niedziela, 23 września 2012

Prolog


I'm on the HIGHWAY TO HELL!
On the HIGHWAY TO HELL!
I'm on the HIGHWAY TO HELL!
On the HIGHWAY TO HELL!
HIGHWAY TO HELL!
I'm on the HIGHWAY TO HELL!
HIGHWAY TO HELL
HIGHWAY TO HELL!
HIGHWAY TO HELL!
I'm on the HIGHWAY TO HELL!
HIGHWAY TO HELL!
-PRZEPRASZAM PANIĄ!!
Zdjęłam słuchawki z uszu i spojrzałam pytającym wzrokiem na stewardessę.
-Przepraszam, czy mogłaby pani przestać śpiewać. Pasażerowie się skarżą.
Rozejrzałam się wokół siebie. Gdzieś z przodu kobieta słuchała muzyki przez słuchawki, prawdopodobnie w ogóle mnie nie słysząc, po drugiej stronie samolotu starsza pani chrapała z głową opartą o okno. Fuuuj, ślini się... Tylko z tyłu samolotu siedział urzędas w garniaku i łypał na mnie gniewnym okiem znad jakichś papierów. Uśmiechnęłam się do niego szeroko i pomachałam. Prychnął, mruknął coś pod nosem i wlepił wzrok w swoje kartki.
-Jasne, - zwróciłam się do stewardessy - przepraszam.
Kobieta podziękowała mi uśmiechem.
-Czy czegoś pani potrzeba?
-Taak, zawrócić samolot do Polski. - kobieta ponownie się uśmiechnęła. - Nie, dziękuję, jest dobrze. Wie pani kiedy wylądujemy w Londynie? - zapytałam.
-Za około godzinę będziemy na miejscu.
-Dziękuję.
Pewnie teraz myślicie "o co w tym wszystkim chodzi?". Cóż, sama do końca nie wiem. Jedyne co wiem, to że dwa dni temu, w piątek, mama przyszła do mojego pokoju i oznajmiła mi:
-Jedziesz na ferie do taty.
Prosiłam, groziłam, błagałam, płakałam i krzyczałam. Na nic się to zdało. Jedynie obie z mamą się na siebie obraziłyśmy i nie odzywałyśmy do następnego popołudnia. Teraz prawdopodobnie nadal zastanawiacie się, o co tu chodzi, czemu nie chcę jechać do ojca. Ale to już wam mogę wytłumaczyć. Mój ojciec - Daniel Gado, lat 44, cztery lata temu wyjechał do Londynu, gdzie jego przyjaciel załatwił mu bardzo dobrze płatną pracę w jednej z filii firmy jego ojca. Nie wracał przez dwa lata. Dzwonił, pisał, dzwonił i pisał, przesyłał prezenty na urodziny, święta. Ale się nie pojawiał. Kiedy wrócił, rodzice oznajmili, że się rozwodzą. I podobno to wcale nie przez to, że ojciec znalazł sobie kogoś tam, w Anglii. Chociaż, właściwie to jeszcze przed jego wyjazdem między rodzicami nie zbyt się układało. Ale to nie zmienia faktu, że zostawił mamę i nas, wyjeżdżając z dnia na dzień. W ciągu tych dwóch lat widziałam go raz. Pół roku temu w Wielkanoc. Przyjechał w niedzielę rano, a we wtorek rano wyjechał. I tyle go widzieli... Luiza, moja młodsza siostra, zachwycona jest każdym kontaktem z ojcem. Czy to mailem, czy to telefonem, czy to listem. Tym ostatnim najbardziej. Od kiedy nauczyła się pisać i czytać, cały czas pisze z ojcem listy. Za to ja, unikam go jak ognia. Oczywiście, kocham ojca, ale nie potrafię mu wybaczyć tego, że tak łatwo przyszło mu porzucenie nas. Nie wyobrażam sobie, jak mam spędzić z nim najbliższy miesiąc. Tak, dobrze słyszeliście, miesiąc. Zostanę w Anglii na całe święta, a potem także przez okres moich ferii zimowych. Miałam oczywiście plany, mieliśmy pojechać grupą w góry. Odkładałam na ten wyjazd przez cały rok. A zaraz po powrocie mieliśmy także pojechać na koncert do Warszawy. Koncert, którego wyczekiwałam od dawna. Ale mama za nic wzięła sobie moje plany, o których zresztą doskonale wiedziała, i ustaliła z ojcem, że do niego pojadę. Ja, oczywiście, dowiedziałam się o wszystkim ostatnia...

Tak więc teraz siedziałam w tym nędznym samolocie, odbywając podróż do piekła. Bo nie wierzę, że będzie inaczej. Od czterech lat nie przeprowadziliśmy na żywo normalnej rozmowy, a od dwóch lat nawet przez telefon nie zamieniliśmy więcej nić po dwa zdania. Nie ukrywam, że z mojej winy... A teraz mam spędzić z nim sam na sam miesiąc. Cały miesiąc. A nawet więcej. Sześć tygodni. SZEŚĆ. Czterdzieści dwa dni. Tysiąc osiem godzin. Sześćdziesiąt tysięcy czterysta osiemdziesiąt minut.

1 komentarz:

  1. Ciekawe... Zapraszam na swojego blga-http://marzeniem-zyc.blogspot.com/

    OdpowiedzUsuń