No i jest. W końcu. Przepraszam, za kolejną długą przerwę. To był dla mnie ciężki czas, miałam chwile zwątpienia w kilka spraw. W zasadzie to chyba we wszystko. Ale obiecałam sobie, że dokończę to opowiadanie i tak też zamierzam zrobić. Dla Was, czytelników, jeśli będziecie chcieli ze mną zostać do końca i dla samej siebie. Żeby udowodnić sobie, że mogę chociaż jedną sprawę doprowadzić do końca i chociaż jeden sprawy nie spieprzyć.
Postaram się dodawać odcinki częściej. Wiem, że już to mówiłam, ale niestety pewnych sytuacji w życiu nie da się przewidzieć i odwracają one myśli człowieka od wszystkiego.
No ale już tu nie smęcę :). Cieszę się, że wróciłam. I cieszę się ogromnie czytając Wasze komentarze. To naprawdę dodaje wiary w siebie i motywuje do ciągłego pisania. Dziękuję Wam za to, że jesteście :).
*****
Chodziliśmy po sklepach już chyba trzecią godzinę, a ja
już padałam ze zmęczenia. Jack za to nie narzekał ani trochę, tylko dzielnie
mnie wspierał i pomagał szukać tej jednej, odpowiedniej kiecki. Nie chciałam
nic zbyt... fikuśnego. Żadnych bufek, żadnych falbanek, halek, koronek. Prosta,
ładna sukienka.
-Nie no, ja się poddaję. - jęknęłam siadając na jednej z
ławek na korytarzu centrum handlowego. - Dlaczego nie mogę znaleźć żadnej
dobrej kiecki?
-Słońce, dla mnie we wszystkich wyglądasz świetnie. - powiedział
obejmując mnie i całując w policzek.
-Ty nie jesteś obiektywny. - burknęłam, a potem wzięłam
głęboki oddech. - Okej! Ten sklep jest ostatni. Jeśli tu nic nie znajdę, to
trudno. Moja noga tu więcej nie postanie! - postanowiłam. - A przynajmniej nie
przez najbliższe dwadzieścia cztery godziny. - dodałam, wywołując śmiech Jacka.
Sprzedałam mu kuksańca w bok i zaciągnęłam do sklepu. A tam, na manekinie
wisiała właśnie ona! Sukienka marzeń. Bez ramiączek, odkryte plecy, marszczona
na biuście, przed kolano, w pasie przewiązana czarnym paskiem, bladoróżowa. Mimo,
że nie była w moim upragnionym odcieniu fioletu, spodobała mi się od razu.
-Jest idealna. - powiedziałam i szybko wyszukałam swój
rozmiar. Wiedziałam, że albo ta, albo żadna inna. Weszłam do szatni i zrzuciłam
z siebie ubrania, by jak najszybciej włożyć na siebie to cudo. Leżała idealnie.
Uśmiechnęłam się i wyszłam na korytarz przebieralni, by pokazać się Jackowi.
Stanęłam przed nim i okręciłam się wokół własnej osi. Patrzył na mnie tak, że
aż poczułam się onieśmielona. Moje policzki zrobiły się nieco gorętsze, co
oznaczało, że się rumienię.
-Wyglądasz... wow! - powiedział w końcu.
-To chyba dobrze. - zaśmiałam się. Podszedł do mnie i
objął.
-Kocham cię, wiesz?
-Obiło mi się coś o uszy raz, czy dwa... - odpowiedziałam
i musnęłam jego usta. Potem weszłam do swojej przebieralni i stanęłam przed
lustrem, zastanawiając się, co zrobić z włosami. Upiąć je wysoko, czy może
pozostawić rozpuszczone? W lustrze zobaczyłam jak Jack wchodzi za mną i zasuwa
kotarę. Podszedł do mnie, objął od tyłu w pasie i pocałował w odkryte ramię.
Uśmiechnęłam się w reakcji na pocałunek i na widok mnie nas w lustrze.
Wyglądaliśmy na szczęśliwych i tak się czuliśmy.
