kto mówi?
-Nie poznajesz mnie,
cukiereczku? - zapytał. Przez chwilę panowała między nami chwila ciszy, aż w
końcu mój rozmówca parsknął śmiechem. Śmiechem, który jest tak
charakterystyczny, że rozpoznałabym go w nocy o północy.
-Jasiek, ty zjebie! -
warknęłam. - Przestraszyłeś mnie!
-Zrobiło się ciepło w majtach?
- zapytał przez śmiech, wracając do swojego normalnego głosu.
-Debil. - mruknęłam,
podśmiechując się pod nosem. - Czekaj! - nagle mnie olśniło. - Numer, który mi
się wyświetlił, jest lokalny. Jesteś gdzieś w UK?
-Nie tylko gdzieś w UK,
cukiereczku. W Londynie! - zawołał.
-Żartujesz! - krzyknęłam
ucieszona. Widzieliśmy się wprawdzie trzy dni temu, ale tak strasznie cieszyłam
się, że tu jest. - Jak?
-Dostałem cynk od kumpla, że w
knajpie gdzie pracuje zwolniło się stanowisko no i mnie polecił. Na zmywaku,
ale stwierdziłem, że co mi szkodzi? Starzy postawili mi bilet, dach nad głową będę
miał za darmoszkę, a co zarobię to przejem i przepiję. Na jedno by wyszło,
jakbym siedział w Polsce.
-Mądrze mówisz. Kiedy
zaczynasz?
-Jutro od ósmej do szesnastej.
Wyjdziemy gdzieś wieczorem, co nie? Pokażesz mi jakieś fajne miejscówki w
Londynie. Muszę gdzieś przepijać te kokosy, które będę tu zbijać. - zaśmiał
się.
-Pewnie. Numer jest twój?
-Na czas mojego pobytu tutaj
tak. - potwierdził.
-Świetnie. Zadzwonię do ciebie
jutro i się zgadamy.
-Może być. Czy... - jego
dalsze słowa umknęły mi. Moją uwagę odwróciły głośniejsze odgłosy dochodzące od
naszego małego obozowiska, a potem bardzo głośny gwizd. Kiedy odwróciłam się w
ich stronę zobaczyłam, jak Jack odrzuca w Aarona butem i idzie w moją stronę. -
... więc chyba będę ojcem. - dopiero te słowa przykuły moją uwagę do tego, co
mówił przez telefon Jasiek.
-Czekaj, co?! - krzyknęłam
zszokowana.
-Boże, no wiedziałem, że mnie
nie słuchasz! - jęknął. - Pytałem, by jak się jutro spotkamy, to będzie też
cały gwiazdozbiór Arsenalu, bo nie wiem jak przygotowywać swoją psychikę, a
potem się zczaiłem, że w ogóle mnie nie słuchasz, więc zacząłem pieprzyć
totalne głupoty.
-Haha, bardzo śmieszne. Prawie
tu na zawał zeszłam. - powiedziałam obrażona. Zaraz potem poczułam owijające
się wokół mojej talii ramiona Jacka i jego usta na policzku. - Co do
gwiazdozbioru, to narazie nic nie wiem. Dam ci znać jutro. A póki co kończę, bo
przyczepiła się do mnie jedna z tych gwiazd i skutecznie odwraca moją uwagę od
naszej rozmowy. - dodałam, czując więcej pocałunków na szyi. Pisnęłam, kiedy
niespodziewanie przygryzł moją skórę.
-Taa, chyba faktycznie lepiej
się rozłączyć, zanim zaczniecie robić dzieci na linii.
-Dureń. - podsumowałam śmiejąc
się lekko, bo zniecierpliwiony Jack próbował zdobyć moją uwagę, jeżdżąc dłońmi
po moich żebrach, co wywoływało u mnie łaskotki. - Zadzwonię jutro. - rzuciłam
i zakończyłam połączenie.
