poniedziałek, 6 maja 2013

#33. Żadna sprawa nie jest przegrana jeśli choć jeden głupiec o nią walczy.

Na drugi dzień obudziliśmy się dosyć wcześnie, biorąc pod uwagę godzinę, o której wróciliśmy do domu. Jack od razu poszedł do pokoju siostry, by wykraść dla mnie jakieś spodnie. Pomysł z chodzeniem cały dzień w sukience z wczorajszej imprezy niekoniecznie przypadł mi do gustu. Kiedy rodzeństwo weszło do pokoju, ja siedziałam już ubrana w szarą bluzę Jacka. Sue była też na tyle uprzejma, że pożyczyła mi nawet kosmetyki, bym mogła zmyć z twarzy wczorajszy makijaż i zrobić sobie nowy, za co byłam jej ogromnie wdzięczna. Ograniczyłam się jednak tylko do demakijażu. Skórze mojej twarzy przyda się trochę odpoczynku. Kiedy wyszłam z łazienki, Sue nadal była w pokoju brata, gotowa przynieść mi inną parę jeansów, gdyby te okazały się złe. Na szczęście miałyśmy podobne figury i spodnie leżały idealnie.
-Jack, zdajesz sobie sprawę z tego, jak świetną masz siostrę?
-Mam? - zapytał zdziwiony, z zabawnym wyrazem twarzy.
-Masz. Moja twarz w końcu oddycha. - odpowiedziałam, przecierając dłońmi buzię.
-Chwila moment. - odezwała się Sue. - Chcesz mi powiedzieć, że nie masz teraz na sobie ani grama makijażu?! - zapytała podniesionym głosem.
-Yyy... no nie.
-Wow. Jesteś na prawdę śliczna! To znaczy zauważyłam to już wcześniej, ale myślałam, że to z pomocą makijażu. Kurcze, rafiło ci się jak ślepej kurze ziarno. - ostatnie zdanie skierowała do brata.
-No wiesz, przeciwieństwa się przyciągają. - zaśmiałam się, kładąc dłoń na kolanie chłopaka. Oburzenie Jacka zostało zagłuszone przez głośny śmiech jego siostry.
-Kocham tę dziewczynę! - zawołała i nadal się podśmiechując wyszła z pokoju.
Chwilę później poszłam razem z nieco obrażonym Jackiem na dół. Jego rodzice byli bardzo zaskoczeni naszym widokiem, ponieważ nawet nie słyszeli, jak wróciliśmy. Zjedliśmy śniadanie i wypiliśmy kawę w towarzystwie państwa Wilshere. Nie mogłam oprzeć się wrażeniu, że oboje mnie polubili, co mnie strasznie cieszyło. No ale kogo by nie cieszyło? Kiedy rodzice Anglika wyszli, poszliśmy z powrotem do jego pokoju, by wrócić do słodkiego nic nie robienia. Doskonale nam szło to, jakby nie patrzeć, szalenie trudne zadanie, dopóki ktoś nie postanowił nam przerwać, próbując dodzwonić się do Jacka. Chłopak jęknął niezadowolony i zwlekł się z łóżka, by odebrać telefon, leżący na szafce. Przez chwilę rozmawiał w pokoju, ale w pewnym momencie uśmiechnął się przepraszająco w moją stronę i wyszedł na korytarz. Zdziwiło mnie to trochę, ale i zaniepokoiło. Usiadłam po turecku na łóżku i czekałam na jego powrót. Nastąpiło to po mniej więcej dwóch minutach.
-Wszystko w porządku? - zapytałam widząc jego minę, z której nie potrafiłam wyczytać absolutnie nic. Wstałam z łóżka i podeszłam do niego.
-Będę musiał cię zostawić na jakąś godzinkę, okej? - zabrał z krzesła kurtkę i nałożył ją, jakby unikając mojego wzroku.
-Coś się stało? - zaczęłam się już poważnie denerwować. W końcu na mnie spojrzał i uśmiechnął się.
-Nic strasznego. Po prostu przyjaciel w potrzebie. - Uniosłam brwi, wątpiąc w jego słowa. -Naprawdę, Gabe. Ale spokojnie, nie ma takiej sprawy, której Jack Wilshere by nie zaradził. - wyszczerzył się.
-Nie ma co, skromnością to ty nie grzeszysz. - zaśmiałam się, nieco już uspokojona.