-Tylko nie daj się tam nikomu poderwać. - powiedział mi
prosto do ucha, a potem oparł brodę o moje ramię i również patrzył na nasze
odbicie.
-Zobaczę, co się da zrobić. - mrugnęłam do niego, a potem odwróciłam się przodem. - Szkoda, że ciebie tam nie będzie. - powiedziałam, obejmując jego szyję.
-Zobaczę, co się da zrobić. - mrugnęłam do niego, a potem odwróciłam się przodem. - Szkoda, że ciebie tam nie będzie. - powiedziałam, obejmując jego szyję.
-Oddałbym wszystko, żeby zobaczyć cię w pełnej krasie.
Teraz wyglądasz wspaniale, a podejrzewam że tego wieczoru będziesz wyglądała
jeszcze lepiej. Chociaż ciężko mi to sobie wyobrazić.
-Przestań! - uderzyłam go w ramię.
-No co? Mówię jak jest. - powiedział i pocałował mnie. A
potem jeszcze raz i jeszcze raz.
-Chyba powinniśmy przestać. - powiedziałam, przerywając
pocałunki.
-A chcesz przestać? - zapytał, ciągle muskając ustami
moje ramiona i obojczyki.
-Nie. - mruknęłam. - Ale musimy! - użyłam całej siły woli
i odsunęłam od siebie Jacka. Westchnął zawiedziony, pocałował jeszcze raz i
wycofał się z przebieralni.
Kiedy ubierałam się w swoje ciuchy, Jack powiedział, że
poczeka przed sklepem, bo musi odebrać jakiś ważny telefon. Wyszłam z
przebieralni i zatrzymałam się na chwilę przy biżuterii. Nie znalazłam jednak
nic interesującego, więc podeszłam pod kasę, zapłaciłam za ubrania i wyszłam
przed sklep. Jack siedział kilka metrów dalej, na jednej z drewnianych ławek i
rozmawiał przez telefon. Kiedy zobaczył, że już wyszłam ze sklepu, ruszył w
moją stronę, w międzyczasie rozłączając się ze swoim rozmówcą. Widziałam, że
coś go gryzło.
-Gdzie teraz?
-Jeśli jeszcze nie masz dość, to na poszukiwanie
idealnych butów do idealnej sukienki. - powiedziałam, a on kiwnął głową. - Coś
się stało? - zapytałam, kiedy chwycił mnie za rękę i ruszyliśmy w stronę
jakiegoś sklepu z butami. - Jack?
-Wojtek prosił mnie, żebym namówił cię na rozmowę z tą
dziewczyną. - powiedział. - Ale spokojnie! Dałem mu do zrozumienia, że to
raczej nie wchodzi w grę. - dodał szybko, wyczuwając moje zdenerwowanie.
-Dzięki.
-Chyba, że może jednak... - uciął w połowie widząc moje
spojrzenie.
Ten dzień był stanowczo za dobry! No, może pomijając
początek, ale później było już tylko lepiej. Znalazłam idealną kieckę i idealne
buty, spędzając cudowny dzień z Jackiem. Po zjedzonym na mieście obiedzie w
końcu pojechaliśmy do domu. Weszliśmy z Jackiem do środka i ze zdziwieniem
stwierdziliśmy nietypową dla tego miejsca ciszę. Obeszliśmy wszystkie
pomieszczenia. Nikogo nie było. Postanowiłam więc zadzwonić do Jennifer. Od
niej dowiedziałam się, że tata, Beth i ciocia pojechali poza miasto, żeby
odwiedzić córkę cioci Emmy i nie wrócą na noc. Za to bliźniaki rozjechali się
do swoich drugich połówek, przez co zostałam sama w domu.
-No to zostajesz u mnie. - zakomunikowałam Jackowi, kiedy
zakończyłam połączenie z Jen.
-Zostaję? - zapytał zaskoczony.
