piątek, 28 czerwca 2013

#34. My life would suck without you.


-Wilshere'owie wrócili! - zawołał głośno Aaron, kiedy tylko zobaczył mnie i Jacka w drzwiach baru.
-Gabe Wilshere. Brzmi nieźle. - powiedział Jack do mojego ucha.
-Małe kroczki, Jacky. - odpowiedziałam, na co chłopak się zaśmiał i cmoknął mnie w policzek. Zdjęliśmy kurtki i rzuciliśmy się w wir imprezy. Chłopaki oczywiście nie mogli zabalować ze względu na jutrzejszy mecz, ale to nie przeszkodziło nam w zabawie. W końcu musiałam wyjść za zewnątrz, żeby zaczerpnąć świeżego powietrza i trochę podtruć się nikotyną. Odpaliłam papierosa i zaciągnęłam się dymem. Uwielbiałam to, jak kojąco na mnie działał. Czułam, jak powoli rozchodzi się po całym moim ciele, uspakajając mnie.
-Robertowi by się to nie spodobało.
Podskoczyłam, wystraszona nagłym pojawieniem się Tomka. Stłumiłam chęć przestawienia mu nosa. Zamiast tego po raz kolejny zaciągnęłam się papierosem.
-Robertowi nie spodobałoby się wiele rzeczy. Na przykład to, że przespałeś się z jego siostrą. - powiedziałam, wypuszczając dym z płuc. - Albo to, że próbowałeś rozwalić jej pierwszy, prawdziwy związek.
-Proszę cię, Gaba. Prawdziwy? - parsknął. - Oboje wiemy, że skończy się tak samo jak każdy inny.
-Gówno wiesz, Tomek. - warknęłam, wyrzucając resztki papierosa w śnieg. Byłam tak cholernie wściekła! - I co ty w ogóle  chciałeś osiągnąć, co? Przyłazisz do mojego domu, prowokujesz mojego chłopaka do bójki a potem bezczelnie uciekasz. Jak tchórz! I jeszcze ta gadka, że niby mnie kochasz, że wrócisz za mną do Polski i mnie zdobędziesz? Odjebało ci całkiem?!
-Najwyraźniej tak! Bo zakochałem się w siostrze mojego najlepszego przyjaciela! Zamiast spróbować swoich szans z nią, musiałem patrzeć jak spotyka się z całą gromadą różnych frajerów! Zaczynałem już myśleć, że coś z tobą nie tak, że ty po prostu nie potrafisz kochać! A potem spotkałem cię w Domino! I kiedy powiedziałem sobie, że spróbuję ostatni raz, okazuje się, że ty już jesteś zajęta! Ale obiecałem sobie i zamierzam to zrobić. Zamierzam spróbować.
-Co? Tomek, co ty pieprzysz? - zapytałam. Odpowiedź, jaką dostałam, totalnie mnie zamurowała. Tomek przyciągnął mnie do siebie i przycisnął swoje usta do moich. Byłam tak zaskoczona, że przez chwilę nie mogłam nic zrobić. Na szczęście zdrowy rozsądek szybko do mnie powrócił i odepchnęłam go od siebie. Zanim zdążyłam cokolwiek powiedzieć, Wojtek już był obok niego i wymierzył mu cios w twarz.
-Wojtek! - krzyknęłyśmy obie z Wiktorią. Odciągnęłyśmy go, a potem Polka podeszła pod Tomka, by zatrzymać go w razie, gdyby chciał oddać cios.
-Bronisz go? - zapytał mnie zaskoczony i wściekły.
-Nie, nie bronię. Ale twoje dłonie chyba nie powinny być marnowane na obijanie twarzy...
-Frajerowi, który zarywa do dziewczyny mojego przyjaciela? - dokończył. - Poświęcę się.
-Wojtek... - zaczęłam proszącym głosem. Wiktoria ciągle cicho rozmawiała z Tomkiem.
-Co tu się dzieje? - głos Jacka rozległ się z tyłu. Wojtek uśmiechnął się zadowolony. - Co on tu do cholery robi? - ton głosu Wilshere'a zmienił się diametralnie, kiedy zobaczył przyjaciela mojego brata. Spojrzał najpierw na mnie, potem na Szczęsnego.
-Powodzenia, stary. - Wojtek zaśmiał się sztucznie do Tomka, a potem wziął swoją dziewczynę za rękę i skierował się w stronę lokalu. Chwyciłam Anglika za rękę, drugą obejmując jego ramię, by mieć większą siłę do zatrzymania go. Tak na wszelki wypadek.
-Zapytam tylko raz. - odezwał się Jack, siląc się na spokój. - Po cholerę tu przyszedłeś? - Zanim Tomek zdążył odpowiedzieć, Wilshere skierował wzrok na mnie. - Zaprosiłaś go tu? - zapytał z wyrzutem, ale jedno moje spojrzenie posłużyło mu za odpowiedź. Powrócił wzrokiem do Polaka.
-Przyszedłem się pożegnać z Gabą. Zanim znowu się spotkamy. W Polsce, za dwa tygodnie. - na jego usta wpłynął ten cwaniacki uśmiech.
-Jack, proszę. - odezwałam się, kiedy wyczułam, ze chłopak próbuje mi się wyrwać. Spojrzałam na niego, a on na mnie. - Wróć do środka. Dołączę do was, jak skończę tutaj. Proszę.