-To jak, poradzisz sobie? - zapytał, na co pokiwałam twierdząco głową. - Świetnie. Czuj się jak u siebie. Powiedziałbym Sue, żeby się tobą zajęła, ale jej nie ufam. Jeszcze zacznie wyciągać na mnie jakieś brudy z przeszłości. Kompromitujące historie i takie tam...
-O, chyba umówię się z twoją siostrą na kawę. - powiedziałam, drocząc się z nim.
-Nie potrzebnie podsuwałem ci ten pomysł. - jęknął. - Ale na mnie pora. Postaram się wrócić jak najszybciej. - musnął lekko moje wargi i chciał odejść, ale mu na to nie pozwoliłam. Przyciągnęłam go do siebie, przylegając do niego całym ciałem i oplatając ręce wokół jego szyi mocno pocałowałam. Natychmiast odwzajemnił pocałunek, obejmując mnie w talii, jeszcze bardziej do siebie przysuwając.
-Teraz możesz iść. - powiedziałam, kiedy odsunęłam się od niego na minimalną odległość.
-Teraz nie chcę iść. - ponownie przywarł swoimi ustami do moich. Z ciężkim sercem przerwałam ten pocałunek.
-Nigdzie się nie wybieram, dopóki nie wrócisz. - zapewniłam go. - A o ile dobrze pamiętam, ktoś potrzebuje pomocy niezawodnego Jacka.
Chłopak westchnął przeciągle i odsunął się ode mnie, idąc kilka kroków tyłem. Uśmiechnął się i przy samych drzwiach odwrócił i wyszedł.
Korzystając z wolnego czasu, zadzwoniłam najpierw do Pauli, a potem do mamy. Kobieta próbowała ze mnie wyciągnąć, co to za ważna sprawa, o której chcę z nią porozmawiać, ale po raz kolejny powtórzyłam, że to absolutnie nie jest rozmowa na telefon. Kiedy już zakończyłam drugą rozmowę telefoniczną, postanowiłam udać się do kuchni, zrobić sobie herbaty. Czułam się nieco nieswojo, ale później dołączyła do mnie Sue. Siadłyśmy z gorącymi napojami w salonie i zaczęłyśmy rozmawiać, w międzyczasie zerkając na jakiś serial. Ani się obejrzałam, jak minęły już dwie godziny od wyjścia Jacka. Czas w towarzystwie jego siostry upłynął mi w błyskawicznym tempie. W końcu drzwi wejściowe kłapnęły, a na korytarzu rozległy się kroki.
-Spóźniłeś się. - powiedziałam, kiedy przechodził obok salonu. Zaskoczony zatrzymał się i zajrzał do pomieszczenia.
-Oj nie. Nie podoba mi sie ten widok. - wskazując na nas podszedł do sofy i usiadł obok mnie.
-Spokojnie, nie masz się czego obawiać. - uśmiechnęłam się do niego i pocałowałam w zimny policzek. Chłopak spojrzał uważnie najpierw na mnie, potem na swoją siostrę.
-Ty mały szczurze, gadaj, co jej naopowiadałaś. - gdyby mógł, wzrokiem przewierciłby siostrę, która wybuchła śmiechem. Mi również ciężko było się powstrzymać.
-Nic strasznego. Tylko kilka uroczych historii z waszego dzieciństwa. - wyszczerzyłam się.
-Spokojna głowa, Jacky. W zanadrzu mam jeszcze wiele, wiele gorszych. - powiedziała blondynka z cwaniackim uśmiechem.
-Serio?! - spojrzałam na nią z nadzieją.
-Nie ośmielisz się. - chłopak ostrzegawczo wycelował palec w siostrę.
-Im lepszym bratem dla mnie będziesz, tym mniejsze prawdopodobieństwo na to.
-Nie przeginaj...
-Dopiero zaczynam, braciszku. - wyszczerzyła się z satysfakcją.
-A jak u ciebie? Przyjaciel uratowany? - wtrąciłam, przerywając rodzeństwu dyskusję. Jack wydał z siebie jęk cierpienia i opadł na oparcie sofy.
-Tak, sytuacja opanowana. A na dworze cholernie zimno.
-Martwiłabym się, że przemroziło ci mózg, ale najpierw musiałbyś go posiadać, więc jestem spokojna. - powiedziała z uśmiechem Sue.