-No chyba nie zostawisz mnie samej w tym wielkim,
strasznym mieszkaniu. - spojrzałam na niego błagalnym wzrokiem. - Jeszcze jakiś
potwór z szafy wyskoczy i mnie porwie.
-Więc chyba nie mam innego wyboru jak tu zostać i cię
obronić.
Dochodziła dwudziesta pierwsza, a my nie robiliśmy nic
innego, jak tylko leżeliśmy w salonie na kanapie, ciesząc się swoim
towarzystwem, a w telewizorze w tle leciał „X-Men”. Kiedy zauważyłam, że
zaczyna przysypiać, wbiłam mu palec między żebra. Mruknął coś, odsunął się
lekko i nawet nie otworzył oczu.
-Hej! Miałeś mnie bronić przed potworami! - oburzyłam się
i kontynuowałam dokuczanie mu.
-Gabe, daję ci ostatnią szansę...
-Grozisz mi? - zaśmiałam się i połaskotałam go w szyję.
-A żebyś wiedziała. - złapał mnie za nadgarstek i
unieruchomił moją lewą rękę. Nie dawałam za wygraną i zaczęłam dmuchać mu w
ucho. - Pożałujesz tego. - mruknął.
-Z pewnością. - nie przestawałam go dręczyć.
-Tylko nie mów, że nie ostrzegałem. - powiedział, po czym
w kilka sekund obezwładnił mnie i zaczął łaskotać. Piszczałam, krzyczałam,
wyrywałam się, ale na nic się to zdało. W końcu wylądowaliśmy na podłodze. Na
szczęście to on był na dole. I na szczęście zadzwonił dzwonek do drzwi, więc
Jack zmuszony był mnie puścić.
-Tomek? - zdziwiłam się, kiedy otworzyłam drzwi i
zobaczyłam za nimi Polaka.
-Hej. - pochylił się i pocałował mnie w policzek. - Przepraszam,
za późną porę, ale nie udało mi się wcześniej wyrwać z pracy.
-Daj spokój. Skąd wiesz gdzie mieszkam?
-Spotkałem w barze twoją przyjaciółkę. Tę, która jest
barmanką...
-Jennifer.
-Właśnie. Miałaś pożyczyć mi tą płytę, a nie mam z tobą
żadnego kontaktu poza przypadkowymi spotkaniami w barze, więc porosiłem ją o
twój adres. Chyba nie jesteś zła, prawda?
-Nie, coś ty. Wchodź do środka. - uśmiechnęłam się i odsunęłam,
by mógł przejść przez próg. Jack wyjrzał z salonu i wyglądał na niemile
zaskoczonego, kiedy zobaczył kto nas odwiedził. Poleciłam Tomkowi, żeby się
rozebrał i poczekał w salonie, bo musiałam tę płytę najpierw znaleźć.
-Bądź grzeczny. - powiedziałam do Jacka, cmoknęłam go w
usta i pobiegłam na górę do swojego pokoju. Na pewno widziałam ten album
pierwszego dnia, kiedy tu przyjechałam wśród tych wszystkich płyt, które ojciec
dla mnie kupił. Akurat znalazłam to, czego szukałam, kiedy z dołu dobiegły mnie
niepokojące hałasy. Szybko chwyciłam plastikowe opakowanie i poszłam na dół zobaczyć,
co się dzieje. To, co zobaczyłam przeszło moje najśmielsze oczekiwania. Jack
właśnie wymierzył pięść w twarz Tomka. Z tego, co zauważyłam nie pierwszy raz.
Sam również oberwał.
-Przestańcie! - krzyknęłam i weszłam między nich,
odpychając Anglika od bruneta. - Odbiło wam?! - spojrzałam ze złością najpierw
na jednego, potem na drugiego.
-Jemu z pewnością. - powiedział Tomek. Z trudem
powstrzymałam Jacka przed kolejnym rzuceniem się na Polaka.
-Jack idź do mojego pokoju. - poprosiłam.
-Nie, dopóki on stąd nie wyjdzie. - ostro zaprzeczył, nie
spuszczając wzroku ze swojego wroga.
