Na drugi dzień obudziliśmy się dosyć wcześnie, biorąc pod
uwagę godzinę, o której wróciliśmy do domu. Jack od razu poszedł do pokoju
siostry, by wykraść dla mnie jakieś spodnie. Pomysł z chodzeniem cały dzień w
sukience z wczorajszej imprezy niekoniecznie przypadł mi do gustu. Kiedy
rodzeństwo weszło do pokoju, ja siedziałam już ubrana w szarą bluzę Jacka. Sue
była też na tyle uprzejma, że pożyczyła mi nawet kosmetyki, bym mogła zmyć z
twarzy wczorajszy makijaż i zrobić sobie nowy, za co byłam jej ogromnie
wdzięczna. Ograniczyłam się jednak tylko do demakijażu. Skórze mojej twarzy
przyda się trochę odpoczynku. Kiedy wyszłam z łazienki, Sue nadal była w pokoju
brata, gotowa przynieść mi inną parę jeansów, gdyby te okazały się złe. Na
szczęście miałyśmy podobne figury i spodnie leżały idealnie.
-Jack, zdajesz sobie sprawę z tego, jak świetną masz
siostrę?
-Mam? - zapytał zdziwiony, z zabawnym wyrazem twarzy.
-Masz. Moja twarz w końcu oddycha. - odpowiedziałam,
przecierając dłońmi buzię.
-Chwila moment. - odezwała się Sue. - Chcesz mi powiedzieć,
że nie masz teraz na sobie ani grama makijażu?! - zapytała podniesionym głosem.
-Yyy... no nie.
-Wow. Jesteś na prawdę śliczna! To znaczy zauważyłam to już
wcześniej, ale myślałam, że to z pomocą makijażu. Kurcze, rafiło ci się jak
ślepej kurze ziarno. - ostatnie zdanie skierowała do brata.
-No wiesz, przeciwieństwa się przyciągają. - zaśmiałam się,
kładąc dłoń na kolanie chłopaka. Oburzenie Jacka zostało zagłuszone przez
głośny śmiech jego siostry.
-Kocham tę dziewczynę! - zawołała i nadal się podśmiechując
wyszła z pokoju.
Chwilę później poszłam razem z nieco obrażonym Jackiem na
dół. Jego rodzice byli bardzo zaskoczeni naszym widokiem, ponieważ nawet nie
słyszeli, jak wróciliśmy. Zjedliśmy śniadanie i wypiliśmy kawę w towarzystwie
państwa Wilshere. Nie mogłam oprzeć się wrażeniu, że oboje mnie polubili, co
mnie strasznie cieszyło. No ale kogo by nie cieszyło? Kiedy rodzice Anglika
wyszli, poszliśmy z powrotem do jego pokoju, by wrócić do słodkiego nic nie
robienia. Doskonale nam szło to, jakby nie patrzeć, szalenie trudne zadanie,
dopóki ktoś nie postanowił nam przerwać, próbując dodzwonić się do Jacka.
Chłopak jęknął niezadowolony i zwlekł się z łóżka, by odebrać telefon, leżący
na szafce. Przez chwilę rozmawiał w pokoju, ale w pewnym momencie uśmiechnął
się przepraszająco w moją stronę i wyszedł na korytarz. Zdziwiło mnie to
trochę, ale i zaniepokoiło. Usiadłam po turecku na łóżku i czekałam na jego
powrót. Nastąpiło to po mniej więcej dwóch minutach.
-Wszystko w porządku? - zapytałam widząc jego minę, z której
nie potrafiłam wyczytać absolutnie nic. Wstałam z łóżka i podeszłam do niego.
-Będę musiał cię zostawić na jakąś godzinkę, okej? - zabrał
z krzesła kurtkę i nałożył ją, jakby unikając mojego wzroku.
-Coś się stało? - zaczęłam się już poważnie denerwować. W
końcu na mnie spojrzał i uśmiechnął się.