Widziałam, jak walczy ze sobą, ale w końcu kiwną głową, więc go puściłam.
-Idź, może będę miał okazję, żeby znowu ją pocałować. - powiedział Tomek pewnym głosem. Czemu on się nie może, do cholery, zamknąć?! Jack spojrzał na mnie, szukając potwierdzenia, a raczej zaprzeczenia.
-Pocałował mnie, ale go odepchnęłam. - odpowiedziałam. Ruszył w stronę Tomka. - Jack, daj spokój, to nie jest tego... - nie dokończyłam, bo chłopak już uderzył Polaka, który upadł w śnieg - ...warte - westchnęłam. Na szczęście, skończyło się tylko na tym jednym uderzeniu.
-Trzymaj się od niej z daleka, bo ostrzegam, skończy się gorzej. - jego głos był niski i taki... cholera, groźny. Nie widziałam go jeszcze takiego. W jakiś dziwny sposób mi się to podobało. Wrócił do mnie. - Czekam na ciebie w środku, Słońce. - powiedział, a potem, upewniając się, że Tomek patrzy, pocałował mnie. Jeden pocałunek, a sprawił, że kolana się pode mną ugięły. Uśmiechnął się do mnie i wrócił do baru.
-Przepraszam, Tomek. Ale dobrze wiesz, że ci się należało. - powiedziałam. - Wracaj do domu. - dodałam i skierowałam sie w stronę baru.
-Do zobaczenia w Polsce. - zawołał za mną. Nie zareagowałam i weszłam do budynku. Odwiesiłam kurtkę i od razu podeszłam do Jacka, który stał oparty przodem o bar i rozmawiał ze Stevenem. Niepewnie wsunęłam dłoń pod ramię jego ramię. Nie przerywając rozmowy spojrzał na mnie i posłał mi uśmiech. Kamień spadł mi z serca. Jednak chciałam mu to wytłumaczyć. Spojrzałam znacząco na Steve'a. Ten od razu załapał aluzję i poszedł na salę. Ścisnęłam mocniej ramię Jacka, chcąc zwrócić na siebie jego uwagę. Odwrócił się bokiem, odstawił szklankę na blat i spojrzał na mnie z zaciekawieniem. Nie wiedziałam, co powiedzieć. Powinnam go przeprosić?
-Miał okazję, żeby znowu cię pocałować? - zapytał. Starał się obrócić pytanie w żart, ale słyszałam odrobinę żalu i zazdrości w jego pytaniu. Widziałam, jak sama myśl o tym na niego działa. Nieznacznie zacisnął dłonie w pięści, jakby starał się zwalczyć narastającą w nim złość. Zaprzeczyłam ruchem głowy, by nie trzymać go dłużej w niepewności.
-Nie pozwoliłabym mu na to. - odezwałam się w końcu. - Przepraszam, wziął mnie z zaskoczenia. Nie wiedziałam, co się dzieje.
-I wraca za tobą do Polski. - powiedział bezbarwnym głosem.
-To nie ma znaczenia. Nie obchodzi mnie to. Po tym, co jak się zachował, co powiedział... Nie chcę mieć z nim więcej do czynienia.
-Co ci powiedział? - zainteresował się Jack.
-Nic takiego... - przerwałam pod wpływem jego spojrzenia. - Okej. Tylko nawet się tym nie przejmuj! Dla mnie to nic nie znaczy. - powiedziałam, czym w ogóle go nie uspokoiłam. Czekał niecierpliwie na to, co powiem dalej. - Powiedział, że mnie kocha i coś w stylu że spróbuje mnie zdobyć.
Ponownie odwrócił się przodem do blatu, zaciskając dłonie na stojącej przed nim szklance, jakby chciał ukryć złość. Miałam wrażenie, że szkło za chwilę rozsypie sie w drobny mak.
-Jack. - odezwałam się. Spojrzał na mnie, ale jego uścisk wokół szklanki w ogóle nie zelżał. Z trudem wsunęłam palce między jego dłoń, a szkło. Jednak kiedy już to zrobiłam, bez trudu zabrałam jego rękę. Splotłam nasze palce, a drugą ręką objęłam jego szyję. Wspięłam się na palce i delikatnie musnęłam jego usta. Poczułam jego drugą dłoń na mojej talii. Kiedy przerwałam pocałunek, żadne z nas się nie odsunęło. Oparł swoje czoło o moje.
-Znam go już kilka dobrych lat i nigdy nie był dla mnie nikim więcej niż przyjacielem. Ciebie znam miesiąc, a jesteś dla mnie całym światem.
Moje słowa wywołały uśmiech na jego twarzy. Uśmiech, oraz moje ukochane dołeczki. Przejechałam dłonią po jego policzku, a kiedy dotarłam do wgłębienia, zatopiłam w nim opuszek palca, co jeszcze bardziej rozbawiło chłopaka.
-Chodźmy do reszty. Chcę ich jeszcze trochę pognębić, zanim wyjdziemy. - zaśmiałam się. Cmoknęłam go w policzek, a potem pociągnęłam do reszty.
-Kocham cię. - powiedział cicho, pochylając się nad moim uchem. Objął mnie w talii i dołączyliśmy do pozostałych gości w barze.