-Właśnie czułam. Twoje policzki są lodowate. - ponownie się wtrąciłam, nie chcąc doprowadzić do kolejnej wymiany ognia.
-Policzki? Co powiesz na to? - zapytał i wsunął dłonie pod moją bluzę. Lodowate dłonie. Z piskiem poskoczyłam, zrywając się z kanapy, czym rozbawiłam Jacka.
-To nie jest zabawne! - jęknęłam, ciągnąc bluzę w dół. - Zły dotyk boli przez całe życie! - dodałam, czym jeszcze bardziej rozśmieszyłam chłopaka. - Nienawidzę cię. - burknęłam, siadając na swoim poprzednim miejscu.
-Oboje wiemy, że kłamiesz. - uśmiechnął się uroczo, pokazując te swoje dołeczki i objął mnie ramieniem. Ostentacyjnie odwróciłam wzrok w drugą stronę. Jego dłoń niebezpiecznie zaczęła się zbliżać w kierunku mojej szyi.
-Nawet nie próbuj. - ostrzegłam, łapiąc ją. - Dawaj drugą. - rozkazałam, a kiedy chłopak grzecznie wykonał moje polecenie, schowałam nasze dłonie do kieszeni bluzy. W międzyczasie Sue ciągle przełączała kolejne kanały w telewizorze, poszukując czegoś wartego obejrzenia.
-Plotkara! - krzyknęliśmy z Jackiem, kiedy na ekranie pojawiły się Blair i Serena.
-Ech... Wiedziałam, że masz jakieś wady, Gabe. - westchnęła zrezygnowana blondynka.
-Ej! 'Plotkara' to dobry serial! - oburzyłam się.
-Taa... A Jack to fajny facet. - nie dało sie ukryć sarkazmu. - Dziwny masz gust. - skwitowała, odłożyła pilota na stolik przed kanapą i wyszła z pomieszczenia.

Wieczorem Jack odwiózł mnie do domu. Chciałam, żeby został na noc, ale nie dał się namówić. Nie miałam mu tego za złe, w końcu jutro miał poranny trening.
Przed pójściem spać rozmawiałam jeszcze z Paulą na Skype. Pokazała mi pokaźną górę kserówek przeznaczonych dla mnie. Chcąc oszczędzić mi przepisywania mnóstwa notatek, po prostu kserowała mi wszytko. Znowu uderzył mnie fakt, że już niedługo będę musiała stąd wyjechać. Już za trzy dni. Pod jakimś błahym pretekstem zakończyłam rozmowę z przyjaciółką, zanim łzy napłynęły mi do oczu i położyłam się do łóżka. Zanim zasnęłam, płakałam chyba przez godzinę. W piątek całe przedpołudnie spędziłam z dziewczynami. Pojechałyśmy na moje ostatnie londyńskie zakupy i na prawdę zaszalałyśmy. Ciekawa jestem, jak ja się zabiorę z tym wszystkim do Polski...
Po południu, kiedy zostawiłyśmy w domu nasze zakupy, pojechałyśmy do Aarona, u którego zaszyli się chłopcy po treningu. Wojtek też miał tam być, więc miałam dobra okazję w końcu z nim porozmawiać. Kiedy tylko weszłyśmy do mieszkania Walijczyka, w którym byłam po raz pierwszy, powitali nas Aaron i Jack. Ten drugi od razu stwierdził, że musi mi coś powiedzieć. Przyznam szczerze, że trochę mnie to zmartwiło. Poprowadził mnie do jakiegoś pokoju, a kiedy przechodziliśmy koło salonu, kazał dyskretnie tam zajrzeć. Ciężko wyobrazić sobie moje zdziwienie, kiedy zobaczyłam tam uśmiechniętą Wiktorię obejmowaną przez Wojtka. Zanim zdążyłam jakkolwiek zareagować, Jack wciągnął mnie do pokoju obok, zamykając za nami drzwi.
-Jakim cudem?! - wydukałam.
-Wiem, że chciałaś sama porozmawiać z Wojtkiem, ale stwierdziłem, że męska rozmowa bardziej przemówi mu do rozsądku. - wyjaśnił.
-Kiedy z nim rozmawiałeś?
-Wczoraj. Wstąpiłem do niego jak załatwiłem już tą wcześniejszą sprawę. Nie jesteś zła, prawda?