-Nic strasznego. Po prostu przyjaciel w potrzebie. - Uniosłam
brwi, wątpiąc w jego słowa. -Naprawdę, Gabe. Ale spokojnie, nie ma takiej
sprawy, której Jack Wilshere by nie zaradził. - wyszczerzył się.
-Nie ma co, skromnością to ty nie grzeszysz. - zaśmiałam
się, nieco już uspokojona.
-To jak, poradzisz sobie? - zapytał, na co pokiwałam
twierdząco głową. - Świetnie. Czuj się jak u siebie. Powiedziałbym Sue, żeby
się tobą zajęła, ale jej nie ufam. Jeszcze zacznie wyciągać na mnie jakieś
brudy z przeszłości. Kompromitujące historie i takie tam...
-O, chyba umówię się z twoją siostrą na kawę. - powiedziałam,
drocząc się z nim.
-Nie potrzebnie podsuwałem ci ten pomysł. - jęknął. - Ale na
mnie pora. Postaram się wrócić jak najszybciej. - musnął lekko moje wargi i
chciał odejść, ale mu na to nie pozwoliłam. Przyciągnęłam go do siebie,
przylegając do niego całym ciałem i oplatając ręce wokół jego szyi mocno
pocałowałam. Natychmiast odwzajemnił pocałunek, obejmując mnie w talii, jeszcze
bardziej do siebie przysuwając.
-Teraz możesz iść. - powiedziałam, kiedy odsunęłam się od
niego na minimalną odległość.
-Teraz nie chcę iść. - ponownie przywarł swoimi ustami do
moich. Z ciężkim sercem przerwałam ten pocałunek.
-Nigdzie się nie wybieram, dopóki nie wrócisz. - zapewniłam
go. - A o ile dobrze pamiętam, ktoś potrzebuje pomocy niezawodnego Jacka.
Chłopak westchnął przeciągle i odsunął się ode mnie, idąc
kilka kroków tyłem. Uśmiechnął się i przy samych drzwiach odwrócił i wyszedł.
Korzystając z wolnego czasu, zadzwoniłam najpierw do Pauli,
a potem do mamy. Kobieta próbowała ze mnie wyciągnąć, co to za ważna sprawa, o
której chcę z nią porozmawiać, ale po raz kolejny powtórzyłam, że to absolutnie
nie jest rozmowa na telefon. Kiedy już zakończyłam drugą rozmowę telefoniczną,
postanowiłam udać się do kuchni, zrobić sobie herbaty. Czułam się nieco
nieswojo, ale później dołączyła do mnie Sue. Siadłyśmy z gorącymi napojami w
salonie i zaczęłyśmy rozmawiać, w międzyczasie zerkając na jakiś serial. Ani
się obejrzałam, jak minęły już dwie godziny od wyjścia Jacka. Czas w towarzystwie
jego siostry upłynął mi w błyskawicznym tempie. W końcu drzwi wejściowe
kłapnęły, a na korytarzu rozległy się kroki.
-Spóźniłeś się. - powiedziałam, kiedy przechodził obok
salonu. Zaskoczony zatrzymał się i zajrzał do pomieszczenia.
-Oj nie. Nie podoba mi sie ten widok. - wskazując na nas
podszedł do sofy i usiadł obok mnie.
-Spokojnie, nie masz się czego obawiać. - uśmiechnęłam się
do niego i pocałowałam w zimny policzek. Chłopak spojrzał uważnie najpierw na
mnie, potem na swoją siostrę.
-Ty mały szczurze, gadaj, co jej naopowiadałaś. - gdyby
mógł, wzrokiem przewierciłby siostrę, która wybuchła śmiechem. Mi również
ciężko było się powstrzymać.
-Nic strasznego. Tylko kilka uroczych historii z waszego
dzieciństwa. - wyszczerzyłam się.
-Spokojna głowa, Jacky. W zanadrzu mam jeszcze wiele, wiele
gorszych. - powiedziała blondynka z cwaniackim uśmiechem.
