I oto jestem. Jest pół godziny po czwartej rano, a ja stoję
sama na środku wielkiego Heathrow, nie mając pojęcia co ze sobą zrobić. Ojciec
miał mnie odebrać z lotniska. Mówił, że będzie na mnie czekać, ale nawet nie
zainteresowałam się tym, gdzie ma czekać. Nie pomyślałam też, żeby wziąć numer
telefonu, czy adres, by w razie czego sama dojechać do jego domu. Brawa dla
mnie! Jednak po paru minutach bezsensownego kręcenia się po lotnisku,
usłyszałam swoje imię.
-Gaba! Gabryś!
Odwróciłam się o 180 stopni i zobaczyłam ojca próbującego
przecisnąć się przez grupę Japońskich turystów. Miał rozpięty płaszcz,
niechlujnie, w pośpiechu zarzucony na szyję szalik. Policzki i nos były
czerwone od zimna panującego na zewnątrz. Na czarnych włosach i na ramionach
leżał topniejący w coraz szybszym tempie śnieg. Ojciec w końcu przedarł się
przez lekko zdezorientowanych Japończyków, i dobiegł do mnie, biorąc mnie w
ramiona i mocno do siebie przytulając. Mimowolnie wtuliłam się w niego,
obejmując mocno ramionami.
-Jak ja się stęskniłem. - powiedział całując mnie najpierw
gdzieś we włosy, a potem w czoło.
„Jak się stęskniłeś, to mogłeś przyjechać” pomyślałam, ale
nie powiedziałam tego głośno.
-Cześć, tato. - odezwałam się w końcu.
-Jak podróż? - zapytał biorąc moje walizki i ciągnąc je w
stronę wyjścia.
-Normalnie. Dobrze. - odpowiedziałam, ruszając za nim.
-W domu wszystko w porządku?
-Mhm. - mruknęłam. Ojciec spojrzał na mnie tym wzrokiem i
już wiedziałam, że za chwilę czeka mnie wykład o tym, że on wie, że ja nie
popieram jego decyzji, i że on chciałby więcej z nami przebywać, ale między nim
a mamą się od dłuższego czasu nie układało, a z Elizabeth jest szczęśliwy, bla,
bla, bla...
-Gabryś...
-Luśka napisała ci list. - przerwałam mu. Już tyle razy
słyszałam tę samą gadkę, że znam ją na pamięć. - Stwierdziłyśmy razem, że
szybciej będzie jeśli przekażę ci go osobiście, niż pocztą. Kazała odpisać ci
jeszcze dziś. - powiedziałam, szukając w torbie koperty od siostry i potrącając
połowę mijających mnie ludzi. - Ach, już wiem, gdzie. - przypomniałam sobie i
sięgnęłam do kieszeni płaszcza, który miałam przerzucony przez ramię.
Wyciągnęłam lekko pogniecioną kopertę i podałam ojcu. Spojrzał na mnie wymownie
i od razu załapałam, że nie ma jak go wziąć, bo przecież ciągnie moje dwie
walizki. - To dam ci go w domu. - powiedziałam, wrzucając list do torby.
Zatrzymaliśmy się przy samym wyjściu żebym mogła się ubrać, po czym wyszliśmy
na mroźne, wietrze zewnątrz.
-Ale piździ. - jęknęłam, naciągając mocniej na uszy czapkę.
-Gabrysia!
-Znaczy się zimno jest. Gorzej niż w Polszy.
-W zeszłym tygodniu rozpętała się tu prawdziwa zima. -
oznajmił. - To nasz samochód. - zatrzymał się przy dużym, czarnym Hummerze. Woow.
- Ma tak być przez najbliższy miesiąc. - wrócił do tematu pogody, a ja omal nie
wsiadłam do auta ze złej strony, w ostatniej chwili przypominając sobie o
panującym w Anglii ruchu lewostronnym.
-Och, no idealnie wręcz. Tylko marzyłam, żeby z zimnej
Polski trafić do jeszcze zimniejszej Anglii. Wypas.
-Daj spokój, nie będzie tak źle. - odpalił auto i wyjechał
na ulicę, a ja powstrzymałam się od sceptycznego komentarza. - Kiedyś nie
mogłaś się doczekać śniegu i...
-Śnieg lubię. Nie lubię, kiedy jest tak wietrznie i mroźno.
