wtorek, 31 marca 2015

#38. "Jesteś bardzo brutalną kobietą."



-W końcu! - zawołała Jen, kiedy zbliżyliśmy się do grupki znajomych.
-Już mieliśmy wysyłać po was ekipę poszukiwawczą. - zażartował Aaron. - Co robiliście tak długo?
-Pływaliśmy. - odpowiedział Jack. - Gdzie reszta?
-Zanoszą rzeczy do auta. - ledwie odpowiedział, a z oddali dosłyszeliśmy podniesione głosy, głównie Wojtka. Był wściekły i ostro na coś przeklinał, a Wiktoria próbowała go uspokajać.
-Co jest? - zapytał Aaron, jak tylko wyszli zza drzew.
-Pierdolnęły mi dwie opony. - warknął wściekły Polak. - Dwie na raz, rozumiecie? Utknęliśmy na tym zadupiu. - dodał i zaczął rzucać jeszcze kilkoma wyzwiskami w nikomu nie znanym kierunku. Jak już się wyżył, zaczęliśmy rozmyślać nad rozwiązaniem tej sytuacji. Oczywistym wyjściem było zadzwonienie po lawetę, ale i tak nie moglibyśmy wszyscy wrócić do Londynu. W końcu doszliśmy do wniosku, że najlepiej będzie jeśli Wiktoria wróci z bliźniakami, Aaronem i Leą, Wojtek zabierze się z lawetą, a ja i Jack zostaniemy w pierwszym hotelu, jaki znajdziemy, a jutro ktoś po nas przyjedzie, bo dziś nie było już sensu jeździć w tę i z powrotem. Wszystkim taka opcja odpowiadała, więc kiedy pozostali czekali z Wojtkiem, Aaron zabrał mnie i Jacka na poszukiwanie noclegu. Długo nie musieliśmy szukać. Wokół jeziora pełno było domków i pokoi na wynajem. Wzięliśmy pokój w pierwszym hotelu, jaki znaleźliśmy. Jedyne, czego potrzebowałam to prysznic, kolacja i łóżko, a to miejsce potrafiło to zapewnić. Niczego więcej nie trzeba mi było do szczęścia.
Jak tylko znaleźliśmy się w pokoju, od razu poszłam do łazienki. Czułam, że mam w ubraniach pełno piasku i nie chciałam, by to wszystko wylądowało na podłodze w pokoju. Weszłam do kabiny prysznicowej i zdjęłam bluzę, z której posypało się sporo drobnych ziarenek. Potrząsnęłam ją kilka razy, a kiedy już wszystko wyleciało, rzuciłam ją na szafkę. Potem nachyliłam się i zaczęłam wytrząsać piach z włosów.
-Co robisz? - zapytał rozbawiony Jack, opierając się o ścianę.
-Próbuję pozbyć się piachu z włosów. Możesz wygrzebać z mojej torebki szczotkę? Taka mała, czarna, złożona. - poprosiłam. Chwilę później miałam przedmiot w dłoni.
-Wyniosłaś chyba pół plaży. - zaśmiał się.
-Ty lepiej też przetrząśnij swoje ubrania. - Podniosłam się, odrzucając włosy na plecy. - Też pewnie trochę tego masz.
Włączyłam wodę i spłukałam to, co zebrało się w brodziku.
-Posuń się. - Jack dołączył do mnie, jak tylko zakręciłam wodę. Z jego bluzy również się sypało. Ściągnęłam spodenki i wywróciłam je do góry. W kieszeniach miałam chyba kolejne pół kilo.
-Ile my tego przywlekliśmy? - jęknęłam, potrząsając koszulką, która poza bielizną była jedyną częścią garderoby, jaką miałam na sobie. Jack poszedł w moje ślady i również wytrząsnął piach ze spodni. To chyba było już wszystko, więc chciałam wyjść z kabiny, ale Jack złapał mnie w pasie i przyciągnął do siebie, całując moje ramię.
-Nadal jesteś zła? - jego głos rozległ się tuż przy moim uchu, powodując przyjemne ciarki na moim karku. Z całej siły powstrzymałam uśmiech, który pchał się na moje usta.
-Trochę. - powiedziałam, siląc się na obojętny ton. Ponownie poczułam jego usta na swojej skórze. Zagryzłam wargę, wypuszczając głęboki oddech. Odwrócił mnie, a potem, nie odrywając swoich oczu od moich, popchnął mnie delikatnie, dopóki za plecami nie poczułam ściany.
-W takim razie muszę wkupić się w twoje łaski. - wyszeptał do mojego ucha, a potem pocałował miejsce tuż pod nim. Pocałunkami wyznaczył ścieżkę po mojej szyi, do mojego ramienia. Kiedy dotarł do miejsca, w którym zaczęła ograniczać do moja koszulka, po prostu ją ściągnął i odrzucił za siebie. Chciał wrócić do całowania mojej skóry, ale byłam zbyt niecierpliwa. Wzięłam jego twarz w dłonie i przyciągnęłam do siebie, całując jego usta. - Już nie jesteś zła. - zaśmiał się, odrywając się ode mnie na chwilę.
-Zamknij się. - mruknęłam, ponownie łącząc nasze usta. Chwilę później to ja przerwałam pocałunek, jednak tylko po to, by pozbyć się jego koszulki. Żeby móc czuć jego skórę pod palcami i całować każdy jej kawałek. Przesunął dłonie z moich pleców na pośladki, ścisnął je lekko i uniósł mnie do góry.
I wtedy zaczął dzwonić mój telefon. Starałam się go zignorować, ale cholerne urządzenie nie przestawało dzwonić.
-Zostaw to. - powiedział, kiedy odsunęłam się od niego.
-Może to coś ważnego? Może coś się stało?
Nie ukrywał niezadowolenia, ale postawił mnie i wyszedł z kabiny prysznicowej zaraz za mną. Wzięłam do ręki telefon, który właśnie przestał dzwonić i spojrzałam na wyświetlacz. Dwa nieodebrane połączenia od Jen. Już miałam oddzwonić, ale dostałam od niej SMS.
Odezwij się, jak skończycie ;)
Zaśmiałam się i wybrałam jej numer, ale mój telefon został mi zabrany.
-Jack...
-Miałaś się odezwać, jak skończymy. A jeszcze nie skończyliśmy. - uśmiechnął się odłożył mój wyłączony już telefon na szafkę. Pokręciłam głową, ale stanęłam na palcach i pocałowałam go, a potem zaczęłam ciągnąć z powrotem pod prysznic.
-Miałam wziąć prysznic, więc czemu by nie połączyć przyjemnego z pożytecznym?