-Nie, co ty. - uśmiechnęłam się w końcu. - Po prostu zaskoczona.
-Wiem, że dla ciebie ta cała sprawa jest bardziej osobista. Nie chciałem, żebyś kolejny raz musiała przez to przechodzić. - założył mi za ucho kosmyk włosów, który uciekł mi z kucyka, a potem pocałował w czoło. Objęłam go w pasie i wtuliłam się w jego tors, zaciągając się zapachem jego perfum. - Nie wyjeżdżaj. - powiedział szeptem, mocno mnie przytulając. Zacisnęłam powieki, nie chcąc po raz kolejny się rozpłakać.
-Wiesz, że to niemożliwe. - odpowiedziałam, również cicho. Westchnął głęboko.
-Wiem. - Pocałował mnie w czubek głowy i delikatnie od siebie odsunął. - Skoro obiecałaś, że do mnie wrócisz, będziemy musieli jakoś wytrzymać.
-Chyba nie mamy wyboru. - uśmiechnęłam się. Delikatnie wspięłam się na palce i musnęłam jego usta. - Chodźmy do reszty. - powiedziałam i odwróciłam się. Więcej nie było dane mi zrobić. Chłopak ponownie mnie objął, uniemożliwiając mi pójście gdziekolwiek i oparł brodę na moim ramieniu.
-Musimy? - jęknął jak mały chłopczyk.
-Tak, Jacky, musimy. - zaśmiałam się. Chłopak jęknął niezadowolony jeszcze raz, ale puścił mnie i razem poszliśmy do salonu. Posiedzieliśmy razem do 18, a potem ja Jen i Kieran musieliśmy wracać do domu, żeby przygotować się do tej wielkiej rodzinnej kolacji, którą wymyślił tata. Jednak mimo mojego lekkiego sceptycyzmu co do tego pomysłu, ostatecznie byłam naprawdę szczęśliwa, że tata wyszedł z tym pomysłem. Było wspaniale. Kiedy wróciliśmy do domu razem z bliźniakami zaszyliśmy się w moim pokoju. Wyciągnęłam moje dwie walizki, które zdążyły się już zakurzyć, oraz torbę Arsenalu, którą dostałam któregoś dnia od chłopaków, razem z zestawem klubowych gadżetów. Było w niej jeszcze trochę miejsca na upchnięcie jakichś małych przedmiotów. A tym przypadku, każdy kawałek miejsca miał znaczenie. I tak byłam już pewna, że zapłacę za nadbagaż. Z pomocą Jen i przeszkadzaniem Kierana, do północy udało mi się spakować jedną walizkę tymi rzeczami, których na 100% nie będę potrzebowała. Kiedy już bliźniaki poszły spać, ja postanowiłam wyjąć wszystkie rzeczy z torby i ułożyć je od nowa. Dzięki temu udało mi się zyskać jeszcze trochę miejsca. W końcu zmęczona poszłam spać.

Pierwsze, co rzuciło mi się w oczy po przebudzeniu, to walizki. Niech to szlag. Spojrzałam na zegarek. 8:00. Czas wstać. Muszę się zacząć przyzwyczajać do wczesnego wstawania i funkcjonowania przez cały dzień na pełnych obrotach. W końcu za 3 dni idę do szkoły. Niech to szlag. Narzuciłam na siebie bluzę Jacka, której ostatnio zapomniałam mu oddać (i szczerze mówiąc planowałam zabrać ją ze sobą) i zeszłam na dół. Już na schodach czułam zapach naleśników i kawy.
-Dzień dobry. - przywitałam się z ciocią Emmą i Elizabeth, które właśnie jadły śniadanie.
-Gabby. Nie spodziewałam się ciebie tak rano. - powiedziała młodsza z kobiet.
-Ja siebie też nie. - zaśmiałam się. - No ale muszę się zacząć przestawiać na wczesne wstawanie. Lekcje niestety nie zaczynają się w południe. - odpowiedziałam nie kryjąc żalu. Kobiety się zaśmiały, a ciocia Emma postawiła przede mną talerz z górą naleśników, karząc jeść ile wlezie, żeby sobie mama nie pomyślała, że mnie tu głodzili, bo taka ze mnie chudzina. Nie opierałam się i zjadłam z chęcią. O dwa za dużo, bo kiedy odstawiałam naczynia, byłam przepełniona.