-Serio?! - spojrzałam na nią z nadzieją.
-Nie ośmielisz się. - chłopak ostrzegawczo wycelował palec w
siostrę.
-Im lepszym bratem dla mnie będziesz, tym mniejsze
prawdopodobieństwo na to.
-Nie przeginaj...
-Dopiero zaczynam, braciszku. - wyszczerzyła się z
satysfakcją.
-A jak u ciebie? Przyjaciel uratowany? - wtrąciłam,
przerywając rodzeństwu dyskusję. Jack wydał z siebie jęk cierpienia i opadł na
oparcie sofy.
-Tak, sytuacja opanowana. A na dworze cholernie zimno.
-Martwiłabym się, że przemroziło ci mózg, ale najpierw
musiałbyś go posiadać, więc jestem spokojna. - powiedziała z uśmiechem Sue.
-Właśnie czułam. Twoje policzki są lodowate. - ponownie się
wtrąciłam, nie chcąc doprowadzić do kolejnej wymiany ognia.
-Policzki? Co
powiesz na to? - zapytał i wsunął dłonie pod moją bluzę. Lodowate dłonie. Z
piskiem poskoczyłam, zrywając się z kanapy, czym rozbawiłam Jacka.
-To nie jest zabawne! - jęknęłam, ciągnąc bluzę w dół. - Zły
dotyk boli przez całe życie! - dodałam, czym jeszcze bardziej rozśmieszyłam
chłopaka. - Nienawidzę cię. - burknęłam, siadając na swoim poprzednim miejscu.
-Oboje wiemy, że kłamiesz. - uśmiechnął się uroczo,
pokazując te swoje dołeczki i objął mnie ramieniem. Ostentacyjnie odwróciłam
wzrok w drugą stronę. Jego dłoń niebezpiecznie zaczęła się zbliżać w kierunku
mojej szyi.
-Nawet nie próbuj. - ostrzegłam, łapiąc ją. - Dawaj drugą. -
rozkazałam, a kiedy chłopak grzecznie wykonał moje polecenie, schowałam nasze
dłonie do kieszeni bluzy. W międzyczasie Sue ciągle przełączała kolejne kanały
w telewizorze, poszukując czegoś wartego obejrzenia.
-Plotkara! - krzyknęliśmy z Jackiem, kiedy na ekranie
pojawiły się Blair i Serena.
-Ech... Wiedziałam, że masz jakieś wady, Gabe. - westchnęła
zrezygnowana blondynka.
-Ej! 'Plotkara'
to dobry serial! - oburzyłam się.
-Taa... A Jack to fajny facet. - nie dało sie ukryć
sarkazmu. - Dziwny masz gust. - skwitowała, odłożyła pilota na stolik przed
kanapą i wyszła z pomieszczenia.
Wieczorem Jack odwiózł mnie do domu. Chciałam, żeby został
na noc, ale nie dał się namówić. Nie miałam mu tego za złe, w końcu jutro miał
poranny trening.
Przed pójściem spać rozmawiałam jeszcze z Paulą na Skype.
Pokazała mi pokaźną górę kserówek przeznaczonych dla mnie. Chcąc oszczędzić mi
przepisywania mnóstwa notatek, po prostu kserowała mi wszytko. Znowu uderzył
mnie fakt, że już niedługo będę musiała stąd wyjechać. Już za trzy dni. Pod
jakimś błahym pretekstem zakończyłam rozmowę z przyjaciółką, zanim łzy
napłynęły mi do oczu i położyłam się do łóżka. Zanim zasnęłam, płakałam chyba
przez godzinę. W piątek całe przedpołudnie spędziłam z dziewczynami.
Pojechałyśmy na moje ostatnie londyńskie zakupy i na prawdę zaszalałyśmy.
Ciekawa jestem, jak ja się zabiorę z tym wszystkim do Polski...