-No w końcu. - Jack złapał
mnie za biodra i odwrócił do siebie, wbijając się w moje usta. Z początku mu
uległam, ale po chwili ściągnęłam brwi i odsunęłam się od niego.
-Nie zasłużyłeś na nagrodę. -
wytłumaczyłam, kiedy patrzył na mnie zdezorientowany. - Przeszkadzałeś mi w
rozmowie. Za to nie ma nagrody. - Zdjęłam z siebie jego ręce i zaczęłam iść
wzdłuż linii brzegu, oddalając się o reszty znajomych. Po chwili chłopak mnie
dogonił, ponownie obejmując mnie w talii.
-Sam sobie wezmę nagrodę. - stwierdził,
całując mnie w szyję, łaskocząc mnie przy tym.
-Spadaj. - Odepchnęłam go od
siebie i zaczęłam biec przed siebie.
-Serio?! - usłyszałam go za
sobą. - Chcesz się ścigać? - zawołał, ale ja nie odpowiedziałam, tylko dalej
biegłam, korzystając z małej przewagi. I tak wiedziałam, że szybko mnie dogoni,
bo moja kondycja nie należała do najlepszych. Na chwilę odwróciłam się, by
zobaczyć, jaki dystans nas dzieli i pisnęłam, kiedy zobaczyłam, że jest już tuż
za mną. Zmuszając się do maksymalnego wysiłku przyspieszyłam i biegłam przed
siebie ile sił w nogach. Biorąc pod uwagę fakt, jak blisko mnie był, kiedy się
odwróciłam, powinien mnie już dopaść. Szybko zdałam sobie sprawę z tego, że po
prostu czeka, aż opadnę z sił, żebym nie mogła się bronić przed czymkolwiek, co
chciał mi zrobić. Mimowolnie zaczęłam zwalniać i znowu odwróciłam się, by
zobaczyć, gdzie jest Jack. Pisnęłam, kiedy wpadł we mnie, łapiąc mnie w swoje
ramiona. Straciliśmy równowagę i upadliśmy. Ja na piach, a Jack na mnie.
Zaczęłam śmiać się głośno, chociaż od upadku trochę bolał mnie tyłek.
-Nic ci się nie stało? -
zapytał, zabierając z mojej twarzy włosy, które na nią spadły w trackie upadku.
-Nie, jest okej. Poza tym, że
leży na mnie kilkadziesiąt kilogramów zbitej masy. - odpowiedziałam z uśmiechem.
-Masy, która może teraz zrobić
z tobą co tylko będzie chciała. - uśmiechnął się złowrogo.
-Zacznę krzyczeć. -
ostrzegłam.
-I niby kto ci pomoże?
Rozejrzałam się wokół. Wokół
nas nie widać było żywej duszy. Nawet naszego obozowiska. Ile my biegliśmy?
Zwróciłam twarz z powrotem do Jacka, chcąc go jakoś udobruchać, ale nie mogłam
nic powiedzieć, ponieważ jego usta znalazły się na moich. Moje usta rozszerzyły
się w uśmiechu, oddając pocałunek. Przyciągnęłam go do siebie bardziej, kiedy
pogłębił pocałunek. Uwielbiałam go całować. Uwielbiałam jego usta. Uwielbiałam
go całego.
Poprawka.
Kochałam go.
Mruknęłam niezadowolona, kiedy
się odsunął.
-Wracajmy. - powiedział i
cmoknął mnie w nos, zanim się podniósł. Chwyciłam jego wyciągnięte ręce i
podciągnął mnie do góry. - Ale zanim wrócimy, czeka cię kara.
-Co?
Zamiast odpowiedzi, wziął na
ręce i zaczął kierować się w stronę wody.
-Nie trzeba było mi uciekać,
Słońce. - uśmiechnął się złośliwie.
-Jack, nie rób tego! -
jęknęłam, oplatając ramionami jego szyję. On jedynie się zaśmiał i dalej szedł
przed siebie.