Po wspólnym prysznicu zamówiliśmy kolację i zjedliśmy ją w łóżku, oglądając powtórkę jakiegoś programu rozrywkowego w telewizji. Kiedy oboje opróżniliśmy talerze, Jack wstał i odstawił naczynia na niewielki stolik, w międzyczasie odbierając dzwoniący telefon. Wyglądało na to, że dawno nie miał kontaktu ze swoim rozmówcą, ale był naprawdę szczęśliwy, że w końcu doszło do tej rozmowy. Z uśmiechem obserwowałam jego przepełnioną radością twarzą. Leżałam na boku i wodziłam wzrokiem za chłopakiem, który chodził w tę z powrotem po pokoju, żywo gestykulując. Powoli czułam, że powieki ciążą mi coraz bardziej. Nic się nie stanie, jak przymknę je na chwilę. Ułożyłam się wygodniej i zamknęłam oczy, ciągle słysząc głos Jacka. W końcu chłopak pożegnał się z rozmówcą, ale nie miałam ochoty podnosić powiek. Było mi tak przyjemnie. Materac obok mnie ugiął się pod ciężarem chłopaka i chwilę później poczułam jego usta na policzku. Dopiero wtedy leniwie otworzyłam oczy, spoglądając na niego.
-Myślałem, że już śpisz. - powiedział cicho i pocałował lekko moje usta, układając się obok mnie. Objął mnie ramieniem, a ja wtuliłam się w jego ciepły, nagi tors.
-Kto dzwonił?
-Kumpel z młodzieżowej reprezentacji. Dzwonił się pochwalić, że przechodzi do Arsenalu.
-Przystojny? - zapytałam, za co dostałam kuksańca w żebra. Zaśmiałam się cicho, mocniej się do niego przytulając. - Znaczy się... czy jest dobry?
-Nie tak dobry jak ja...
-Czyli jest pomocnikiem i konkurencją dla ciebie. - wywnioskowałam ze słów chłopaka.
-Hej! - szturchnął mnie, oburzony moimi słowami. Leniwie uniosłam się na łokciu i podciągnęłam odrobinę do góry, składając krótki pocałunek na jego ustach.
-Dla mnie zawsze będziesz numerem jeden. - powiedziałam w jego usta i po raz kolejny złączyłam je ze swoimi. Chciałam wrócić na swoje miejsce przy jego boku, ale nie pozwolił mi. Zamiast tego wciągnął mnie na siebie i objął mocno w talii, nie pozwalając zsunąć się na łóżko. - Jack, puść mnie. Już najwyższa pora spać.
-Więc śpij. - odpowiedział, jakby to było coś oczywistego.
-Tu? Na tobie?
-Mhm.
-Nie chce cię zgnieść.
-A ja chcę mieć cię najbliżej, jak to tylko możliwe. Poza tym, ledwie czuję twój ciężar.
-Ale... - chciałam się dalej spierać, ale uniemożliwiły mi to jego usta, które znalazły się na moich. - Niech ci będzie. - westchnęłam, poddając się i ułożyłam głowę na jego ramieniu. Pocałował mnie w czoło, a ja wtuliłam twarz w jego szyję, składając tam kilka dobrych pocałunków. Dłonie Jacka wsunęły się pod jego koszulkę, którą miałam na sobie i zaczęły powoli przesuwać się po moich plecach, masując je w przyjemnym i usypiającym tempie.

Obudziłam się pierwsza. W trakcie snu mój tyłek i nogi zsunęły się z ciała chłopaka, ale od pasa w górę wciąż go przygniatałam. Przez chwilę leżałam tak, zupełnie bez ruchu, wsłuchując się w spokojny oddech chłopaka i bicie jego serca. W końcu jednak musiałam wstać i udać się do łazienki. W miarę możliwości załatwiłam wszystkie poranne czynności. Potem, z braku ciekawszego zajęcia, wróciłam do łóżka. Nie chciałam budzić Jacka zwłaszcza, że nikt z Londynu jeszcze nie dzwonił i nie zapowiadał, o której po nas przyjedzie. Wzięłam telefon w dłoń, wsunęłam się pod kołdrę i włączyłam WhatsAppa. Miałam szczęście, że udało mi się złapać Paulę. Ona narzekała mi na to, że z samego rana musiała jechać do babci na wieś, a ja opowiedziałam jej o mojej wczorajszej rozmowie z Jaśkiem. W końcu ona musiała wziąć się do roboty, bo przecież po coś do tej babci pojechała, a ja po zakończonej rozmowie zaczęłam się nudzić. Postanowiłam więc obudzić mojego towarzysza niedoli. Zaczęłam od delikatnego przesuwania palcem po jego twarzy. Łaskotało go to i co chwila robił jakieś śmieszne miny, próbując pozbyć się tego uczucia, ale ja upierdliwie dalej go męczyłam. Ostatecznie więc wykręcił się do mnie plecami.
-Jack. - pochyliłam się i pocałowałam jego lekko zarośnięty policzek. - Jacky, wstawaj. Już południe. - potrząsnęłam nim lekko, ale tylko mruczał coś pod nosem. W końcu odwrócił się w moją stronę i zamknął mnie w uścisku, krępując moje ruchy. - Jack, nie! Trzeba wstać. - nie poddawałam się i walczyłam. W końcu udało mi się wyswobodzić ręce. Popchnęłam go tak, że znalazł się na plecy i szybko przerzuciłam przez niego jedną nogę, siadając na jego brzuchu. - Wilshere! - podniosłam głos, na co skrzywił się nieznacznie. - Jeśli zaraz nie podniesiesz swojego seksownego tyłka, czeka cię kara. - ostrzegłam. Dałam mu kilka chwil na reakcję, ale kiedy żadnej nie uzyskałam, zaczęłam działać. Pochyliłam się i zaczęłam zostawiać pocałunki na jego skórze. Na policzkach, na szczęce, na szyi. Schodziłam coraz niżej, kręcąc pupą, która teraz znajdowała się tuż nad jego bokserkami. W końcu poczułam jego dłonie na moich ramionach. Podciągnął mnie do góry i wpił się w moje usta.
-Takie pobudki lubię. - mruknął między kolejnymi pocałunkami. - I nie wiem, jakim cudem to ma być kara, ale takie kary też lubię. - dodał, kiedy jego dłonie zjeżdżały wzdłuż mojego ciała. Na chwilę zatrzymał je na moich pośladkach, ściskając je lekko. Potem przesunął je wyżej, na biodra. Złapał je mocniej i przycisnął mnie do siebie. Mogłam poczuć, że nie tylko jest obudzony, ale również pobudzony. To mi wystarczyło. Przerwałam pocałunek, chociaż nie miałam na to większej ochoty. Zdjęłam z siebie jego ręce i zeszłam z niego, a potem z łóżka.
-Gabe? Co ty robisz? - zapytał zdezorientowany. Wyglądał przy tym naprawdę uroczo.
-Idę się ubrać.
-Teraz?
-To jest właśnie ta kara, Słoneczko. - zaśmiałam się i poszłam do łazienki, gdzie zostały wszystkie nasze ciuchy. Zrzuciłam koszulkę Jacka i założyłam stanik, a potem własną koszulkę. Na pupę wciągnęłam spodnie, a frotką, którą znalazłam w jednej z kieszeni związałam włosy w luźnego kucyka. Wyszłam z łazienki i od razu wpadłam w ręce Jacka. Przyparł mnie do ściany obok drzwi, siląc się na groźną minę, ale w jego spojrzeniu nie było ani grama złości.
-Jesteś bardzo brutalną kobietą. - powiedział, wbijając we mnie spojrzenie. - Mam nadzieję, że taki wybryk się nie powtórzy.
-Jesteś uroczy, kiedy starasz się brzmieć groźnie. - powiedziałam z uśmiechem i cmoknęłam go w nos. - A wybryk się nie powtórzy, jeśli sobie nie zasłużysz. - chciałam odejść, ale znowu zostałam przyciśnięta do ściany. Tym razem nie tylko przez jego ręce, ale też całe ciało. Jego usta szybko znalazły się na mojej szyi, zasysając fragment skóry. Z początku łaskotało, ale kiedy łaskotki przerodziły się w lekki ból, zdałam sobie sprawę z tego, co robi i zaczęłam się wyrywać.
-Nie, Jack, przestań! - zaczęłam piszczeć, próbując mu się wyrwać, ale naturalnie był dla mnie za silny. Chwilę później skończył swoje dzieło. Pocałował lekko zaczerwienioną skórę i dmuchnął chłodnym powietrzem, uśmierzając niewielki dyskomfort. Zadowolony ze swojego dzieła puścił mnie, a ja od razu pobiegłam do lustra w łazience. -Serio, Wilshere? Malinka?  - zapytałam ze zrezygnowaniem, patrząc w odbiciu na stojącego za mną chłopaka. - Co ty, piętnaście lat masz?
-Szesnaście. - Wyszczerzył się, całując moje ramię.
-Ta, chyba pięć lat temu. - prychnęłam i wyszłam z pomieszczenia, ignorując jego oburzone krzyki.