Po południu, kiedy zostawiłyśmy w domu nasze zakupy,
pojechałyśmy do Aarona, u którego zaszyli się chłopcy po treningu. Wojtek też
miał tam być, więc miałam dobra okazję w końcu z nim porozmawiać. Kiedy tylko
weszłyśmy do mieszkania Walijczyka, w którym byłam po raz pierwszy, powitali
nas Aaron i Jack. Ten drugi od razu stwierdził, że musi mi coś powiedzieć.
Przyznam szczerze, że trochę mnie to zmartwiło. Poprowadził mnie do jakiegoś
pokoju, a kiedy przechodziliśmy koło salonu, kazał dyskretnie tam zajrzeć. Ciężko
wyobrazić sobie moje zdziwienie, kiedy zobaczyłam tam uśmiechniętą Wiktorię
obejmowaną przez Wojtka. Zanim zdążyłam jakkolwiek zareagować, Jack wciągnął
mnie do pokoju obok, zamykając za nami drzwi.
-Jakim cudem?! - wydukałam.
-Wiem, że chciałaś sama porozmawiać z Wojtkiem, ale
stwierdziłem, że męska rozmowa bardziej przemówi mu do rozsądku. - wyjaśnił.
-Kiedy z nim rozmawiałeś?
-Wczoraj. Wstąpiłem do niego jak załatwiłem już tą
wcześniejszą sprawę. Nie jesteś zła, prawda?
-Nie, co ty. - uśmiechnęłam się w końcu. - Po prostu
zaskoczona.
-Wiem, że dla ciebie ta cała sprawa jest bardziej osobista.
Nie chciałem, żebyś kolejny raz musiała przez to przechodzić. - założył mi za
ucho kosmyk włosów, który uciekł mi z kucyka, a potem pocałował w czoło.
Objęłam go w pasie i wtuliłam się w jego tors, zaciągając się zapachem jego
perfum. - Nie wyjeżdżaj. - powiedział szeptem, mocno mnie przytulając.
Zacisnęłam powieki, nie chcąc po raz kolejny się rozpłakać.
-Wiesz, że to niemożliwe. - odpowiedziałam, również cicho.
Westchnął głęboko.
-Wiem. - Pocałował mnie w czubek głowy i delikatnie od
siebie odsunął. - Skoro obiecałaś, że do mnie wrócisz, będziemy musieli jakoś
wytrzymać.
-Chyba nie mamy wyboru. - uśmiechnęłam się. Delikatnie
wspięłam się na palce i musnęłam jego usta. - Chodźmy do reszty. - powiedziałam
i odwróciłam się. Więcej nie było dane mi zrobić. Chłopak ponownie mnie objął,
uniemożliwiając mi pójście gdziekolwiek i oparł brodę na moim ramieniu.
-Musimy? - jęknął jak mały chłopczyk.
-Tak, Jacky, musimy. - zaśmiałam się. Chłopak jęknął
niezadowolony jeszcze raz, ale puścił mnie i razem poszliśmy do salonu.
Posiedzieliśmy razem do 18, a potem ja Jen i Kieran musieliśmy wracać do domu,
żeby przygotować się do tej wielkiej rodzinnej kolacji, którą wymyślił tata.
Jednak mimo mojego lekkiego sceptycyzmu co do tego pomysłu, ostatecznie byłam naprawdę
szczęśliwa, że tata wyszedł z tym pomysłem. Było wspaniale. Kiedy wróciliśmy do
domu razem z bliźniakami zaszyliśmy się w moim pokoju. Wyciągnęłam moje dwie
walizki, które zdążyły się już zakurzyć, oraz torbę Arsenalu, którą dostałam
któregoś dnia od chłopaków, razem z zestawem klubowych gadżetów. Było w niej
jeszcze trochę miejsca na upchnięcie jakichś małych przedmiotów. A tym
przypadku, każdy kawałek miejsca miał znaczenie. I tak byłam już pewna, że
zapłacę za nadbagaż. Z pomocą Jen i przeszkadzaniem Kierana, do północy udało
mi się spakować jedną walizkę tymi rzeczami, których na 100% nie będę
potrzebowała. Kiedy już bliźniaki poszły spać, ja postanowiłam wyjąć wszystkie
rzeczy z torby i ułożyć je od nowa. Dzięki temu udało mi się zyskać jeszcze
trochę miejsca. W końcu zmęczona poszłam spać.