-Jack, proszę cię.
W końcu na mnie spojrzał. Popatrzył mi w oczy, po czym
kiwnął głową i wyszedł. Nie mogłam oprzeć się wrażeniu, że jest na mnie zły.
Tylko dlaczego? Odgoniłam na chwilę te myśli. Porozmawiam z nim później.
-Co to do cholery miało być?! - wrzasnęłam i zdzieliłam
Tomka po głowie. Jęknął cicho, za co zmierzyłam go ostrym spojrzeniem.
-Nic takiego. - mruknął. - To ta płyta? Dzięki, będę
leciał. - powiedział, zabierając z mojej dłoni przedmiot i ruszył w kierunku
drzwi.
-No chyba sobie żartujesz! - warknęłam, łapiąc go za
ramię i zatrzymując. - Przychodzisz do mnie, bijesz się z moim chłopakiem i
wychodzisz sobie ot tak, bo to „nic takiego”?
-Przepraszam, Gaba. Ale to naprawdę nic takiego. - powiedział
po czym wyszedł. Zaraz mnie szlag jasny trafi! Zaszłam do kuchni po lód na
obite oko Jacka i udałam się do swojego pokoju. Anglik siedział na brzegu
mojego łóżka i nadal był wkurzony. Stanęłam przed nim i podniosłam jego głowę,
by móc obejrzeć oko. Będzie śliwa. Kiedy tylko przyłożyłam lód chłopak syknął
lekko i przejął ode mnie okład. Skoro on był wściekły, ja musiałam rozegrać to
na spokojnie. Nie chciałam, żebyśmy zaczęli na siebie wrzeszczeć. Oparłam się o
biurko i odetchnęłam głęboko.
-Co tam się stało? Tylko proszę, nie mów, że to nic
takiego, bo...
-Okłamałaś mnie. - przerwał mi. Spojrzałam na niego
zaskoczona. - Okłamałaś mnie. - powtórzył spokojnie. - Kiedy zapytałem, czy
między wami coś było, odpowiedziałaś, że się całowaliście. Zapomniałaś
wspomnieć, że się z nim przespałaś. - był wściekły, a ja zaskoczona. Nie
wiedziałam, co powiedzieć.
-Jack... - zaczęłam w końcu, ale mi przerwał.
-Możesz mi powiedzieć, że to nieprawda? Że kłamał?
Nie mogłam znieść jego przeszywającego spojrzenia, więc
spuściłam wzrok i pokręciłam przecząco głową.
-Nie kłamał. - odpowiedziałam. Jack westchnął, wstał i
ruszył ku drzwiom. - Gdzie idziesz? - zapytałam.
-Wychodzę. - nawet na mnie nie spojrzał. Zabolało.
-Zaczekaj. - poprosiłam. - Możemy o tym porozmawiać?
-Teraz chcesz o tym rozmawiać? Wczoraj pytałem, czy coś
między wami było, a ty powiedziałaś, że nic, poza pocałunkiem...
-Bo byłeś zły i zazdrosny i smutny! Nie chciałam, żebyś
czuł się jeszcze gorzej! Żebyś zrobił się jeszcze bardziej zazdrosny i
wściekły!
-Więc wolałaś udawać, że nic między wami nie zaszło?
-Bo to i tak nic dla mnie nie znaczyło! Poza tym, nie
ukrywałam przed tobą faktu, że nie jestem dziewicą!
-Więc może był ktoś jeszcze, z kim uprawiałaś nic nieznaczący
sex? - zapytał, wbijając we mnie wzrok pełen złości.
-Wiesz, że to był tylko ten jeden raz. - odpowiedziałam
zraniona jego słowami. - To było zaraz po tym, jak dowiedzieliśmy się, że
Robert potrzebuje przeszczepu. Byłam całkiem rozbita, a z nim właśnie zerwała
dziewczyna i wcale nie był w lepszym stanie. Zaczęliśmy rozmawiać, wypiliśmy
trochę za dużo alkoholu i stało się. - wyjaśniłam. - To był błąd i gdybym mogła
to zmienić, to do niczego by nie doszło. Poza tym, umówiliśmy się, że to nic
nie znaczyło dla żadnego z nas i że nikomu o tym nie powiemy. Nie mogę
uwierzyć, że ci powiedział. - dodałam czując, jak wzbiera się we mnie złość na
Tomka.