***

Cześć czołem! 
Trochę się ociągałam z dodaniem tego rozdziału, bo zastanawiałam się, jak dalej pociągnąć to opowiadanie. A dokładniej miałam dylemat, czy zostawić akcję tak, jak jest, czyli w 2011 roku, czy jednak podgonić ją do przodu i przenieść do obecnego roku. Nadal jeszcze się waham, choć bardziej chylę się ku opcji drugiej. Ciekawa jestem jeszcze co wy o tym myślicie, więc poczekam z decyzją jeszcze kilka dni, a później zacznę pracować nad nowym rozdziałem.
Dziękuję za to, że jesteście, mimo tak ogromnej przerwy i mimo rzadko pojawiających się rozdziałów. Jesteście cudowne xx

poniedziałek, 9 lutego 2015

#37. Kara i nagroda.



Pogoda tego dnia była naprawdę piękna i ciepła. Aaron z Jenny wymyślili, żebyśmy wspólnie pojechali nad jezioro. W zasadzie, to poinformowali nas, że tam jedziemy. Nie mieliśmy nic do gadania. Wyjazd miał być za dwie godziny, więc po tym, jak zjedliśmy wspólnie z tatą, Beth i ciocią śniadanie, poszłam się przygotować. Jack na mnie zaczekał, a potem wspólnie pojechaliśmy do niego. Byłam zaskoczona tym, jak ciepło przyjęli mnie jego rodzice i siostra. To naprawdę miłe. Przez chwilę rozmawiałam z całą trójką, ale mój chłopak stwierdził, że nie pozwoli im nastawiać mnie przeciw sobie i zaciągnął mnie do swojego pokoju. Rozsiadłam się wygodnie w fotelu, a on poszedł wziąć szybki prysznic. Korzystając z kilku wolnych minut weszłam na WhatsApp i napisałam do Pauli. Nadal była na mnie zła, ale już powoli jej przechodziło. Pisałyśmy przez parę minut, dopóki nie musiała wyjść wyrzucić śmieci. Pożegnałyśmy się i wyłączyłam aplikację akurat wtedy, kiedy do pokoju wrócił Jack, ubrany jedynie w krótkie spodenki. Nie mogłam przepuścić takiej okazji. Włączyłam aparat i pstryknęłam niczemu nieświadomemu chłopakowi zdjęcie. Zdradził mnie dopiero dźwięk aparatu.
-Czy ty właśnie zrobiłaś mi zdjęcie? - zapytał, wycierając włosy ręcznikiem.
-Owszem. - wyszczerzyłam się do niego w szerokim uśmiechu. - Muszę się tobą pochwalić koleżankom. - dodałam. Roześmiał się i pokręcił głową.
-Dobrze chociaż wyszedłem?
-Idealnie, jak zawsze. - wstałam i powoli podeszłam do niego. Jak tylko byłam w zasięgu jego rąk, złapał mnie za biodra i przyciągnął do siebie, przyciskając swoje usta do moich. Z niechęcią odsunęłam się od niego. - Ubieraj się. Aaron pisał, że może będą po nas wcześniej.
Niezadowolony wywrócił oczami, cmoknął mnie w usta i odsunął się ode mnie. Ponownie zajęłam miejsce w fotelu i obserwowałam, jak krząta się po pokoju.
-Czemu zawsze wpadasz w panikę, kiedy rozmawiam z twoimi rodzicami albo Sue? - zapytałam nagle.
-Żeby chronić swoją reputację. - odpowiedział. - Dobrze wiem, że wykorzystają każdą okazję, żeby naopowiadać ci najgorszych, najbardziej kompromitujących historii z mojego życia.
-Oh, daj spokój. Aż tacy okropni nie mogą być...
-Hahaha! - parsknął głośno, na chwilę odwracając się w moją stronę od szukania czegoś w jednej z szuflad. - Przerabiałem to ze wszystkimi. Z każdym znajomym, z każdą potencjalną dziewczyną...
-Dużo ich było? - przerwałam mu.
-Potencjalnych dziewczyn? - zapytał, a ja kiwnęłam głową. - Kilka. Ale po spotkaniach z moją rodziną najczęściej znajomości dobiegały końca. - podsumował, pochodząc do szafy, zapewne w poszukiwaniu jakiejś koszulki. Wstałam z miejsca i zbliżyłam się do niego, obejmując go od tyłu.
-Nie martw się, mnie tak łatwo nie odstraszą. - pocałowałam go w kark a potem wtuliłam się w jego plecy. Wzięłam głęboki wdech, zaciągając się jego zapachem.
-Mam nadzieję.
-Wątpisz we mnie? - oburzyłam się, szczypiąc go w brzuch, co chyba bardziej łaskotało, niż bolało, bo chłopak się zaśmiał.
-Po prostu jeszcze nie zdajesz sobie sprawy z ich umiejętności, Słońce. - odpowiedział.
-A ty nie zdajesz sobie sprawy z tego, jak ciężko mnie zniechęcić do czegoś, co kocham.
Dwadzieścia minut później Jack dostał wiadomość od Wojtka, że za chwilę nas zgarnie. Myślałam, że jedziemy tylko z bliźniakami, Leą i Aaronem, ale im nas więcej tym weselej. Jack zebrał wszystko, co potrzebne i zeszliśmy na dół. Akurat, kiedy na zewnątrz rozległ się klakson samochodu. Pożegnaliśmy się z rodzicami Jacka i wyszliśmy na zewnątrz. Z auta właśnie wysiedli Wojtek i Wiktoria.
-Spójrzcie, kogo tu przedwcześnie przywiało! - zawołał, kierując się w moją stronę z szeroko rozpostartymi ramionami.
-Nie mogłam już wytrzymać z tęsknoty do ciebie, Wojtuś. - zaśmiałam się, kiedy zakleszczał mnie w uścisku. Matko, chyba chciał mnie udusić. - Wojtek, boli. - jęknęłam, ale on nie za bardzo się tym przejął.
-Nie marudź. - prychnął, wbijając mi palce w żebra.
-Po pierwsze, przystopuj z tymi czułościami, Wojtek. A po drugie przestańcie mówić między sobą. - odezwał się Jack, nie rozumiejąc słowa z mojej rozmowy z Wojtkiem, ponieważ prowadziliśmy ją po polsku.
-Patrzcie, jaki zazdrosny. - zaśmiał się Szczęsny i ucałował mnie trzy razy w policzek, na złość Jackowi. Kiedy w końcu mnie puścił, przywitałam się z Wiktorią.
-Dobra, jedźmy już. - odezwał się Wojtek, po kilku minutach luźnej rozmowy. - Musimy jeszcze zrobić jakieś zakupy. Z bliźniakami i resztą spotkamy się przy markecie. Do samochodu, dzieciaki. - zarządził i zajął miejsce kierowcy. Wiktoria siadła obok niego, a ja z Jackiem usiedliśmy z tyłu.