-Mogę prosić o chwilę uwagi? - Aaron i Kieran pojawili się na scenie, przy mikrofonie.
-Błagam, powiedzcie, że nie będą śpiewać. - spojrzałam z nadzieją na Jen i Leę. Te się zaśmiały i uspokajająco pokręciły głowami.
-Nie, Gabę, to ty nam zaśpiewasz. - odezwał się Kieran. Ups! Usłyszeli... Ale zaraz, jak to ja?!
-Dawno tu nie śpiewałaś, no i przez jakiś czas nie zaśpiewasz. A że wszyscy uwielbiamy jak śpiewasz, musisz to zrobić. - powiedział Aaron. Wywróciłam teatralnie oczami, ale z uśmiechem podeszłam do czekających na mnie na scenie chłopaków.
-To co mam zaśpiewać? - zapytałam.
-Pozwoliliśmy sobie wybrać już piosenkę. Wiemy, że ci się spodoba, bo jej tytuł idealnie oddaje uczucia, jakie do nas wszystkich żywisz. - wyszczerzył się Ramsey. Uściskał mnie, Kieran tak samo, a potem obaj zeskoczyli ze sceny zostawiając mnie samą z nieznaną mi piosenką. Byłam piekielnie ciekawa, co to na numer. Parsknęłam śmiechem, kiedy usłyszałam pierwsze dźwięki piosenki. Całkowita racja, chłopaki. Może życie na bank było by beznadziejne bez was. A już zdecydowanie mniej kolorowe. 