-Gabby. - zawołała mnie Elizabeth, kiedy już miałam wychodzić z kuchni. Zatrzymałam się i spojrzałam na nią wyczekująco. - Daniel nie chciał wczoraj psuć ci humoru. - powiedziała, wyjmując z jednej z szafek kopertę i wręczając mi ją. Jakaś dziwna, niewidzialna wielka dłoń zacisnęła się na moim żołądku. - Odebrał wczoraj twój bilet. - wyjaśniła i uśmiechnęła się pocieszająco. Poczułam, jak cała radość ulatuje ze mnie jak powietrze.
-Dzięki. - wymusiłam uśmiech, a potem poszłam do swojego pokoju. Odłożyłam kopertę na półkę, nawet do niej nie zaglądając i poszłam doprowadzić się do porządku. Umyłam się, uczesałam, ubrałam i niewiele myśląc wyszłam z domu, biorąc ze sobą zaledwie telefon i trochę pieniędzy. Byłam przerażona. Tym, że już jutro muszę wyjechać. Tym, jak sobie poradzę z powrotem do normalnego życia. Jak sobie poradzę bez tych ludzi, których tu poznałam? Bez Gibbsów, bez Lei, Aarona, Cesca, Wojtka i przede wszystkim bez Jacka? Co tu dużo mówiąc. Przerażało mnie to. Przez ostatnie tygodnie widywaliśmy się niemal codziennie, spędzaliśmy ze sobą kilka dobrych godzin, a teraz co? Kiedy teraz się zobaczymy? Kiedy tylko o tym pomyślałam, miałam ochotę pobiec do domu, wyrzucić ten bilet w cholerę i zostać tu na dobre. Ale z drugiej strony wiedziałam, że muszę wrócić. Czekała tam na mnie szkoła, którą musiałam ukończyć. Matura, którą musiałam zdać. Rodzina, przyjaciele... Czemu po prostu nie mogłam przenieść ich wszystkich w jedno miejsce? Wskoczyłam w jakiś autobus, który właśnie zatrzymał się na przystanku obok którego przechodziłam. Jechałam w nieznane, ale to było aktualnie moim najmniejszym zmartwieniem. Miałam potrzebę na chwilę odciąć się od tego wszystkiego. Pobyć sama ze sobą, żeby chociaż spróbować jakoś to sobie wszystko ogarnąć i poukładać. Z jednego autobusu przesiadłam się do kolejnego, potem pojechałam gdzieś dalej metrem. Ostatecznie wylądowałam w części miasta, której kompletnie nie znałam. Z mapy metra wyczytałam, że jestem niemal na drugim końcu Londynu. Może to i dobrze. Prawdopodobieństwo spotkania kogoś znajomego było tu znikome. Chodziłam po okolicy bez większego celu. Nie wiedziałam nawet, jak dużo czasu minęło od mojego wyjścia w domu. Wyciągnęłam z kieszeni płaszcza telefon i z zaskoczeniem zobaczyłam, że mam 13 nieodebranych połączeń. Trzy od taty, jeden od mamy i po dwa od Jen, Kierana, Aarona i trzy od Jacka. Zegarek wskazywał punkt trzynastą. Czyli minęły ponad trzy godziny odkąd wyszłam z domu. Nawet nie powiedziałam nikomu, gdzie się wybieram. Postanowiłam więc zadzwonić do taty, by go uspokoić, a potem napisałam wiadomość do Jen. Dziewczyna oddzwoniła niemal sekundy po tym, jak wysłałam SMSa. Kilkakrotnie upewniła się, czy na pewno nie trzeba po mnie przyjechać i czy sobie poradzę. Na szczęście zrozumiała, kiedy powiedziałam jej, że po prostu muszę zostać sama ze sobą. Zanim zakończyłyśmy rozmowę, wymusiła na mnie obietnicę, że pojawię się wieczorem w barze, gdzie będzie wiele osób, które chcą się ze mną pożegnać. Na samą myśl o tym, w oczach pojawiły mi się łzy. Szybko zakończyłam rozmowę i weszłam do knajpy, przy której właśnie się znajdowałam. Zamówiłam obiad, którego domagał się mój żołądek i mocną kawę, ale kiedy przyszło co do czego, ledwo mogłam cokolwiek przełknąć. Zmaltretował jedynie posiłek widelcem, zjadając bardzo niewiele. Wypiłam za to całą kawę. Posiedziałam w ciepłym pomieszczeniu jeszcze jakiś czas, a potem wyszłam na dwór i kontynuowałam swój spacer po mieście. Zaszłam do jakiegoś muzeum, do jakiejś galerii i do centrum handlowego tylko po to, by zabić czas. Kiedy zegarek wskazywał na siedemnastą, postanowiłam wybrać się w drogę powrotną do domu. Z małymi problemami i dużą pomocą przechodniów po ponad godzinie w końcu dotarłam do domu. Jen i Kieran właśnie mieli wychodzić. Brunetka stwierdziła jednak, że poczeka na mnie i razem dotrzemy do baru. Kieran musiał iść, ponieważ miał jeszcze pojechać po Leę. Wzięłam szybki prysznic, przebrałam się, zgarnęłam potrzebne rzeczy do torebki i pospiesznie zbiegłam na dół do czekającej Jen. Aby szybciej dostać się do Domino wzięłyśmy taksówkę i już niedługo później byłyśmy na miejscu. Zatrzymałam się na chwilę przed budynkiem i złapałam głęboki oddech. Jenny chyba od razu zrozumiała, co się dzieje. Złapała moją dłoń i ścisnęła ją pocieszająco.