Po zrobieniu zakupów ruszyliśmy w ponad godzinną drogę nad jezioro za miasto. Na miejscu było juz sporo ludzi, ale udało nam się znaleźć wolny kawałek plaży w dość ustronnym miejscu. Przez cały dzień leniliśmy się na kocach, popijaliśmy piwo. Chłopaki próbowali zaciągnąć nas do wody, ale skusiła się tylko Lea. Tak, jak podejrzewałam, woda była zimna. Poczułam to na własnej skórze, kiedy Jack, świeżo po wyjściu z wody przytulił się do mnie.
-Jesteś mokry i zimny. - jęknęłam, odsuwając się od niego. Prychnął, podnosząc się na łokciu.
-Właśnie dlatego przyszedłem do ciebie, żeby się ogrzać. - powiedział. Widać było, że poczuł się urażony. Wyglądał jak niezadowolony dziesięciolatek. Zaśmiałam się i przyjęłam taką samą pozycję jak on.
-Masz szczęście, że jesteś taki uroczy. - Pocałowałam go, a potem ponownie się położyłam, wyciągając go niego ręce. Położył się obok mnie, a w zasadzie częściowo na mnie, wtulając się w moje ciało.
-Tylko tak nie zaśnijcie, bo ci śmieszna opalenizna wyjdzie, Gabe. - odezwała się Jen.
-W takim razie wyznaczam cię, żebyś nade mną czuwała. - uśmiechnęłam się, czując delikatne pocałunki na szyi. Mruknęłam cicho w aprobacie, powoli przesuwając dłonią po plecach chłopaka. Było cudownie. Pogoda była piękna, promienie słoneczne grzały nas z góry, kiedy leżeliśmy na rozłożonych na piasku kocach. Była względna cisza i spokój. Fantastyczny, leniwy dzień.
Po jakimś czasie Aaron z Kieranem skoczyli do auta, by przynieść jedzenie przygotowane wcześniej przez ich dziewczyny i kilka piw. Mieliśmy wszystko, czego było nam trzeba i nie zamierzaliśmy się stąd ruszać aż do nocy. Kiedy zaczęło się trochę ochładzać ubraliśmy się, ale nadal siedzieliśmy na plaży.
Nagle rozległ się dźwięk mojego telefonu. Wyciągnęłam go z kieszeni bluzy i spojrzałam na wyświetlacz. Nie miałam zapisanego numeru.
-Zaraz wrócę. - rzuciłam do znajomych, wstałam i odeszłam kawałek, zanim odebrałam.
-Cześć, laleczko. - usłyszałam w słuchawce głęboki głos, którego nie rozpoznawałam.
-Kto mówi?
-Nie poznajesz mnie, cukiereczku? - zapytał. Przez chwilę panowała między nami chwila ciszy, aż w końcu mój rozmówca parsknął śmiechem. Śmiechem, który jest tak charakterystyczny, że rozpoznałabym go w nocy o północy.
-Jasiek, ty zjebie! - warknęłam. - Przestraszyłeś mnie!
-Zrobiło się ciepło w majtach? - zapytał przez śmiech, wracając do swojego normalnego głosu.
-Debil. - mruknęłam, podśmiechując się pod nosem. - Czekaj! - nagle mnie olśniło. - Numer, który mi się wyświetlił, jest lokalny. Jesteś gdzieś w UK?
-Nie tylko gdzieś w UK, cukiereczku. W Londynie! - zawołał.
-Żartujesz! - krzyknęłam ucieszona. Widzieliśmy się wprawdzie trzy dni temu, ale tak strasznie cieszyłam się, że tu jest. - Jak?
-Dostałem cynk od kumpla, że w knajpie gdzie pracuje zwolniło się stanowisko no i mnie polecił. Na zmywaku, ale stwierdziłem, że co mi szkodzi? Starzy postawili mi bilet, dach nad głową będę miał za darmoszkę, a co zarobię to przejem i przepiję. Na jedno by wyszło, jakbym siedział w Polsce.
-Mądrze mówisz. Kiedy zaczynasz?
-Jutro od ósmej do szesnastej. Wyjdziemy gdzieś wieczorem, co nie? Pokażesz mi jakieś fajne miejscówki w Londynie. Muszę gdzieś przepijać te kokosy, które będę tu zbijać. - zaśmiał się.
-Pewnie. Numer jest twój?
-Na czas mojego pobytu tutaj tak. - potwierdził.
-Świetnie. Zadzwonię do ciebie jutro i się zgadamy.
-Może być. Czy... - jego dalsze słowa umknęły mi. Moją uwagę odwróciły głośniejsze odgłosy dochodzące od naszego małego obozowiska, a potem bardzo głośny gwizd. Kiedy odwróciłam się w ich stronę zobaczyłam, jak Jack odrzuca w Aarona butem i idzie w moją stronę. - ... więc chyba będę ojcem. - dopiero te słowa przykuły moją uwagę do tego, co mówił przez telefon Jasiek.
-Czekaj, co?! - krzyknęłam zszokowana.
-Boże, no wiedziałem, że mnie nie słuchasz! - jęknął. - Pytałem, by jak się jutro spotkamy, to będzie też cały gwiazdozbiór Arsenalu, bo nie wiem jak przygotowywać swoją psychikę, a potem się zczaiłem, że w ogóle mnie nie słuchasz, więc zacząłem pieprzyć totalne głupoty.
-Haha, bardzo śmieszne. Prawie tu na zawał zeszłam. - powiedziałam obrażona. Zaraz potem poczułam owijające się wokół mojej talii ramiona Jacka i jego usta na policzku. - Co do gwiazdozbioru, to narazie nic nie wiem. Dam ci znać jutro. A póki co kończę, bo przyczepiła się do mnie jedna z tych gwiazd i skutecznie odwraca moją uwagę od naszej rozmowy. - dodałam, czując więcej pocałunków na szyi. Pisnęłam, kiedy niespodziewanie przygryzł moją skórę.
-Taa, chyba faktycznie lepiej się rozłączyć, zanim zaczniecie robić dzieci na linii.
-Dureń. - podsumowałam śmiejąc się lekko, bo zniecierpliwiony Jack próbował zdobyć moją uwagę, jeżdżąc dłońmi po moich żebrach, co wywoływało u mnie łaskotki. - Zadzwonię jutro. - rzuciłam i zakończyłam połączenie.
-No w końcu. - Jack złapał mnie za biodra i odwrócił do siebie, wbijając się w moje usta. Z początku mu uległam, ale po chwili ściągnęłam brwi i odsunęłam się od niego.