Pierwsze, co rzuciło mi się w oczy po przebudzeniu, to
walizki. Niech to szlag. Spojrzałam na zegarek. 8:00. Czas wstać. Muszę się
zacząć przyzwyczajać do wczesnego wstawania i funkcjonowania przez cały dzień
na pełnych obrotach. W końcu za 3 dni idę do szkoły. Niech to szlag. Narzuciłam
na siebie bluzę Jacka, której ostatnio zapomniałam mu oddać (i szczerze mówiąc
planowałam zabrać ją ze sobą) i zeszłam na dół. Już na schodach czułam zapach
naleśników i kawy.
-Dzień dobry. - przywitałam się z ciocią Emmą i Elizabeth,
które właśnie jadły śniadanie.
-Gabby. Nie spodziewałam się ciebie tak rano. - powiedziała
młodsza z kobiet.
-Ja siebie też nie. - zaśmiałam się. - No ale muszę się
zacząć przestawiać na wczesne wstawanie. Lekcje niestety nie zaczynają się w
południe. - odpowiedziałam nie kryjąc żalu. Kobiety się zaśmiały, a ciocia Emma
postawiła przede mną talerz z górą naleśników, karząc jeść ile wlezie, żeby
sobie mama nie pomyślała, że mnie tu głodzili, bo taka ze mnie chudzina. Nie
opierałam się i zjadłam z chęcią. O dwa za dużo, bo kiedy odstawiałam naczynia,
byłam przepełniona.
-Gabby. - zawołała mnie Elizabeth, kiedy już miałam
wychodzić z kuchni. Zatrzymałam się i spojrzałam na nią wyczekująco. - Daniel
nie chciał wczoraj psuć ci humoru. - powiedziała, wyjmując z jednej z szafek
kopertę i wręczając mi ją. Jakaś dziwna, niewidzialna wielka dłoń zacisnęła się
na moim żołądku. - Odebrał wczoraj twój bilet. - wyjaśniła i uśmiechnęła się
pocieszająco. Poczułam, jak cała radość ulatuje ze mnie jak powietrze.
-Dzięki. - wymusiłam uśmiech, a potem poszłam do swojego
pokoju. Odłożyłam kopertę na półkę, nawet do niej nie zaglądając i poszłam
doprowadzić się do porządku. Umyłam się, uczesałam, ubrałam i niewiele myśląc
wyszłam z domu, biorąc ze sobą zaledwie telefon i trochę pieniędzy. Byłam
przerażona. Tym, że już jutro muszę wyjechać. Tym, jak sobie poradzę z powrotem
do normalnego życia. Jak sobie poradzę bez tych ludzi, których tu poznałam? Bez
Gibbsów, bez Lei, Aarona, Cesca, Wojtka i przede wszystkim bez Jacka? Co tu
dużo mówiąc. Przerażało mnie to. Przez ostatnie tygodnie widywaliśmy się niemal
codziennie, spędzaliśmy ze sobą kilka dobrych godzin, a teraz co? Kiedy teraz
się zobaczymy? Kiedy tylko o tym pomyślałam, miałam ochotę pobiec do domu,
wyrzucić ten bilet w cholerę i zostać tu na dobre. Ale z drugiej strony
wiedziałam, że muszę wrócić. Czekała tam na mnie szkoła, którą musiałam
ukończyć. Matura, którą musiałam zdać. Rodzina, przyjaciele... Czemu po prostu
nie mogłam przenieść ich wszystkich w jedno miejsce? Wskoczyłam w jakiś
autobus, który właśnie zatrzymał się na przystanku obok którego przechodziłam.