Guess this means you're sorry
You're standing at my door
Guess this means you take back
All you said before
Like how much you wanted
Anyone but me
Said you'd never come back
But here you are again

'Cause we belong together now
Forever united here somehow
Yeah you got a piece of me
And honestly
My life would suck without you

Zdjęłam mikrofon ze statywu i zeskoczyłam ze sceny. Zaczęłam przechadzać się między zebranymi, co chwila kogoś zaczepiając.

Maybe I was stupid for telling you goodbye
Maybe I was wrong for trying to pick a fight
I know that I've got issues
But you're pretty messed up too
Either way I found out
I'm nothing without you

Przyciągnełam do siebie Leę i Jen, by pomogły mi śpiewać refren.

'Cause we belong together now
Forever united here somehow
Yeah you got a piece of me
And honestly
My life would suck without you

Powoli zaczęłam wracać na scenę, by stamtąd dokończyć piosenkę

Being with you is so dysfunctional
I really shouldn't miss you
But I can't let you go
Oh Yeah

'Cause we belong together now, yeah
Forever united here somehow
Yeah you got a piece of me
And honestly
My life would suck without you

W ostatnim refrenie dałam z siebie wszystko. Oddychając ciężko z uśmiechem na twarzy i lekkim rumieńcem na policzkach zebrałam owacje od przyjaciół.
-Cholera, będę tęsknić za wami. - powiedziałam, czując jak łzy zbierają mi się w oczach. Zeszłam ze sceny i utonęłam w ramionach dziewczyn, Aarona, Kierana, Jacka, Cesca i reszty. Popłakałam się na dobre.  Starałam się pocieszać myślą, że to przecież to wcale nie tak długo. Raptem parę miesięcy i znowu tu wrócę. Ale jednak ciężko było mi się uspokoić. Nie dało się ukryć, pokochałam tych ludzi.