-Zobaczysz, nawet się nie zorientujesz a już będziesz z powrotem. - powiedziała. Uśmiechnęłam się do niej lekko i pociągnęłam za klamkę. W środku panował przyjemny gwar, przebijający się przez grającą muzykę. Nie widziałam żadnych obcych twarzy, jedynie sami znajomi.
-Impreza zamknięta. - wyjaśniła Jen. Zdjęłyśmy nasze płaszcze i powiesiłyśmy na wieszakach. Skierowałyśmy nasze kroki do stolików zajętych przez naszych znajomych. Zaczęłam przytulać się z każdym i wymieniać całusy w policzek. Od razu rzucił mi się w oczy brak Jacka. Zaczęłam rozglądać sie uważnie po całym pomieszczeniu i w końcu zauważyłam go, kiedy wychodził z toalety. Jego wzrok niemal od razu skierował się na mnie, jakby wiedział, gdzie mnie szukać. Na jego twarzy wymalowała się ulga. Przyspieszył kroku. Ja również zaczęłam przeciskać się przez znajomych w jego kierunku. Kiedy się spotkaliśmy, zamknął mnie w szczelnym, mocnym uścisku.
-Nie rób mi tego więcej. Nie znikaj tak bez słowa. - powiedział cicho, tuż przy moim uchu.
-Przepraszam. - powiedziałam, wtulając się w niego mocniej. Zacisnęłam mocno oczy, nie chcąc się rozpłakać. Moje pięści zakleszczyły w uścisku materiał koszulki na jego plecach. Nie chciałam się od niego odsuwać choćby na krótką chwilę.
-Co się z tobą działo? Wszystko w porządku? - zapytał. Był zmartwiony.
-Przejdziemy się? - zaproponowałam. Kiwnął głową, a potem krzyknął do pozostałych, że niedługo wrócimy, wziął mnie za rękę i wyszliśmy na dwór. Skierowaliśmy się w głąb osiedla, z dala od miejskiego zgiełku.
-Powiesz mi co się stało? - odezwał się w końcu. - Martwiłem się. Zniknęłaś tak nagle. Jakbyś się pod ziemię zapadła. Nie odbierałaś telefonu, nikt nie wiedział, gdzie jesteś...
-Przepraszam. - przerwałam mu.
-Już to mówiłaś. - powiedział i objął moją buzię dłońmi. - Gabby, co się dzieje?
-Jutro wracam do Polski, Jack, to się dzieje. - łzy znowu podeszły mi do oczu. - Widzisz? Ryczę na samą myśl o tym. - spuściłam głowę.
-Hej, nie martw się. Damy radę...
-Jak, Jack? - podniosłam głos, odsuwając się od niego. - Zniknęłam dzisiaj na cały dzień, bo musiałam sobie wszystko przemyśleć. I spróbować przetrwać ten jeden dzień bez was wszystkich, bez ciebie. Wytrzymałam ledwie do dziewiętnastej. A przede mną jeszcze cztery miesiące.