-Nie zasłużyłeś na nagrodę. - wytłumaczyłam, kiedy patrzył na mnie zdezorientowany. - Przeszkadzałeś mi w rozmowie. Za to nie ma nagrody. - Zdjęłam z siebie jego ręce i zaczęłam iść wzdłuż linii brzegu, oddalając się o reszty znajomych. Po chwili chłopak mnie dogonił, ponownie obejmując mnie w talii.
-Sam sobie wezmę nagrodę. - stwierdził, całując mnie w szyję, łaskocząc mnie przy tym.
-Spadaj. - Odepchnęłam go od siebie i zaczęłam biec przed siebie.
-Serio?! - usłyszałam go za sobą. - Chcesz się ścigać? - zawołał, ale ja nie odpowiedziałam, tylko dalej biegłam, korzystając z małej przewagi. I tak wiedziałam, że szybko mnie dogoni, bo moja kondycja nie należała do najlepszych. Na chwilę odwróciłam się, by zobaczyć, jaki dystans nas dzieli i pisnęłam, kiedy zobaczyłam, że jest już tuż za mną. Zmuszając się do maksymalnego wysiłku przyspieszyłam i biegłam przed siebie ile sił w nogach. Biorąc pod uwagę fakt, jak blisko mnie był, kiedy się odwróciłam, powinien mnie już dopaść. Szybko zdałam sobie sprawę z tego, że po prostu czeka, aż opadnę z sił, żebym nie mogła się bronić przed czymkolwiek, co chciał mi zrobić. Mimowolnie zaczęłam zwalniać i znowu odwróciłam się, by zobaczyć, gdzie jest Jack. Pisnęłam, kiedy wpadł we mnie, łapiąc mnie w swoje ramiona. Straciliśmy równowagę i upadliśmy. Ja na piach, a Jack na mnie. Zaczęłam śmiać się głośno, chociaż od upadku trochę bolał mnie tyłek.
-Nic ci się nie stało? - zapytał, zabierając z mojej twarzy włosy, które na nią spadły w trackie upadku.
-Nie, jest okej. Poza tym, że leży na mnie kilkadziesiąt kilogramów zbitej masy. - odpowiedziałam z uśmiechem.
-Masy, która może teraz zrobić z tobą co tylko będzie chciała. - uśmiechnął się złowrogo.
-Zacznę krzyczeć. - ostrzegłam.
-I niby kto ci pomoże?
Rozejrzałam się wokół. Wokół nas nie widać było żywej duszy. Nawet naszego obozowiska. Ile my biegliśmy? Zwróciłam twarz z powrotem do Jacka, chcąc go jakoś udobruchać, ale nie mogłam nic powiedzieć, ponieważ jego usta znalazły się na moich. Moje usta rozszerzyły się w uśmiechu, oddając pocałunek. Przyciągnęłam go do siebie bardziej, kiedy pogłębił pocałunek. Uwielbiałam go całować. Uwielbiałam jego usta. Uwielbiałam go całego.
Poprawka.
Kochałam go.
Mruknęłam niezadowolona, kiedy się odsunął.
-Wracajmy. - powiedział i cmoknął mnie w nos, zanim się podniósł. Chwyciłam jego wyciągnięte ręce i podciągnął mnie do góry. - Ale zanim wrócimy, czeka cię kara.
-Co?
Zamiast odpowiedzi, wziął na ręce i zaczął kierować się w stronę wody.
-Nie trzeba było mi uciekać, Słońce. - uśmiechnął się złośliwie.
-Jack, nie rób tego! - jęknęłam, oplatając ramionami jego szyję. On jedynie się zaśmiał i dalej szedł przed siebie.
-Uu, zimna. - syknął, kiedy wszedł do wody. Zatrzymał się, kiedy woda sięgała mu do kolan. Zaczął się przychylać, by postawić mnie w zimnej wodzie. Objęłam go mocniej, starając się utrzymać jak najwyżej, ale nie zdołałam. Pisnęłam, kiedy moje stopy dotknęły nieprzyjemnie zimnej wody. Podkurczyłam nogi do góry na ile mogłam. Jack się roześmiał i wyprostował.
-Jack, proszę. - jęknęłam, wtulając się w niego.
-Masz szczęście, że jesteś taka urocza. - powiedział, pocałował mnie we włosy zawrócił. Dopiero, kiedy stanął na piasku, postawił mnie na ziemię.
-Jesteś wstrętny, wiesz? - odepchnęłam go od siebie i zaczęłam się kierować w stronę naszych znajomych.
-Gabe! - zawołał za mną.
-Co? - odwróciłam się, dalej zła.
-Jeśli chcesz wrócić do reszty, musisz iść w drugą stronę. - poinformował mnie, wyraźnie rozbawiony.
-Udław się. - burknęłam widząc, jak stara się nie parsknąć śmiechem.
-Daj spokój. - chciał objąć mnie ramieniem, ale się odsunęłam. Złapał mnie więc siłą i przyciągnął do swojego boku. Skrzyżowałam ręce na piersi. - Chyba powinienem dostać nagrodę.
-Niby za co? Za to, że chciałeś mnie wrzucić do lodowatej wody?
-Nie jest aż tak lodowata. Poza tym, nie wrzuciłbym cię. Co najwyżej wykąpalibyśmy się razem. A nagrodę powinienem dostać za to, że ci darowałem.
-Możesz marzyć dalej. - prychnęłam. Zatrzymał się i przyciągnął mnie, stawiając naprzeciw siebie. Jedną ręką trzymał mnie w pasie, drugą uniósł moją twarz do góry, bym na niego patrzyła.
-Jesteś słodka, jak się złościsz.
-Wiesz, jak oklepany jest ten tekst? - byłam niewzruszona.
-Ale jest prawdą. - Uśmiechnął się i pochylił. Już prawie mnie pocałował, ale odwróciłam głowę, przez co jego usta wylądowały na moim policzku. Zaśmiał się i oparł czoło o moją skroń. - Kocham cię.
-Ja ciebie też, ale to nie zmienia faktu, że jestem zła.
-Jesteś pewna?
-Że jestem zła? Tak.
-Nie. Że mnie kochasz.
-Nie bądź śmieszny, dobrze wiesz, że tak.
Odwrócił lekko swoją twarz, wskazując palcem na swój policzek. Wywróciłam oczami. Położyłam dłoń na jego szyi i przyciągnęłam bliżej. Chciałam pocałować jego policzek, ale w ostatnim momencie przekręcił głowę i moje usta wylądowały na jego. Mimo to, nie odsunęłam się, przez co jego usta wygięły się w uśmiechu.
-Wracamy - mruknęłam w jego usta, pocałowałam go ostatni raz, a potem łapiąc za rękę, pociągnęłam w stronę znajomych.