-Nie możesz uwierzyć, że mi powiedział?! - wybuchł Jack. -
Ja nie mogę uwierzyć, że TY tego nie zrobiłaś!
-Jack... - przerwałam, widząc, że odkłada lód na szafkę i
kieruje się w stronę drzwi. - Więc jednak wychodzisz.
-Muszę po prostu... ja... Nie mogę tu zostać!
-Widzisz?! Właśnie dlatego nie chciałam się angażować! - powiedziałam,
wychodząc za nim z pokoju. Zatrzymał się i odwrócił, chcąc coś powiedzieć, ale
go uprzedziłam. - Mówiłam ci, że jestem beznadziejna w związkach! Dlatego nie
chciałam przyznać przed samą sobą, że cię kocham! Bo wiedziałam, że prędzej czy
później zrobię coś, co cię skrzywdzi, a ty się ode mnie odwrócisz, łamiąc mi
serce. - czułam, że głos zaczyna mi się łamać i za chwilę wybuchnę płaczem.
Mimo to, mówiłam dalej. - Albo, że przy pierwszym problemie, jaki się pojawi,
jedno z nas odejdzie. Wiem, że okłamywanie cię było chujowym pomysłem i że cię
zraniłam i sama myśl o tym mnie dobija, ale... - przerwałam na chwilę, by
opanować drżenie głosu - ale mimo wszystko nie sądziłam, że to ty odejdziesz. -
dodałam cicho, czując jak łzy spływają mi po policzkach. Otarłam je dłonią,
choć bez celowo, bo w ich miejscu za chwilę pojawiły się nowe, i spojrzałam na
Jacka. Nadal był wściekły. Jego ramiona co chwilę unosiły się i opadały, kiedy
szybko oddychał i ciągle miał tę zacięta minę i złość w oczach, ale jednak coś
było inaczej... Nagle ruszył w moją stronę, przyparł mnie do ściany i pocałował.
To był pocałunek, jakiego jeszcze nigdy nie doświadczyłam. Mocny, namiętny,
pełen pożądania. Całował mnie tak, jak jeszcze nigdy nie całował. Mocno
oplotłam ramionami jego szyję, wspinając się na palce i w pełni oddałam
pocałunek. Złapał mnie za pośladki i uniósł do góry, a ja oplotłam go nogami.
Jego dłonie błądziły po moich udach i pośladkach, a usta po szyi, ramionach,
dekolcie. Poczułam, jak jego dłonie przesuwają się po moich nogach coraz wyżej
i wsuwają się pod koszulkę, której chwilę później już nie miałam. Ja nie byłam
mu dłużna i pozbawiłam go najpierw bluzy, a potem koszulki. Szybko
przenieśliśmy się do mojego pokoju i opadliśmy na moje łóżko, kontynuując zachłanne
pocałunki. Dreszcz przeszył moje ciało, kiedy przejechał kciukiem wzdłuż
blizny, a przez myśl przebiegła myśl o tym, jak bardzo nienawidzę tej skazy.
Ale jemu to nie przeszkadzało. Kochał mnie i zależało mu na mnie. Widziałam to
w jego oczach, które spojrzały prosto w moje, kiedy zorientował się, co zrobił.
Uśmiechnęłam się lekko, a potem przyciągnęłam go do siebie i ponownie zaczęłam
całować. Moje serce biło tak szybko i intensywnie, że bałam się, że widać to
przez skórę. Oboje wiedzieliśmy, do czego to wszystko dąży, ale żadne z nas nie
przestało. Żadne z nas nie chciało. Wkrótce oboje byliśmy w samej bieliźnie, a
chwilę później kompletnie nadzy.