Jechałam w nieznane, ale to było aktualnie moim najmniejszym zmartwieniem.
Miałam potrzebę na chwilę odciąć się od tego wszystkiego. Pobyć sama ze sobą,
żeby chociaż spróbować jakoś to sobie wszystko ogarnąć i poukładać. Z jednego
autobusu przesiadłam się do kolejnego, potem pojechałam gdzieś dalej metrem.
Ostatecznie wylądowałam w części miasta, której kompletnie nie znałam. Z mapy
metra wyczytałam, że jestem niemal na drugim końcu Londynu. Może to i dobrze.
Prawdopodobieństwo spotkania kogoś znajomego było tu znikome. Chodziłam po
okolicy bez większego celu. Nie wiedziałam nawet, jak dużo czasu minęło od
mojego wyjścia w domu. Wyciągnęłam z kieszeni płaszcza telefon i z zaskoczeniem
zobaczyłam, że mam 13 nieodebranych połączeń. Trzy od taty, jeden od mamy i po
dwa od Jen, Kierana, Aarona i trzy od Jacka. Zegarek wskazywał punkt trzynastą.
Czyli minęły ponad trzy godziny odkąd wyszłam z domu. Nawet nie powiedziałam
nikomu, gdzie się wybieram. Postanowiłam więc zadzwonić do taty, by go
uspokoić, a potem napisałam wiadomość do Jen. Dziewczyna oddzwoniła niemal
sekundy po tym, jak wysłałam SMSa. Kilkakrotnie upewniła się, czy na pewno nie
trzeba po mnie przyjechać i czy sobie poradzę. Na szczęście zrozumiała, kiedy
powiedziałam jej, że po prostu muszę zostać sama ze sobą. Zanim zakończyłyśmy
rozmowę, wymusiła na mnie obietnicę, że pojawię się wieczorem w barze, gdzie
będzie wiele osób, które chcą się ze mną pożegnać. Na samą myśl o tym, w oczach
pojawiły mi się łzy. Szybko zakończyłam rozmowę i weszłam do knajpy, przy
której właśnie się znajdowałam. Zamówiłam obiad, którego domagał się mój
żołądek i mocną kawę, ale kiedy przyszło co do czego, ledwo mogłam cokolwiek
przełknąć. Zmaltretował jedynie posiłek widelcem, zjadając bardzo niewiele.
Wypiłam za to całą kawę. Posiedziałam w ciepłym pomieszczeniu jeszcze jakiś
czas, a potem wyszłam na dwór i kontynuowałam swój spacer po mieście. Zaszłam
do jakiegoś muzeum, do jakiejś galerii i do centrum handlowego tylko po to, by
zabić czas. Kiedy zegarek wskazywał na siedemnastą, postanowiłam wybrać się w
drogę powrotną do domu. Z małymi problemami i dużą pomocą przechodniów po ponad
godzinie w końcu dotarłam do domu. Jen i Kieran właśnie mieli wychodzić.
Brunetka stwierdziła jednak, że poczeka na mnie i razem dotrzemy do baru.
Kieran musiał iść, ponieważ miał jeszcze pojechać po Leę. Wzięłam szybki
prysznic, przebrałam się, zgarnęłam potrzebne rzeczy do torebki i pospiesznie
zbiegłam na dół do czekającej Jen. Aby szybciej dostać się do Domino wzięłyśmy
taksówkę i już niedługo później byłyśmy na miejscu. Zatrzymałam się na chwilę
przed budynkiem i złapałam głęboki oddech. Jenny chyba od razu zrozumiała, co
się dzieje. Złapała moją dłoń i ścisnęła ją pocieszająco.
-Zobaczysz, nawet się nie zorientujesz a już będziesz z
powrotem. - powiedziała. Uśmiechnęłam się do niej lekko i pociągnęłam za
klamkę. W środku panował przyjemny gwar, przebijający się przez grającą muzykę.