***
 
Ha! Założę się, że nie spodziewaliście się nowego kawałka nie szybciej niż za jakieś pół roku :P.

sobota, 24 stycznia 2015

#36. Niespodzianka.


W samolocie siedziałam jak na szpilkach. Im bliżej Londynu, im bliżej lądowania, tym bardziej nie mogłam się doczekać. Tak strasznie stęskniłam się za tym miastem, ale przede wszystkim za ludźmi, których tu poznałam. Ostatni raz widziałam się z nimi wszystkimi, kiedy przyleciałam tu w lutym na mecz Arsenalu w Lidze Mistrzów. Grali wtedy z Barceloną i wygrali. Od tego czasu, nie licząc rozmów przez Skype, nie widziałam się z Leą, Jen, Kieranem, Aaronem, tatą i całą resztą. Jedynie Jackowi udało się przyjechać do mnie raz, w ciągu następnych niecałych czterech miesięcy. Oczywiście nie miałam mu tego za złe. Miał zobowiązania wobec klubu i doskonale to rozumiałam. Starałam się go wspierać najlepiej jak mogę i z całego serca kibicowałam mu, kiedy tylko grał. Chyba wszystkich zdziwiło to, jakim zagorzałym kibicem Arsenalu się stałam. Włącznie ze mną. Moi znajomi nie mogli uwierzyć w moją nagłą zmianę odnośnie sportu i piłki nożnej. Luiza też wkręciła się w oglądanie meczy. Zwłaszcza, jeżeli grał Kieran, w którego była wpatrzona jak w obrazek. Odniosłam wrażenie, że stał się dla niej równie ważny, jak Robert. I naprawdę mnie to cieszyło.
Mała strasznie cierpiała z powodu tego, że ja już jadę do Londynu, a ona musi jeszcze zostać. Niestety, szkoła kończyła sie dopiero za miesiąc. A ja wsiadłam w samolot niemal od razu po maturach. Właściwie, to od razu. Wczoraj zaliczyłam mój ostatni egzamin, którym był ustny angielski. Skłamię, jeżeli powiem, że stresowałam się tą krótką rozmową z egzaminatorem. Podeszłam do tego totalnie na luzie, pewna swoich umiejętności i zdałam z maksymalnym wynikiem. Mama podsumowała to słowami: niespodzianki nie było. Za to ja miałam niespodziankę, kiedy wręczyła mi bilet na dzisiejszy lot. Byłam pewna, że polecę dopiero wtedy, kiedy i ona będzie leciała z Luizą, ale rodzice postanowili wynagrodzić mnie za dobre ukończenie liceum i jak na razie pozytywne wyniki matur. Od razu pobiegłam się pakować, a na wieczornej imprezie ze znajomymi, którą kończyliśmy etap szkolny a zaczynaliśmy wakacje, podzieliłam się nowinami z Paulą. Była mniej szczęśliwa niż ja. Prawdę mówiąc, była wściekła, bo miałyśmy czerwiec spędzić razem, przed moim wyjazdem na całe wakacje do Anglii. Całkowicie o tym zapomniałam, co w ogóle nie poprawiło mojej sytuacji. Dziewczyna gniewała się na mnie przez cały wieczór. Pozostali znajomi również się dąsali, że tak ich wystawiam w ostatniej chwili, ale ostatecznie mi darowali i wszyscy bawiliśmy się dobrze. Poza Pauliną, niestety. Mimo to wróciłam do domu o czwartej nad ranem, chociaż na lotnisko musieliśmy wyruszyć o dziewiątej. I choć spałam naprawdę bardzo krótko, wstałam bez problemu. Byłam cała nabuzowana emocjami. Nie spałam ani w ciągu trzygodzinnej jazdy do Warszawy, ani w ciągu dwugodzinnego lotu, tak bardzo nie mogłam się doczekać, aż w końcu tam będę. Byłam po prostu masą skumulowanego spektrum emocji, którym przewodziła ekscytacja.
I w końcu byłam. W końcu wylądowałam na Heathrow. Zniecierpliwiona odebrałam bagaż i niemal pobiegłam do miejsca, w którym czekał na mnie tata. Kiedy tylko go zobaczyłam, rozglądającego się na wszystkie strony w poszukiwaniu mnie, na moją twarz wpłynął wielki uśmiech. Przyspieszyłam kroku i kiedy do niego dotarłam, mocno się do niego przytuliłam.
-Fajnie, że znowu z nami jesteś - powiedział, zamykając mnie w mocnym, bezpiecznym uścisku i całując w sam czubek głowy.
-Rany, ale się stęskniłam! - odsunęłam się od ojca i pocałowałam go w policzek.
-My wszyscy też - odpowiedział z uśmiechem. - Wyładniałaś znowu.
-Ta, jasne - prychnęłam. - Jak sytuacja w domu? - zapytałam ciekawa.
-Nadal nikt nic nie wie. Tylko ja i Beth - powiedział zadowolony z siebie. - A co najlepsze, wszyscy są teraz w domu!
-Wszyscy?
-Jenny, Kieran, Aaron, Lea i Jack.
Na sam dźwięk jego imienia moje serce zabiło mocniej. Nie byłam pewna, czy to normalne, ale wcale mnie to nie martwiło.
-Mieli gdzieś wychodzić, ale poprosiłem ich, żeby zaczekali na mój powrót, bo mam do nich bardzo ważną sprawę - powiedział i znacząco mrugnął okiem.
-No to chodźNie każmy im czekać! - w jedną rękę złapałam walizkę, w drugą rękę ojca i ruszyłam w stronę wyjścia. Ze śmiechem na ustach, ojciec odebrał ode mnie rączkę mojego bagażu i poprowadził w zupełnie drugą stronę. Nie moja wina, że to lotnisko jest takie wielkie. Każdemu może zdarzyć się pomyłka...
Dzisiejszy dzień nie należał do najcieplejszych, jednak moja kurtka znajdowała się gdzieś w walizce. Na szczęście do samochodu nie było daleko, a jak już się w nim znaleźliśmy, tata podkręcił ogrzewanie. Droga do domu, która za pierwszym razem zeszła mi bardzo szybko, teraz strasznie się dłużyła, ale w końcu zajechaliśmy pod dom.