Siedzieliśmy w ciszy, ciesząc się ostatnimi chwilami w swojej obecności. Jack skupiony był na drodze, ale jego lewa dłoń ani na chwilę nie puszczała mojej. Cały czas wodził kciukiem w tę i z powrotem, delikatnie łaskocząc moją skórę. Ciągle się uśmiechałam. Kto by pomyślał, że moja wyprawa do Anglii zakończy się w taki sposób? Wyjeżdżam stąd bogatsza o dwójkę rodzeństwa, nowych przyjaciół, wspaniałego chłopaka. No i jako zaakceptowany przez cały skład kibic Arsenalu.
-Jack? - odezwałam się cicho. Spojrzał na mnie, przez chwilę łapiąc kontakt wzrokowy, ale zaraz wrócił spojrzeniem na ulicę. - Możemy pojechać na stadion? - zapytałam. Nie wiem czemu, ale czułam tę dziwną potrzebę, żeby się tam znaleźć.
-Jasne. - uniósł nasze splecione ręce, całując moją dłoń i skręcił w prawo. Nie pytał o nic. Po prostu tam pojechał. Parę minut później byliśmy na miejscu. Chłopak bez problemu wprowadził nas na teren stadionu. Na chwilę znaleźliśmy się w ciepłym wnętrzu budynku, ale niedługo później znowu owiał nas chłodny wiatr, kiedy wyszliśmy na trybuny. Widok był niesamowity. Zaledwie parę lamp oświetlało zarówno murawę, jak i trybuny. Z nieba leciały  drobne płatki śniegu, które roztapiały się przy kontakcie z jakąkolwiek przeszkodą.
-Uwielbiam to miejsce. - powiedziała cicho. Bałam się, że każdy głośniejszy dźwięk może zniszczyć całą tę atmosferę i nastrój. Zaczęłam powoli schodzić w dół schodów. Jack posłusznie szedł za mną. W końcu skręciłam w jeden z rzędów siedzeń. Ominęłam kilka siedzeń, by w końcu zatrzymać się i usiąść. Jack usiadł obok mnie, obejmując mnie ramieniem.
-Cieszę się, że twoja mama zmusiła cię do przyjazdu tutaj. - powiedział Jack uśmiechając się.
-Ja też. Jestem jej wina jakiś ogromny prezent. - zaśmiałam się. Nagle Jack ściągnął brwi w zamyśleniu i zaczął rozglądać się wokół siebie. - Coś nie tak?
-Czemu wybrałaś akurat to miejsce? - zapytał przyglądając mi się.
-Nie wiem. Po prostu szłam przed siebie. Czemu?
-Nie, nic. Pewnie coś mi się tylko pomyliło. Byłem pijany i...
-Kiedy? Jack, powiedz mi. - nalegałam.
-Wtedy, kiedy ojciec Aarona był w szpitalu. Kiedy przyjechałem tu i piłem. A potem przyszłaś ty i rozmawialiśmy.
-I powiedziałeś, że mnie kochasz. - dodałam z uśmiechem na twarzy.
-Właśnie. Jestem prawie pewien, że to mniej więcej to samo miejsce. - wyjaśnił. Zdziwiona uniosłam brwi. Nigdy nie kręcił mnie ten cały romantyczny, sentymentalny badziew i tandetne teksty, ale nigdy nie byłam zakochana. A to co teraz miało miejsce podchodziło mi pod romantyczną sytuację. Poczułam ciarki na całym ciele, ale bynajmniej nie z powodu ujemnej temperatury. Rozejrzałam się wokół. Tak, to całkiem prawdopodobne, że to jest to samo miejsce. Szeroki uśmiech pojawił się na mojej twarzy. Przekręciłam głowę by spojrzeć na Jacka. Wpatrywał się gdzieś przed siebie, pochłonięty własnymi myślami. Delikatnie chwyciłam go za podbródek i odwróciłam w swoją stronę, składając na jego ustach pocałunek.
-Kocham cię. - powiedzieliśmy oboje, a chwilę później zaśmialiśmy się.