Nie widziałam żadnych obcych twarzy, jedynie sami znajomi.
-Impreza zamknięta. - wyjaśniła Jen. Zdjęłyśmy nasze
płaszcze i powiesiłyśmy na wieszakach. Skierowałyśmy nasze kroki do stolików
zajętych przez naszych znajomych. Zaczęłam przytulać się z każdym i wymieniać
całusy w policzek. Od razu rzucił mi się w oczy brak Jacka. Zaczęłam rozglądać
sie uważnie po całym pomieszczeniu i w końcu zauważyłam go, kiedy wychodził z
toalety. Jego wzrok niemal od razu skierował się na mnie, jakby wiedział, gdzie
mnie szukać. Na jego twarzy wymalowała się ulga. Przyspieszył kroku. Ja również
zaczęłam przeciskać się przez znajomych w jego kierunku. Kiedy się spotkaliśmy,
zamknął mnie w szczelnym, mocnym uścisku.
-Nie rób mi tego więcej. Nie znikaj tak bez słowa. - powiedział
cicho, tuż przy moim uchu.
-Przepraszam. - powiedziałam, wtulając się w niego mocniej.
Zacisnęłam mocno oczy, nie chcąc się rozpłakać. Moje pięści zakleszczyły w
uścisku materiał koszulki na jego plecach. Nie chciałam się od niego odsuwać
choćby na krótką chwilę.
-Co się z tobą działo? Wszystko w porządku? - zapytał. Był
zmartwiony.
-Przejdziemy się? - zaproponowałam. Kiwnął głową, a potem
krzyknął do pozostałych, że niedługo wrócimy, wziął mnie za rękę i wyszliśmy na
dwór. Skierowaliśmy się w głąb osiedla, z dala od miejskiego zgiełku.
-Powiesz mi co się stało? - odezwał się w końcu. - Martwiłem
się. Zniknęłaś tak nagle. Jakbyś się pod ziemię zapadła. Nie odbierałaś
telefonu, nikt nie wiedział, gdzie jesteś...
-Przepraszam. - przerwałam mu.
-Już to mówiłaś. - powiedział i objął moją buzię dłońmi. - Gabby,
co się dzieje?
-Jutro wracam do Polski, Jack, to się dzieje. - łzy znowu
podeszły mi do oczu. - Widzisz? Ryczę na samą myśl o tym. - spuściłam głowę.
-Hej, nie martw się. Damy radę...
-Jak, Jack? - podniosłam głos, odsuwając się od niego. - Zniknęłam
dzisiaj na cały dzień, bo musiałam sobie wszystko przemyśleć. I spróbować
przetrwać ten jeden dzień bez was wszystkich, bez ciebie. Wytrzymałam ledwie do
dziewiętnastej. A przede mną jeszcze cztery miesiące.
-Przed nami. - poprawił mnie. - Mnie też jest ciężko, Gabe.
Ale zamiast myśleć o czasie, kiedy cię tu nie będzie, myślę o tym, że przecież
w końcu się zobaczymy. Obiecałaś, że do mnie wrócisz, pamiętasz?
Uśmiechnęłam się i pokiwałam głową.
-Jak ty to robisz, Wilshere? Nie ważne jak cholernie źle by
nie było, ty zawsze sprawisz, że wszystko staje się mniej straszne. - przytuliłam
się do niego.
-W końcu nie ma takiej sprawy, której Jack Wilshere by nie
zaradził. - zaśmiał się, a ja razem z nim.
-Wiesz, myślałam dziś dużo o nas. I o tym, żeby to
zakończyć. - wyznałam szczerze. Poczułam, jak zamarł, czekając na to, co powiem
dalej. Odsunęłam się od niego nieco. - W końcu nie jesteśmy razem zbyt długo, a
związki na odległość raczej nie mają dobrych rokowań...