-Przed nami. - poprawił mnie. - Mnie też jest ciężko, Gabe. Ale zamiast myśleć o czasie, kiedy cię tu nie będzie, myślę o tym, że przecież w końcu się zobaczymy. Obiecałaś, że do mnie wrócisz, pamiętasz?
Uśmiechnęłam się i pokiwałam głową.
-Jak ty to robisz, Wilshere? Nie ważne jak cholernie źle by nie było, ty zawsze sprawisz, że wszystko staje się mniej straszne. - przytuliłam się do niego.
-W końcu nie ma takiej sprawy, której Jack Wilshere by nie zaradził. - zaśmiał się, a ja razem z nim.
-Wiesz, myślałam dziś dużo o nas. I o tym, żeby to zakończyć. - wyznałam szczerze. Poczułam, jak zamarł, czekając na to, co powiem dalej. Odsunęłam się od niego nieco. - W końcu nie jesteśmy razem zbyt długo, a związki na odległość raczej nie mają dobrych rokowań...
-Chcesz się rozstać? - zapytał, patrząc mi w oczy, siląc się na spokojny ton. Mimo to, wyczułam, że jest zdenerwowany.
-Myślałam o tym dosyć poważnie. - powiedziałam, uciekając wzrokiem gdzieś w dal. - Myślałam, że może takim sposobem będzie mi łatwiej po wyjeździe. - powoli przeniosłam spojrzenie na Jacka. - A potem sobie pomyślałam, że chyba mnie pojebało. - moje dłonie odnalazły jego, splatając nasze palce. Chłopak odetchnął z ulgą i uśmiechnął się sprawiając, że na jego policzkach pojawiły się dołeczki. - Miałam wiele głupich myśli, ale ta zdecydowanie kwalifikuje się na pierwsze miejsce.
-Nie mogę się nie zgodzić. - zaśmiał się i pocałował mnie w czoło. - Zresztą, i tak nie pozwoliłbym ci odejść. - zaśmiał się. Mimo to, wiedziałam, że wcale nie żartował. Objęłam go w pasie, opierając głowę o jego tors.
-Uda nam się, prawda?
-Oczywiście. - powiedział pewny tego, co mówi. - Żadna sprawa nie jest przegrana jeśli choć jeden głupiec o nią walczy. - wraz z jego słowami fala ciepła i nadziei wlała się do mojego serca. Podniosłam głowę, by pocałować go w podbródek.
-Kocham cię.
Uśmiechnął się słysząc moje słowa. Odpowiedział mi tym samym, a potem złożył na ustach delikatny i czuły pocałunek. Kochałam go tak mocno, że żadne słowa, żaden gest czy czyn nie był w stanie tego wyrazić. O tym, jak bardzo go kochałam wiedziała tylko nasza dwójka. I choć przerażało mnie to, jak szybko to się stało, jak szybko ten chłopak zawładnął moim światem, jak szybko mnie od siebie uzależnił, uwielbiałam to uczucie, ten stan i miałam nadzieję, że nigdy się to nie zmieni.


***
Na początek ogromne dzięki za odzew pod czwartkową notką. Świadomość, że nadal czekacie i nadal macie ochotę czytać moje opowiadanie dała mi pozytywnego kopa do dokończenia tego odcinka :).  A tej przerwy w pisaniu to nawet nie chcę komentować :/. Miałam starać się pisać częściej i cóż, nie wyszło jak wyszło. Po prostu wzięłam na siebie trochę za dużo ostatnimi czasy i albo nie mam czasu na pisanie, a jak czas jest, to gorzej z chęciami lub weną. Tak to jest, jak się nie umie okiełznać swoich ambicji ;). Ale złożyłam obietnicę, że nie przerwę pisania tej historii i zamierzam jej dotrzymać. Tego możecie być pewne :).

Aha, jeszcze jedno. Co do Waszych opowiadań. Mimo, że nie zawsze komentuję, to czytam zawsze. Na przyjemność zawsze znajdę czas :D.

Mam nadzieję, że następnym razem odcinek pojawi się nieco szybciej. Trzymajcie kciuki :)

A! I jeszcze jedno :). MATURZYŚCI, POWODZENIA! Trzymajcie się przez najbliższe dni. Wierzę w Was i trzymam kciuki! Rozwalicie te egzaminy z palcem w nosie!

No, teraz już kończę. Pozdrawiam i do napisania!