-Chodź. - odezwał się Jack, odzyskując powagę i podniósł się. Niepewnie chwyciłam jego wyciągniętą dłoń i podążyłam za nim. Zeszliśmy na sam dół, a potem weszliśmy na murawę boiska. Jack obrócił mnie o 360 stopni, a potem przyciągnął do siebie. Moją lewą dłoń położył na swoim ramieniu, a prawą złączył ze swoją lewą. Jego druga dłoń powędrowała na dół moich pleców, jeszcze bardziej mnie do niego przybliżając.
-Co ty robisz? - zaśmiałam się.
-Zatańcz ze mną. - powiedział cicho do mojego ucha.
-Bez muzyki?
Westchnął i wyjął z kieszeni kurtki swój telefon. Chwilę coś w nim pogrzebał i w końcu popłynęła muzyka. Spokojna, powolna. Wsunął urządzenie do kieszeni spodni i powróciliśmy do poprzedniej pozycji. Zaczęliśmy się delikatnie bujać w rytm muzyki. Oparłam głowę o jego tors i napawałam się tą chwilą, słuchając słów piosenki. Po którymś z kolei refrenie, zaczęłam cicho nucić słowa piosenki.
-Nobody knows it but you've got a secret smile and you use it only for me. - odchyliłam głowę, by móc spojrzeć na Anglika. Miałam nadzieję, że na jego twarzy będzie widniał uśmiech, w akompaniamencie uroczych dołeczków w policzkach. - Nobody knows it but you've got a secret smile and you use it only for me. - zaśpiewałam ponownie, przejeżdżając palcami po prawym policzku chłopaka. Uśmiechnął się jeszcze szerzej i pochylił się, by pocałować czubek mojego nosa.
Najchętniej zostałabym tam przez całą noc, ale niestety. Jack miał jutro mecz, a ja samolot do domu. W dodatku nie byłam nawet do końca spakowana.
Droga do mojego domu nie zajęła nam wiele czasu. Nawet mimo tego, że Jackowi nie specjalnie się spieszyło. W końcu jednak dojechaliśmy. Wysiedliśmy z samochodu, by się pożegnać.
-O której masz jutro lot? - zapytał, opierając się o drzwi auta, które przed chwilą za mną zamknął. Ja stałam naprzeciw niego, oplatając dłońmi jego szyję.
-Nie wiem. Chyba jakoś koło południa. - burknęłam. Kiwnął głową bez entuzjazmu.
-Mecz jest o 13. Przyjadę jeszcze rano, okej?
-Zostań. - szepnęłam niemalże błagalnie. Wiedziałam, że odmówi i wcale nie miałam mu tego za złe. Po prostu bardzo chciałam spędzić tę ostatnią noc z nim.
-Pewnie ty też nie dasz się porwać do mnie, hm? - zapytał, trącając mój nos swoim.
-Chciałabym. Ale czeka mnie jeszcze pakowanie.
Kiwnął głową ze zrozumieniem. Sięgnął do kieszeni kurtki i wyjął nieduże, granatowe pudełeczko, przewiązane wstążką. Wyciągnął je w moją stronę.
-To nie jest pierścionek zaręczynowy, prawda? - zaśmiałam się.
-Jeszcze nie. - odpowiedział, puszczając mi oczko. - Otwórz jak już będziesz w pokoju, okej?
Kiwnęłam głową i w podziękowaniu za prezent wpiłam się w jego usta. Świadomość, że to jeden z ostatnich pocałunków, dobijała mnie. Pożegnanie zajęło nam jeszcze chwilę. W końcu odsunęłam się od chłopaka i ściskając pudełeczko w dłoniach, przeszłam przez bramkę. Dopiero kiedy ją zamknęłam, Jack wsiadł do samochodu i odpalił silnik. Obserwowałam go przez metalowe pręty bramki i biłam się z własnymi myślami.
Jebać to!
Szarpnęłam za klamkę, wybiegając na chodnik, żeby zdążyć zanim chłopak odjedzie. Wsiadłam do auta i pocałowałam zaskoczonego Jacka.
-Jedź już, zanim dotrze do mnie, że to kompletnie bez sensu. - powiedziałam. Anglik zaśmiał się i odjechał z piskiem opon.