-Za to miej do mamy pretensje. To po niej to masz.
-Taaa... niechęć do mrozów, długie nogi, proste zęby, szybką
przemianę materii, lenistwo i niewyparzoną gębę. A po tobie tylko włosy.
-Mocne, ciemne i zdrowe. Chyba nie masz na co narzekać.
-Mogłyby nie odrastać tak szybko.
-Szybko? Od czasu, kiedy się ostatnio widziałem, nie urosły
ci prawie wcale.
-To było pół roku temu. Od tego czasu podcinałam je dwa
razy.
Nic nie odpowiedział. Ja też już nic nie mówiłam, tylko
gapiłam się w okno, na otaczające mnie miasto.
-Już prawie jesteśmy na miejscu. - oznajmił, kiedy
przejeżdżaliśmy przez osiedle domów jednorodzinnych.
-Wydawało mi się, że mieszkasz w wieżowcu. - powiedziałam,
bo nigdzie w okolicy takowych nie widziałam.
-Kupiłem dom. Teraz mieszkamy tutaj.
-MieszkaMY? - zapytałam, podkreślając ostatnią sylabę.
-No tak. Ja, Elizabeth i jej dzieci.
-ŻE CO?! Kiedy zamierzałeś mi o ty powiedzieć?
-Myślałem, że wiesz. Mówiłem o tym mamie, nawet Luiza o tym
wie. - odpowiedział z tym swoim wkurzającym spokojem.
No tak, czyli pewnie Luśka mówiła mi to podczas jednego z
jej słowotoków po przeczytanym liście od ojca, relacjonując co u niego nowego,
kiedy ja byłam zajęta czym innym i tylko przytakiwałam od czasu do czasu, by
myślała, że jej słucham.
-Nie wiedziałam. - bąknęłam i zaczęłam modlić się, by te
dzieci nie okazały się jakimiś małolatami, które będę musiała pewnie niańczyć,
albo nadętymi nastolatkami, z którymi nie będzie szło się dogadać. Spojrzałam
na zegarek – 5:20. Czyli pewnie będę miała okazję przekonać się o tym dopiero
za parę godzin, bo raczej nie zerwą się o tej porze na nogi, by przygotować mi
komitet powitalny. Przynajmniej ja bym się nie zerwała... W końcu ojciec
zatrzymał auto przed dużym, kremowym domem z niedużym ogródkiem. Tata zostawił
auto na krawężniku.
-Witaj w domu. - powiedział z uśmiechem.
-Nie zajeżdżasz na podwórze?
-Nie, za kwadrans muszę wyjechać do pracy,
-I zostawisz mnie tu samą?
-Daj spokój, nie będziesz przecież sama. Elizabeth ma dziś
wolne, Jennifer nocowała u koleżanki, ale pewnie wróci zanim się obudzisz. A w
domu zawsze jest ciocia Elizabeth, Emma. Och, jak ona gotuje! Nie będziesz
chciała stąd wyjeżdżać!
-Ale ja nie znam tych ludzi!
-No to poznasz. Jenny jest trzy lata starsza od ciebie, ale
na pewno się dogadacie. Też uwielbia ten zespół, jak mu tam... Linkin Pank.
-Park. - jęknęłam z nutką irytacji w głosie.
-Haha, Jen też zawsze mnie poprawia, z tą samą irytacją w
głosie. Na sto procent się dogadacie!
-Taaa, na pewno. - mruknęłam. - Chodźmy już. Chcę to mieć za
sobą. - powiedziałam i wysiadłam z auta. Rozejrzałam się wokół. Pierwsze
skojarzenie, jakie od razu mi się nasunęło, to Wisteria Lane z „Gotowych na
wszystko”. Taka sama ulica, podobne domy. Z tym, że już po samych wnętrzach
widać było, że to bogata okolica i nie tak sąsiedzka, jak ta filmowa. Każda
posiadłość miała minimum półtorametrowe ogrodzenie/siatkę/płot i potężną bramę,
broniącą wjazdu na jej teren.