-Idź, wezmę bagaż - powiedział ojciec. Nie zdążył dobrze zatrzymać auta, a ja już z niego wyskoczyłam, łapiąc tylko swoją torebkę. Podbiegłam do drzwi i zadzwoniłam dzwonkiem. Elizabeth otworzyła dosłownie sekundę później.
-Gabby, jak dobrze cię widzieć - przywitała mnie ściszonym głosem, przytulając mnie. - Jak ci minął lot?
-Za długo, ale w porządku. Cieszę się, że w końcu tu jestem.
-Nie zatrzymuję cię. Są w salonie. - uśmiechnęła się do mnie, a ja od razu skierowałam się do wspomnianego pomieszczenia. Zatrzymałam się przed wejściem. Powinnam wpaść do środka, robiąc wejście smoka, czy może tak po prostu wejść jak gdyby nigdy nic i usiąść obok nich. Postanowiłam podejść ich po cichu. Ale będą mieli miny! Podeszłam do drzwi i oparłam się o futrynę. Kieran z Jen rozgrywali mecz w FIFĘ, Lea rozpraszała swojego chłopaka, a Aaron siedział na fotelu, wpatrzony w wyświetlacz telefonu.
-Zaraz wracam. - odezwał się Walijczyk, wstając. - Ale jak ktoś mi podejdzie kolejkę, to zniszczę. - dodał i odwrócił się w moją stronę. Kiedy tylko mnie zobaczył, stanął jak wryty.
-Ale mnie przepuścisz, co nie? - zapytałam. Pozostała trójka w mgnieniu oka odwróciła się w moją stronę.
-Gabe! - Aaron w końcu odzyskał głos. Podbiegł do mnie, złapał w pasie i podniósł do góry, ściskając i tarmosząc mną na lewo i prawo. Zupełnie tak, jak się spodziewałam. Zaraz potem zasypały mnie pytania typu skąd się tu wzięłam, czemu nikomu nie powiedziałam że przyjeżdżam i tym podobne. Odpowiadałam na nie, będąc ściskana przez dziewczyny. Potem dopchał się do mnie Kieran. Objął mnie ramionami i przytulił do siebie w typowo braterskim uścisku, który tak bardzo uwielbiałam i za którym tęskniłam. Poczułam się przez to bezpiecznie i wiedziałam, że jestem w domu. W drugim domu, bo jednak ten pierwszy był w Polsce, ale zdecydowanie jak w domu. Cmoknął mnie w czoło i wypuścił ze szczelnego uścisku, ale nadal trzymał mnie obok siebie, obejmując ramieniem.
-Wiecie, że bardzo się cieszę, że was widzę, ale chyba wszyscy wiemy, kogo chcę zobaczyć najbardziej, więc niech mi ktoś powie, gdzie on do cholery jest. - rozejrzałam się po twarzach przyjaciół, czekając na odpowiedź.
-Jacko poszedł do mojego pokoju, żeby do ciebie zadzwonić. - odezwał się Kieran. Szybko podbiegłam do torebki, którą upuściłam, kiedy Ramsey mnie tarmosił i wyjęłam z niej telefon. Był na wibracjach, więc nic nie słyszałam, ale Jack faktycznie próbował się ze mną połączyć. Kazałam pozostałym być cicho i odebrałam.
-Hej. - powitałam go bez entuzjazmu.
-Cześć Słońce. Coś się stało? - zapytał zmartwiony.
-Właściwie to tak. Zmienił mi się termin wylotu do Londynu. - odpowiedziałam. - O miesiąc.
-O miesiąc?! - powtórzył głośniej. - Jak to możliwe? Czemu? A co ze ślubem twojego ojca?
-Nie wiem, Jack. Przepraszam, ale nie mogę teraz rozmawiać. Odezwę się niedługo, dobrze?
-Gabe...
-Pamiętaj, kocham cię. - powiedziałam i rozłączyłam się, bo obawiałam się, że dłużej tego nie pociągnę. Wiedziałam, że będzie wściekły i że mi się za to oberwie, ale nie mogłam się powstrzymać.
-Będzie zły. - stwierdziła Lea. - Bardzo zły.
-Wiem. Dlatego przypomniałam mu, że go kocham. - wyszczerzyłam się. - Tak na wszelki wypadek, gdyby chciał mnie zamordować.
Trzask drzwi na górze przerwał naszą rozmowę.
-Szybko, zachowujcie się naturalnie! - rzuciłam i wybiegłam z salonu, chowając się za schodami. Jack zszedł na dół i poszedł do pomieszczenia, z którego ja właśnie czmychnęłam. Cicho podeszłam pod drzwi, zaglądając do środka.
-I jak poszła rozmowa? - zagadnęła Lea.
-Nie poszła. - odpowiedział, siadając na kanapie. Wziął do ręki butelkę piwa, która stała przed nim i napił się. - Jedyne, czego się dowiedziałem, to tego, że przyleci miesiąc później, niż było planowane.
-Jesteś zły?
-Jen, dziwisz mi się? Myślałem, że w końcu spędzimy razem trochę więcej czasu. Chociaż miesiąc! A jeśli przyleci dopiero w sierpniu, to połowę czasu będę spędzał na treningach... A może coś się stało?  
-Oh, daj spokój, nie wymyślaj. - Lea poklepała go pocieszająco po ramieniu, a potem machnęła na mnie ręką. Weszłam do salonu i po cichu zakradłam się pod kanapę.
-Była jakaś przygnębiona i nie mogła ze mną rozmawiać. Może coś się stało i po prostu nie chciała mi o tym powiedzieć? - zaczął panikować, więc stwierdziłam, że już czas.
-A kto mówił, że to będzie miesiąc dłużej? - zapytałam, obejmując szyję Jacka ramionami i pocałowałam go w policzek. Zaskoczony odchylił się, by na mnie spojrzeć. Najpierw wyglądał, jakby zobaczył ducha, ale zaraz potem uśmiechnął się. Bez słowa wstał, w mgnieniu oka obszedł kanapę i mocno mnie przytulił. Objęłam go, przyciągając go do siebie jeszcze bardziej. Serce waliło mi w piersi oszalałe z radości, a do oczu napłynęły łzy. Żeby je schować, wtuliłam twarz w ramię chłopaka. W końcu niechciane, słone krople zaczęły spływać po moich policzkach i znikać w jego t-shircie. Nie przeszkadzało mu to i dalej staliśmy razem w mocnym uścisku. W tym momencie nic nie mogłoby mnie bardziej uszczęśliwić. Czułam, że pozostali się na nas gapią, ale szczerze mówiąc, nie obchodziło mnie to ani odrobinę.