-Ciiiii! - syknęłam, kiedy drzwi za nami zamknęły sie z głośnym kłapnięciem. Nie chciałam by nasz powrót do domu postawił wszystkich na nogi.
-Spokojnie, nikogo nie ma w domu. - powiedział, pomagając zdjąć mi płaszcz. - Rodzice są za miastem u dziadków, a Sue jeszcze nie wróciła od przyjaciółki.-wyjaśnił, całując mnie w policzek. Chwycił moją rękę i poprowadził na górę, do swojego pokoju. Zapalił jedynie lampkę przy łóżku, ale było to wystarczające źródło światła. Rzuciłam rozpiętą torbę na fotel pod ścianą. Zderzenie sprawiło, że granatowe pudełeczko wysunęło się z niej. Wzięłam je do ręki i spojrzałam na Jacka, który szukał czegoś w swojej szafie.
-Mogę otworzyć je teraz? - zapytałam, delikatnie obracając przedmiot w dłoniach. Chłopak podszedł do mnie z koszulką w ręku i wyciągnął ją w moją stronę. Uśmiechnęłam się szeroko. Wiedziałam, że to moja ulubiona z jego koszulek. Przewiesiłam ją sobie przez ramię i dalej czekałam na jego odpowiedź.
-Otwórz.
Pociągnęłam za jeden koniec wstążki, rozwiązując ją. Odłożyłam ją na bok, zanim otworzyłam pudełeczko. Uśmiechnęłam się na widok tego, co zobaczyłam w środku. Delikatny srebrny łańcuszek z zawieszką z numerem '19'. Moja szczęśliwa liczba, jego numer w klubie. Nie musiał pytać, czy mi się podoba, a ja nie musiałam mu tego mówić. Mój uśmiech był wystarczający.
-Założysz mi go? - poprosiłam. Kiwnął głową i przejął ode mnie łańcuszek. Odwróciłam się do niego plecami i ogarnęłam włosy z szyi, by nie przeszkadzały. Po chwili wisiorek opadł na mój dekolt, a na szyi poczułam jego usta, kiedy obejmował mnie w pasie. Odwróciłam się w jego ramionach. - Dziękuję. - powiedziałam i ucałowałam jego usta, splatając dłonie na jego karku. Przyjrzałam się uważnie jego twarzy. Jego oczom, nosowi, ustom. Każdej maleńkiej zmarszczce, dołeczkom w policzkach. Cholera, ależ będę za nim tęskniła. On również uważnie skanował moją twarz. Jego wzrok zatrzymał się na dłużej na moich ustach i już wiedziałam, co mu chodzi po głowie. Korzystając z tego, że moje dłonie znajdowały się na jego karku, przyciągnęłam go do siebie, łącząc nasze usta w pełnym namiętności pocałunku. Chwytając mnie za biodra przyciągnął mnie do siebie tak, że miedzy nami nie było teraz najmniejszej szpary. Jego dłonie powoli przesuwały się w górę, aż wsunęły się pod moją bluzkę. Nie zatrzymały się jednak, tylko dalej kontynuowały swoją wędrówkę, pociągając za sobą bordowy materiał. Przerwaliśmy pocałunki tylko na moment, tylko po to, bym mogła ściągnąć bluzkę. Jack odrzucił materiał gdzieś na bok, podczas gdy moje usta na nowo odnalazły jego. Kiedy zaczął przesuwać się z pocałunkami w dół mojej szyi i do ramion, wsunęłam dłonie pod jego koszulkę. Tak, jak on wcześniej, powoli przejechałam dłońmi po jego plecach, zagarniając ciemny T-shirt do góry, by po chwili całkowicie się go pozbyć. Powoli zaczęliśmy się przesuwać w stronę łóżka, podświadomie walcząc o to, kto będzie na górze. Ja wygrałam. Jack nie miał gdzie się ruszyć, za sobą miał już tylko łóżko. Popchnęłam go delikatnie, tym samym zmuszając by usiadł na łóżku. Sama siadłam okrakiem na jego kolanach. Jego dłonie wędrowały po moich udach, pośladkach i biodrach. Po chwili położył się na plecach, a ja podparłam się dłońmi po obu stronach jego głowy. Poczułam, że jego dłoń wsuwa się między moją skórę, a zapięcie stanika i to mnie otrzeźwiło. Podniosłam się i usiadłam na jego kolanach, odgarniając do tyłu włosy. Podniósł się, opierając ciężar ciała na łokciach i spojrzał na mnie lekko zdezorientowany moją nagłą zmianą.