-Chcesz się rozstać? - zapytał, patrząc mi w oczy, siląc się
na spokojny ton. Mimo to, wyczułam, że jest zdenerwowany.
-Myślałam o tym dosyć poważnie. - powiedziałam, uciekając
wzrokiem gdzieś w dal. - Myślałam, że może takim sposobem będzie mi łatwiej po
wyjeździe. - powoli przeniosłam spojrzenie na Jacka. - A potem sobie pomyślałam,
że chyba mnie pojebało. - moje dłonie odnalazły jego, splatając nasze palce.
Chłopak odetchnął z ulgą i uśmiechnął się sprawiając, że na jego policzkach
pojawiły się dołeczki. - Miałam wiele głupich myśli, ale ta zdecydowanie
kwalifikuje się na pierwsze miejsce.
-Nie mogę się nie zgodzić. - zaśmiał się i pocałował mnie w
czoło. - Zresztą, i tak nie pozwoliłbym ci odejść. - zaśmiał się. Mimo to,
wiedziałam, że wcale nie żartował. Objęłam go w pasie, opierając głowę o jego
tors.
-Uda nam się, prawda?
-Oczywiście. - powiedział pewny tego, co mówi. - Żadna
sprawa nie jest przegrana jeśli choć jeden głupiec o nią walczy. - wraz z jego
słowami fala ciepła i nadziei wlała się do mojego serca. Podniosłam głowę, by
pocałować go w podbródek.
-Kocham cię.
Uśmiechnął się słysząc moje słowa. Odpowiedział mi tym
samym, a potem złożył na ustach delikatny i czuły pocałunek. Kochałam go tak
mocno, że żadne słowa, żaden gest czy czyn nie był w stanie tego wyrazić. O
tym, jak bardzo go kochałam wiedziała tylko nasza dwójka. I choć przerażało
mnie to, jak szybko to się stało, jak szybko ten chłopak zawładnął moim
światem, jak szybko mnie od siebie uzależnił, uwielbiałam to uczucie, ten stan
i miałam nadzieję, że nigdy się to nie zmieni.
***
Na początek ogromne dzięki za odzew pod czwartkową notką. Świadomość, że nadal czekacie i nadal macie ochotę czytać moje opowiadanie dała mi pozytywnego kopa do dokończenia tego odcinka :). A tej przerwy w pisaniu to nawet nie chcę komentować :/. Miałam starać się pisać częściej i cóż, nie wyszło jak wyszło. Po prostu wzięłam na siebie trochę za dużo ostatnimi czasy i albo nie mam czasu na pisanie, a jak czas jest, to gorzej z chęciami lub weną. Tak to jest, jak się nie umie okiełznać swoich ambicji ;). Ale złożyłam obietnicę, że nie przerwę pisania tej historii i zamierzam jej dotrzymać. Tego możecie być pewne :).
Aha, jeszcze jedno. Co do Waszych opowiadań. Mimo, że nie zawsze komentuję, to czytam zawsze. Na przyjemność zawsze znajdę czas :D.
Mam nadzieję, że następnym razem odcinek pojawi się nieco szybciej. Trzymajcie kciuki :)
A! I jeszcze jedno :). MATURZYŚCI, POWODZENIA! Trzymajcie się przez najbliższe dni. Wierzę w Was i trzymam kciuki! Rozwalicie te egzaminy z palcem w nosie!
No, teraz już kończę. Pozdrawiam i do napisania!
Aha, jeszcze jedno. Co do Waszych opowiadań. Mimo, że nie zawsze komentuję, to czytam zawsze. Na przyjemność zawsze znajdę czas :D.
Mam nadzieję, że następnym razem odcinek pojawi się nieco szybciej. Trzymajcie kciuki :)
A! I jeszcze jedno :). MATURZYŚCI, POWODZENIA! Trzymajcie się przez najbliższe dni. Wierzę w Was i trzymam kciuki! Rozwalicie te egzaminy z palcem w nosie!
No, teraz już kończę. Pozdrawiam i do napisania!