-Pokaż mi się. - odezwał się w końcu, odsuwając mnie od siebie jedynie na tyle, żeby móc widzieć moją twarz. Starł kciukami łzy z mojej twarzy, a potem mnie pocałował. Tak bardzo brakowało mi jego pocałunków. - Mógłbym cię teraz udusić gołymi rękami, wiesz? - powiedział, odsuwając się. - Jak mogłaś mi to zrobić? Myślałem, że wyjdę z siebie!
-Tak, wiem. Widziałam. - zaśmiałam się widząc jego frustrację. Wyglądał tak uroczo.
-Przestań być taka z siebie zadowolona!
-Ale kiedy jestem! Niespodzianka mi się udała, chyba nie możesz zaprzeczyć.
-Tak. Niespodzianka i moje rozstrojenie nerwowe.
-No dobra, przepraszam. A teraz przestań już marudzić i mnie pocałuj! - rozkazałam, na co przystał z chęcią.
Wieczorem wylądowaliśmy w barze, gdzie spotkałam jeszcze więcej dawno nie widzianych znajomych. Przyszło kilku chłopaków z klubu, niektórzy z partnerkami, Steven miał zmianę za barem... Było fantastycznie. Niestety biorąc pod uwagę niewielką ilość snu, jaką dostarczyłam mojemu organizmowi ostatniej nocy, dość szybko zaczęło łapać mnie zmęczenie. Starałam się wytrzymać jak najdłużej, ale o dwudziestej drugiej się poddałam i Jack odwiózł mnie do domu. Oczywiście, został na noc. Tak naprawdę był to dziś pierwszy raz, jak zostaliśmy sam na sam. Chciałam zostać na nogach całą noc, rozmawiać z nim, patrzeć na niego, nacieszyć się nim, ale nie byłam w stanie. Moje próby utrzymania otwartych oczu jedynie doprowadzały Jacka do śmiechu i wręcz rozkazał mi iść spać.
-Nie chcę spać. - mruknęłam sennym głosem niezadowolona.
-Oczy ci się same zamykają. - zaśmiał się, składając kolejny czuły pocałunek na moim czole. - Czemu jesteś taka uparta?
-Nie jestem uparta. Po prostu się stęskniłam. Chcę się tobą nacieszyć. Chcę cię przytulać, całować, słuchać twojego głosu...
-Mamy na to całe wakacje, kochanie. Zaczniemy od jutra. Teraz śpij.
Westchnęłam niezadowolona, co poprawnie odebrał za sygnał poddania się. Przyciągnął mnie do siebie, pozwalając mi wtulić twarz w jego szyję.
-Obiecuję, że nie puszczę cię przez całą noc. - zapewnił, zaciskając swoje ramiona wokół mnie mocniej.
-A jak zachce mi się siku? Albo tobie?
Zaśmiał się tuż przy moim uchu. Uśmiechnęłam się, słysząc ten dźwięk bezpośrednio, a nie przez słuchawkę telefonu.
-Wtedy zrobię wyjątek. Ale tylko wtedy. - odpowiedział. - Kocham cię, Gabby.
Chciałam odpowiedzieć mu to samo, ale nie zdążyłam. Zasnęłam.
Kiedy się obudziłam, tak jak obiecał, ciągle trzymał mnie w swoich ramionach. Byłam wyspana, wypoczęta i szczęśliwa. Dawno nie miałam tak udanego poranka, a to wszystko tylko dlatego, że Jack był tuż obok mnie. Leżałam bezczynnie i przyglądałam mu się, napawając się widokiem. Wyglądał tak spokojnie, tak uroczo. Mogłabym się tak w niego wgapiać jeszcze przez godzinę, albo i dwie. Podniosłam dłoń do jego twarzy i delikatnie przejechałam nią po pokrytym zarostem policzku chłopaka. Podążając linią szczęki dotarłam do jego podbródka, kiedy mruknął coś przez sen. Zaśmiałam się pod nosem. Podniosłam się lekko i musnęłam jego usta. Uśmiechnął się. Ponownie złożyłam swoje usta na jego. Tym razem poczułam, jak jego wargi poruszają się, oddając pocałunek. Bez większego wysiłku pociągnął mnie tak, że teraz leżałam na nim.
-Dzień dobry. - zamruczał w moje usta i ponownie złączył je ze swoimi. - Naprawdę miła pobudka. Mogę tak codziennie?
-Zobaczymy czy zasłużysz.
-Cieszę się, że jesteś. - powiedział zupełnie poważnie, zakładając kosmyk moich włosów za ucho. - Bałem się, że tylko mi się śniło że wróciłaś i śpisz obok mnie. Chyba, że to nadal jest sen.
-Nie jest. Możesz być pewny.
-Chyba musisz mnie uszczypnąć.
-Wolę zrobić coś innego. - Uśmiechnęłam się i po raz kolejny tego ranka pocałowałam go.
-Dokładnie coś takiego stałoby się we śnie. - powiedział między pocałunkami, po czym objął mnie jedną ręką i przykręcił tak, że teraz to on był nade mną.
-W takim razie oboje wciąż śnimy. - mruknęłam, kiedy za miejsce pocałunków obrał sobie moją szyję. Nie mogłam jednak zbyt długo wytrzymać bez jego ust na swoich. Nie miałam pojęcia, jak przetrwałam bez nich te kilka tygodni, skoro teraz nie mogłam wytrzymać nawet kilku minut. Na szczęście, szybko dostałam to, czego chciałam. Czułam, jak uśmiecha się przez pocałunek. Taki sam grymas gościł na mojej twarzy. Jego dłonie powoli przesuwały się w górę po mojej skórze, unosząc koszulkę.
-Gdyby to był sen, w tym momencie byś się pewnie obudził. - zaledwie te słowa opuściły moje usta, drzwi do pokoju otworzyły się z hukiem
-Dzień dobry, gołąbeczki!
-A w rzeczywistości mamy Ramseya... - westchnął zrezygnowany Jack, opierając głowę o moje ramię.

piątek, 23 stycznia 2015

Hello :)

Hej, cześć.
Nie wiem, czy tu jeszcze ktoś zagląda, pamięta i czeka, ale jeśli jakaś samotna duszyczka się tu jeszcze błąka, to z wielką radochą informuję, że dziś pojawi się kolejny odcinek.
Whoop whooop!