-Sue może wrócić w każdej chwili. - wyjaśniłam. Z wyrazu jego twarzy wyczytałam, że kompletnie o tym zapomniał.
-Kurwa. - zaklął i ponownie opadł na plecy. Przesunął się w górę łóżka, kładąc głowę na poduszce i obserwował mnie, kiedy wodziłam dłonią po wyrzeźbionych mięśniach na jego brzuchu. Od czasu do czasu spinał je, kiedy mój dotyk wywoływał łaskotki. W końcu złapał moje nadgarstki i przyciągnął mnie do siebie. Leżeliśmy tak dłuższy czas. Ja na nim, w kompletnej ciszy, niemal bez ruchu. Moja głowa leżała na jego torsie, dzięki czemu mogłam idealnie słyszeć bicie jego serca. Dopóki mój telefon nie zaczął dzwonić.
-Niee... - jęknęłam, oplatając rękami szyję Jacka, jakby ktoś próbował mnie od niego oderwać. Uparte urządzenie ciągle grało, więc w końcu zwlekłam się z łóżka i wygrzebałam telefon z torby. Jen.
-Tak?
-Żyjesz ty w ogóle? - zapytała. - Czy może zgubiłaś się gdzieś na podwórku?
-Ha-ha. Jestem u Jacka.
-Mówiłem... - usłyszałam w tle głos Aarona.
-Powinnaś się go czasem słuchać. Sporadycznie ulęgną mu się w tej główce jakieś dobre pomysły. - zaśmiałam się. Angielka mi zawtórowała, a Ramsey burknął coś, udając obrażonego.
-Nie chcę niszczyć sielanki, jaką zapewne tam macie, ale pamiętaj, że jutro masz samolot o piętnastej. Przed trzynastą musimy wyjechać, a ty jesteś jeszcze nie spakowana.
-Tak, Jen. Wiem. - westchnęłam.
-Nie przeszkadzam już. Dobrej nocy.
-Pamiętajcie o zabezpieczeniu! - krzyknął Aaron, zanim Jennifer zdążyła sie rozłączyć. Głupek. Ledwie zdążyłam odłożyć telefon, poczułam wokół oplatające wokół talii dwie silne ręce, które przyciągnęły mnie do ciepłego torsu. Moje usta rozciągnęły się w uśmiechu, kiedy na szyi zaczęły pojawiać się delikatnie łaskoczące pocałunki. Oparłam głowę o ramię Jacka, nieco przechylając ją w bok, żeby dać mu dostęp do większej powierzchni. Zjechał z pocałunkami w dół i przeniósł je na moje ramię, z którego po chwili zsunęło się ramiączko mojego stanika. Oczywiście, za pomocą chłopaka. Naprawdę nie chciałam tego przerywać. Naprawdę chciałam żeby to trwało dalej. Ale zdawałam sobie sprawę, że to wszystko zmierza w jednym kierunku. I o ile tego chciałam, to jednak nie mogliśmy sobie na to pozwolić, skoro Sue mogła wrócić w każdej chwili. Niechętnie odsunęłam się od niego. Ale nie na długo, ponieważ zaraz zostałam przyciągnięta przez niego z powrotem.
-Jack... - zaczęłam, opierając się dłońmi o jego ramiona. Nie dość skutecznie, bo zdołał się pochylić i zamknąć mi usta pocałunkiem.
-Sue pisała. - objął mnie mocno wokół talii. - Nocuje u przyjaciółki. - powiedział mi prosto do ucha i zostawił pocałunek tuż pod nim. Nie mogłam poradzić nic na to, że na moje usta wpłynął uśmiech.
-Czyli... - zaczęłam, powoli przenosząc dłonie z jego ramion na kark.
-Czyli w domu jesteśmy tylko my.
-Przez całą noc.
-Przez całą noc. - powtórzył. Cholera. Czemu on musi wyglądać tak cholernie seksownie? Przygryzłam wargę, jakby to miało pomóc mi się opanować. Chciałam zobaczyć, jak długo wytrzymamy, które z nas pęknie pierwsze. Cóż, nigdy nie miałam zbyt silnej woli.
-W takim razie powinniśmy wykorzystać to najlepiej jak umiemy. - powiedziałam, zanim przyciągnęłam go do siebie, całując zachłannie. Naprawdę dobrze wykorzystaliśmy tę noc...