Dom taty otoczony był ładnym, brązowym płotem, niewiele
niższym ode mnie. Skoro ja mam skromne sto sześćdziesiąt centymetrów, ten płot
mierzył jakieś sto pięćdziesiąt pięć centymetrów. Wjazdu strzegła brama, taka
sama jak płot, zapewne automatyczna. My jednak weszliśmy przez bramkę. Tata od
razu podał mi kod otwierający ją. Zapisałam go w telefonie, na wypadek
zapomnienia. Szliśmy po zaśnieżonym chodniku kilka metrów, mijając ośnieżony
ogródek, w którym stały jedynie dwa drzewa, w niedużej odległości, przy drugiej
stronie płotu. Szeroki wjazd prowadził do garażu przybudowanego przy domu, a
chodnik do drzwi wejściowych. Zauważyłam jednak, że ciągnie się dalej przy
ścianie i skręca razem z załamaniem ściany w prawo. Potem zobaczę, gdzie
prowadzi. Tata otworzył potężne, dębowe drzwi i zaprosił mnie gestem ręki do
środka. Hol robił wrażenie. Był duży i przestronny. Jak poinformował mnie
ojciec, pierwsze drzwi na lewo prowadziły do kuchni połączonej z jadalnią, a
następne do sypialni ciotki Emmy. Pierwsze drzwi na prawo prowadziły do
piwnicy, pralni i garażu, następne do salonu, a ostatnie do sypialni taty i
Elizabeth. Naprzeciw wejścia znajdowały się ciemne, drewniane, lekko skręcające
schody prowadzące do pokojów dzieci Elizabeth, a także dwóch gościnnych, z
czego jeden przeznaczony był dla mnie. Na lewo od balkonu pokój ma Jennifer, a
naprzeciw niej jest gościnny. Po prawo od balkonu jest pokój Kierana, a
naprzeciw mój. Pod balkonem jest wyjście na werandę i do dużego ogrodu, a po
prawej gabienet-biblioteka i łazienka. Każdy z pokoi na górze miał oddzielną,
niedużą łazienkę z prysznicem. Kiedy ojciec opowiadał mi to wszystko,
rozebrałam się i rozejrzałam dokładnie po pomieszczeniu.
-No to tak ogólnie, to by było na tyle. Mam nadzieję, że
będziesz się tu dobrze czuła.
Otoczona tą elegancją i wypasem – na peewno, tatku, nie masz
co się martwić.
-Po domu możesz chodzić w jakich butach chcesz, bylebyś
zmieniła je po przyjściu z dworu. - powiedział widząc, że jestem na bosaka.
-Okej. Potem wyciągnę coś z bagażu.
Ojciec spojrzał na zegarek.
-Czas mnie goni. Chodź, pokażę ci pokój. - powiedział i
ruszył z moimi walizkami schodami w górę. - I przepraszam cię najmocniej, ale
póki co będziesz musiała dzielić łazienkę z Kieranem.
-Co? Czemu?
-Zbudowaliśmy wspólną, z przeznaczeniem dla Jen i Kierana. W
starym domu też dzielili łazienkę i myśleliśmy, że im się to podobało.
Najwyraźniej z wiekiem przeszła im ochota na posiadanie czegokolwiek wspólnego
poza datą urodzenia. To bliźniaki. - wyjaśnił. - Planujemy przebudowanie
łazienki na dwie, ale chcemy poczekać z tym do lata. Z łazienki można wyjść do
pokoju, ale z pokoju nie można wejść do łazienki, więc nie ma obawy, że jedno
wejdzie, gdy drugie będzie w środku. Można wejść tylko z korytarza.
-No dobra. - westchnęłam. - Może jakoś przeżyję.
Cóż, z takim pokojem, to przeżyję na pewno! Duże łóżko,
wielka czerwona sofa postawiona przed plazmą. Pod telewizorem półka z DVD.
Zdziwiłam się widząc na niej ulubione filmy.
-Przemaglowałem mamę.-wyjaśnił ojciec.
Duża szafa. Ba, cała garderoba! Toaletka. Półka na płyty, po
części zapełniona moimi ulubionymi pozycjami. Niepotrzebnie, bo i tak wszystko
mam na komputerze, ale zauważyłam też kilka albumów, których nie posiadałam, a
ściągnęłam z internetu. Zawsze to będę miała czystsze sumienie wiedząc, że mam
na odtwarzaczu oryginalne kawałki. Na biurku stojącym pod oknem leżały dwa
nieduże pakunki.
-Co to? - zapytałam.
-Otwórz, to zobaczysz. A teraz przepraszam, Gabi, ale musze
lecieć do pracy.
-Och cholera jasna! Zaspałam!