-Uu, zimna. - syknął, kiedy
wszedł do wody. Zatrzymał się, kiedy woda sięgała mu do kolan. Zaczął się
przychylać, by postawić mnie w zimnej wodzie. Objęłam go mocniej, starając się
utrzymać jak najwyżej, ale nie zdołałam. Pisnęłam, kiedy moje stopy dotknęły
nieprzyjemnie zimnej wody. Podkurczyłam nogi do góry na ile mogłam. Jack się
roześmiał i wyprostował.
-Jack, proszę. - jęknęłam,
wtulając się w niego.
-Masz szczęście, że jesteś
taka urocza. - powiedział, pocałował mnie we włosy zawrócił. Dopiero, kiedy
stanął na piasku, postawił mnie na ziemię.
-Jesteś wstrętny, wiesz? -
odepchnęłam go od siebie i zaczęłam się kierować w stronę naszych znajomych.
-Gabe! - zawołał za mną.
-Co? - odwróciłam się, dalej
zła.
-Jeśli chcesz wrócić do
reszty, musisz iść w drugą stronę. - poinformował mnie, wyraźnie rozbawiony.
-Udław się. - burknęłam
widząc, jak stara się nie parsknąć śmiechem.
-Daj spokój. - chciał objąć
mnie ramieniem, ale się odsunęłam. Złapał mnie więc siłą i przyciągnął do
swojego boku. Skrzyżowałam ręce na piersi. - Chyba powinienem dostać nagrodę.
-Niby za co? Za to, że
chciałeś mnie wrzucić do lodowatej wody?
-Nie jest aż tak lodowata.
Poza tym, nie wrzuciłbym cię. Co najwyżej wykąpalibyśmy się razem. A nagrodę
powinienem dostać za to, że ci darowałem.
-Możesz marzyć dalej. - prychnęłam.
Zatrzymał się i przyciągnął mnie, stawiając naprzeciw siebie. Jedną ręką
trzymał mnie w pasie, drugą uniósł moją twarz do góry, bym na niego patrzyła.
-Jesteś słodka, jak się
złościsz.
-Wiesz, jak oklepany jest ten
tekst? - byłam niewzruszona.
-Ale jest prawdą. - Uśmiechnął
się i pochylił. Już prawie mnie pocałował, ale odwróciłam głowę, przez co jego
usta wylądowały na moim policzku. Zaśmiał się i oparł czoło o moją skroń. - Kocham
cię.
-Ja ciebie też, ale to nie
zmienia faktu, że jestem zła.
-Jesteś pewna?
-Że jestem zła? Tak.
-Nie. Że mnie kochasz.
-Nie bądź śmieszny, dobrze
wiesz, że tak.
Odwrócił lekko swoją twarz,
wskazując palcem na swój policzek. Wywróciłam oczami. Położyłam dłoń na jego
szyi i przyciągnęłam bliżej. Chciałam pocałować jego policzek, ale w ostatnim
momencie przekręcił głowę i moje usta wylądowały na jego. Mimo to, nie
odsunęłam się, przez co jego usta wygięły się w uśmiechu.
-Wracamy - mruknęłam w jego
usta, pocałowałam go ostatni raz, a potem łapiąc za rękę, pociągnęłam w stronę znajomych.
***
Ha! Założę się, że nie spodziewaliście się nowego kawałka nie szybciej niż za jakieś pół roku :P.
Oooo, muszę powiedzieć, że mnie zaskoczyłaś, ale i uszczęśliwiłaś ;) Cieszę się, że tak szybko udało Ci się dodać bowy rozdział, który wyszedł naprawdę świetnie! :)
OdpowiedzUsuńJa jestem pozytywnie zaskoczona również :) Rozdział jest ciekawy i czekam na nastepny :D
OdpowiedzUsuńKurde, nie spodziewałam się, że będzie tak wcześnie... Przeczytałam miesiąc po opublikowaniu.
OdpowiedzUsuńA tak wgl to GENIALNY rozdział! Niech ona w końcu zajdzie w ciążę ;)